[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jake zeskoczył z siodła i ruszył za nią.Dogonił ją, kiedy otwierała frontowe drzwi.Chwycił ją za pasek od spodni i zmusił do zatrzymania.- Chcę z tobą porozmawiać.Obróciła się do niego tak wzburzona, jakiej jej jeszcze nie widział.- Ale ja nie chcę! A przynajmniej do czasu, dopóki się nie uspokoję, bo mogłabym cipowiedzieć coś nieprzyjemnego.- Na przykład? - spytał, ledwo panując nad sobą.- A chociażby to, że jesteś nieokrzesanym tyranem narzucającym wszystkim swą wolę,wybuchowym, humorzastym.- Ja? Ja jestem humorzasty?- Tak, ty!- Twoje humory, panno Coleman, też pozostawiają dużo do życzenia.- Ja miałam powody, by stracić dobry nastrój.I to niejednokrotnie.Cokolwiek zrobię,zawsze masz coś przeciwko temu.Nie podoba ci się moje ubranie, moje włosy, wszystko.Jesteś ponury, gdy przychodzisz na śniadanie czy kolację.Nie mogę już znieść, gdy podczasjedzenia gapisz siew talerz i wcale się nie odzywasz.- Czy jeszcze coś?- Tak.Uprzejmie cię proszę, byś trzymał się z dala od moich osobistych spraw.- Odwróciłasię na pięcie, otworzyła drzwi i próbowała je za sobą zatrzasnąć; nie udało się - odbiły się odbuta Jake'a.- Bez względu na to, czy ci się to podoba czy nie, nie pozwolę komuś takiemu jak Randyobłapiać cię w mojej obecności.Obiecałem Rossowi.- Obłapiać mnie?! Zdejmował mi z kołnierza gąsienicę!.- I potrzebował na to tak dużo czasu? - krzyknął.- W takim razie dlaczego wrzeszczałaś?- Przestraszyłam się.- I to mnie przeraziło.Nie wiedziałem przecież, co on robi.- To już moja sprawa.Mogłeś nic nie myśleć.- A jeśli w środku nocy zaczniesz krzyczeć, to co? Mam się obrócić na drugi bok i spać spokojnie dalej? Nie zastanawiać się nad tym, czy przypadkiem nie potrzebujesz pomocy?Patrzyła na niego z politowaniem.- Przecież miałam gąsienicę na karku.- I z tego powodu wrzeszczałaś? Pamiętam, jak niedawno bawiłaś się gąsienicami,myszami i Bóg jeden wie, jakim innym robactwem.Wtedy nie byłaś przestraszona.Ze wszystkich sił starała się opanować: oddychała głęboko, liczyła do dziesięciu, zaciskała iotwierała dłonie.Trochę pomogło, ale Jake ciągle był wściekły.Wpatrywał się w rozchylonezapięcie jej koszuli.- Zmieniłam się od tamtego czasu.Wiedział to równie dobrze jak ona sama.- Jak jeszcze raz będziesz miała jakiegoś robaka na karku, zawołaj mnie, ja ci go zdejmę.- A co to za różnica, czy zrobisz to ty, czy któryś z nich?- Bo ja nie oblizuję się za każdym razem, kiedy cię widzę.Teraz wiesz?Spojrzała na niego z niedowierzaniem.- To śmieszne.Oni tego nie robią.- Nie? - Wyciągnął w jej kierunku palec.- Ostrzegałem cię przed noszeniem tych obcisłychportek i paradowaniem w nich.- Paradowaniem?! - krzyknęła i odepchnęła jego rękę.- Właśnie! - Zdjął robocze skórzane rękawice i rzucił je na podłogę.To samo zrobił zkapeluszem.- Stąpasz przed nimi jak królowa i wabisz ich.- Nigdy nie stąpam - wypowiedziała z naciskiem to słowo.- Nigdy nikogo nie wabię.- Robisz to diablo dobrze!- Noszę spodnie, bo to najwygodniejszy i najpraktyczniejszy ubiór na ranczo.I to jestjedyny powód.- A nie daje ci zadowolenia myśl, że ci trzej mężczyzni mogą cię pragnąć? - spytał,zniżywszy głos do szeptu.Odskoczyła, jakby chciał ją uderzyć.Taką miał o niej opinię? Czy myślał, że od czasu,kiedy bez wstydu prosiła go, by się z nią kochał, mogłaby to zrobić z innym mężczyzną?- Nie! - wykrzyknęła przez łzy.- Nie?- Nie!