[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Czy ona poprostu wyszła i nie wróciła do domu? Czy była w samochodzie?Clare zamarła, usiłując ocenić, ile im powiedzieć.Utrzymywała ten sekret tak długo i nieznała tych ludzi - nawet własnego ojca.Nie może im ufać.Ale nie może też pozwolić, żebyzadzwonili na policję.- Nie dzwońcie na policję.Nie możecie tego zrobić.Nikt jej nie zabrał.Była chora.Niebyła sobą.I dlatego odeszła.I nie wiem, czy w ogóle wróci.Ale nie możecie dzwonić na policję,bo ona nie chciała zrobić niczego, co zrobiła.- Mówiła te słowa w pośpiechu i zobaczyła, żeCornelia idzie w jej kierunku.Podniosła dłoń, żeby ją powstrzymać.Spojrzała teraz prosto naojca, który nadal siedział przy stole.- Ona była chora - powtórzyła powoli, lodowatym tonem.Cornelia spojrzała na Martina i czekała.- Nic nie wiedziałem - powiedział Martin do Cornelii, podnosząc dłonie, jakby chciałzademonstrować, że są puste.Clare słuchała, jak to mówi.On się nie liczył.Nigdy się nie liczył, iteraz też nie.- Chcę jechać do domu - odezwała się do Cornelii.- Ona może tam wrócić.Cornelia zapytała łagodnie:- Sądzisz, że wróci?Clare przypomniała sobie mamę w land-roverze, mówiącą, że jej przykro, tym smutnym,ostatecznym tonem.Potrząsnęła przecząco głową.Poczuła, że łzy spływają jej po policzkach,więc zakryła twarz dłońmi.- Twój tata pojedzie tam i zostawi mamie liścik - zaproponowała Cornelia.Stała teraz tużprzy Clare, ale jej nie dotykała.Clare nie chciała, żeby ją dotykano.- Dzięki temu mama będziewiedziała, gdzie jesteś, i będzie mogła cię znalezć.Ale nawet jeśli nie wróci, my ją znajdziemy.Znajdziemy ją i pomożemy jej wyzdrowieć.Od wielu tygodni Clare bardzo się starała wyzbyć wszelkiej nadziei, była dla siebie podtym względem bardzo surowa, więc choć ją kusiło, nie pozwoliła, żeby słowa Cornelii obudziływ niej nadzieję.Mimo wszystko była zadowolona z jej obecności i z jej słów.Gdyby jej tu niebyło, byłaby sama, toteż kiedy Cornelia spytała, czy tak będzie w porządku, skinęła głową.Usiadła na podobnym do gąsienicy szezlongu, a Cornelia obok niej.- Ale tu nie zostanę.Nienawidzę tego miejsca.Mogę zamieszkać w hotelu czy gdzieś.Amoże mogłabym zostać z Max.Dała mi numer swojej komórki.- Clare wyjęła z kieszeniSR wizytówkę.Obok numeru widniały słowa  W każdej chwili", a  każdej" było podkreślone trzyrazy.- Ale tu nie zostanę.Cornelia spojrzała na ojca Clare.Potrząsnął głową, jakby zagubił się w tym wszystkim, poczym złożył dłonie i przycisnął je do czubka głowy.Przybrał nieszczęśliwą, bezradną minę, anastępnie wstał i wyszedł do kuchni.- Pójdzmy teraz w inne miejsce i porozmawiajmy o tym - zaproponowała Cornelia.- Dobrze - odparła Clare tępo, choć była już wykończona rozmawianiem.Czuła się takazmęczona.Powieki jej opadały, a futro wydawało się niezwykle ciężkie.- W takim razie poczekaj tu chwilkę.Chcę porozmawiać z twoim ojcem.- Cornelia wstałai poszła do kuchni.Clare słyszała ich głosy.Chyba się kłócili, ale nie była pewna.Kiedy Corneliawróciła, jej oczy też miały zmęczony wyraz, ale się uśmiechała.- Twój ojciec zostawi wiadomość dla twojej mamy w waszym domu.A my pójdziemy domojego mieszkania, jeśli ci to odpowiada.To niedaleko.On przyjdzie pózniej, prawda, Martin?- Oczywiście.Przyjdę - odparł.Mówił do Cornelii.Cornelia i Clare przeszły przez całe mieszkanie, a ojciec z nimi.Kiedy wszyscy trojestanęli przy drzwiach wejściowych, zaczął coś mówić, przestał, a potem wyciągnął rękę i dotknąłpasma włosów Clare, które zwieszało się tuż przy twarzy.Nie pociągnął go żartobliwie ani niewłożył za ucho, jak to robiła mama, tylko trzymał pomiędzy kciukiem a palcem wskazującymprzez sekundę.dwie sekundy.Poczekała, aż zabierze rękę, po czym wraz z Cornelią wyszła.Nazewnątrz Cornelia ruszyła zaśnieżonym chodnikiem, obracając się od czasu do czasu, żebysprawdzić, czy Clare za nią idzie.Clare, w futrze mamy, z oddechem unoszącym się przed nią wpowietrzu, szła o kilka kroków dalej, wyczerpana jak niedzwiedzie z jej opowiadania.Kiedy dotarły do mieszkania Cornelii, Clare stanęła tuż za drzwiami, chwiejąc się lekko.Nad ich głowami świecił żyrandol, ale wszystko inne wydawało się rozmazane, zamglone, nawpół realne.Cornelii wystarczyło jedno spojrzenie na dziewczynkę, żeby wziąć ją za łokieć ipoprowadzić do sypialni.Clare padła na łóżko, a potem spadała i spadała, i spadała.Kiedy sięobudziła, było ciemno, i w tej ciemności zaczęła wołać mamę.11.CorneliaNie bój się rodzicielstwa; niektórzy rodzą się rodzicami, inni osiągają rodzicielstwo, ajeszcze inni są na nie skazani".I mimo że zrobiłam z siebie idiotkę w sklepie z serami, dostatecznie dobrze znamSR Szekspira, żeby wiedzieć, że w rzeczywistości ten fragment brzmi nieco inaczej.W końcuchodziłam przez dwa miesiące na studia doktoranckie z literatury angielskiej, prawda? Prawda.AWieczór Trzech Króli, jeśli nie jest moją ulubioną sztuką W.S., to w każdym razie zdobywapierwsze miejsce ex aequo z Królem Learem: Wieczór Trzech Króli za dowcip i urok, Król Learza chwytające za serce przeżycia.Dobrze zbilansowana dieta, zawierająca wszystkie głównegrupy umysłowej i emocjonalnej żywności.Bywałam na przyjęciach, gdzie wygłoszenie takiegopoglądu przypominałoby wrzucenie krwawiących ryb do zbiornika pełnego rekinów: mnóstwokrwawej agresji, zacięta walka i nikt nie wychodzi bez szwanku.Jest to rodzaj sporów, któresobie cenię, ale których również unikam, z jednej strony bowiem sztuka jest ważna i warto się onią wściekać, a z drugiej ja mogłabym bombardować kogoś sceną pojednania Leara z Kordelią wwięzieniu lub słowami:  Powiesili biedactwo", a ten ktoś mógłby z kolei cisnąć we mnie:  Byćalbo nie być", i dokąd by nas to zaprowadziło? Ludzie kochają, co kochają.Tak już jest.Albo nie kochają tego, czego nie kochają.To oczywiście sprowadza mnie z powrotem dozasadniczego tematu po mojej żałosnej próbie dygresji i odwrócenia uwagi, które, jak pewniezauważyliście, są moją specjalnością.Jednak nawet ja nie potrafię uciec przed faktem, że w tymmomencie możliwy jest tylko jeden temat, który wcale nie jest tematem, tylko dzieckiem - ClareHobbes, niegdyś Clare Hobbes Grace, córką Martina, jak Kordelia była córką Leara.Przytoczyłam wcześniej ten przekręcony cytat głównie po to, żeby pokazać, że jest ontylko częściowo słuszny, bo, niezależnie od okoliczności, rodzic zostaje skazany narodzicielstwo.Nikt nigdy nie jest na nie całkiem gotowy, każdy jest wzięty z zaskoczenia.Torodzicielstwo wybiera ciebie.A ty otwierasz oczy, patrzysz na to, co otrzymałeś, mówisz:  O mójBoże" i uświadamiasz sobie, że ze wszystkich piłek na świecie tej jednej nie wolno ci upuścić.Tonie jest kwestia wyboru.Zanim zjeży ci się sierść twoich politycznych poglądów - a uważam, że to potrzebnasierść, i sama mam jej sporo - powinnam wyjaśnić, że nie mówię o wyborze w sensie za aborcją iprzeciwko niej.Mówię o wyborze po fakcie, o ucieleśnionym niemowlęciu, przesądzonej spra-wie, dziecku pojawiającym się w obłokach chwały itede [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gieldaklubu.keep.pl
  •