- W takim razie zmień lepiej swoje zwyczaje i zacznij się zachowywać jak dama.Następnym razem może mnie nie być pod ręką, by powstrzymać Randy'ego od spełnieniatwojej prośby. - O co mogłabym go prosić?- O to!Wyciągnął rękę i gwałtownie przyciągnął ją do siebie.Jego usta natychmiast odnalazły jejwargi, lecz były okrutne i bezwzględne.Uczucia dotąd skrywane i usilnie maskowane -wybuchły.Nie jako gniew, jako namiętność.Zanurzył ręce w jej włosy, palcami przeczesywał bujne loki.Znowu ją całował, lecz tymrazem władczy język zmusił ją do rozchylenia warg.Jej pierwszą reakcją był gniew, potem - zaskoczenie i zdziwienie.Jak powinnazareagować? Walczyć z nim i w ten sposób przekonywać go, że nie łaknie męskich pieszczot?Czy poddać się? Poddać się słodkiemu zniewoleniu?.To jest właśnie to, czego pragnęła najbardziej: utonąć w jego zaborczych objęciach, czućsmak jego pocałunków, rozkoszować się doznaniami ciała.Wybór należał do niej.Objęła Jake'a ramionami, kładąc dłonie na jego plecach.Każdympalcem mogła wyczuć drżenie jego ciała.Jake jęknął z rozkoszy, a jego język, teraz delikatny i czuły, sięgał w głąb jej ust.Jednąręką gładził szczupłe plecy Banner, a drugą otoczył jej talię.Jego dłonie głaskały jej biodra.Jeszcze mocniej przyciągnął ją do siebie.Banner poczuła jego twardą męskość, ale tym razem nie odpychała go, nie byłazawstydzona.Zatraciła się w pocałunkach, jakby nigdy więcej nie miała ich zaznać.Przesuwała palcami po jego plecach, rozbudzając jego ciało.Jeszcze przed chwilą kipiałgniewem, a teraz jej pożąda.Myśl o zbliżeniu z nią wprost go opętała.Jej usta smakowały lepiej, niż to zapamiętał.Raz po raz jego język zgłębiał ich cudownątajemnicę.Jej piersi nabrzmiały tak, że dokładnie czuł ich kształt.Tak, tak pamiętał ichsłodki ciężar: idealnie mieściły się w jego dłoniach.Pamiętał również, że delikatny materiałjej nocnej koszuli ślizgał się po nich, jak gdyby je masował.Gdy jego palce dotknęły wówczasnaprężonych sutek, piersi zadrżały, boleśnie rozbudzone, wrażliwe.Wtedy nie ośmielił się zdjąć z niej koszuli, nie widział ich, nie pieścił tak, jak by chciał.Mógł tylko wyobrazić sobie, jak jego język drażni je leciutko.Czy to by się jej podobało? Czynie miałaby nic przeciwko takim pieszczotom?Przylgnął biodrami do jej ciała.Boże, wiele dałby, żeby zagłębić się ponownie w jejaksamitnym, wilgotnym wnętrzu.Z jękiem oderwał się od jej ust i odnalazł miękką skórę szyi, gdzie pulsowało echo bijącegoserca.Modlił się, by wspomnienia znikły, by mógł znalezć w sobie tyle siły, aby uwolnić sięod niej. Szczególnie żywa była w jego pamięci chwila zespolenia.Było mu przykro z powodu bólu,jakiego Banner doświadczyła, ale nawet to nie pomniejszyło wrażenia ekstazy.Ona była jakwymarzona dla niego.Nigdy nie miał kobiety, która by tak do niego pasowała.Zawahał się, nie wiedząc, czy kontynuować pieszczoty.Może byłaby zadowolona, gdybyprzestał?Nie, żadna siła na ziemi ani w niebie nie zmusi go, żeby ją w tej chwili zostawił.Zaczął sięporuszać powoli, świadomy jej bliskości.Czuł, że jest spięta.Po chwili, oswoiwszy się z jegociałem, odprężyła się.Miłe wspomnienia spowodowały, że ogarnęło go podniecenie.Poczułsłodycz rozlewającą się po całym ciele.Zacisnął zęby, usiłując przezwyciężyć żądzę.W końcu odepchnął dziewczynę od siebie iodwrócił się.Oddychał ciężko, ale poczuł się lepiej.Rzucił jej spojrzenie przez ramię izauważył zdziwienie na bladej twarzy.Boże, na pewno ją przestraszył.Pchnął drzwi i wyszedłz domu.Wdrapała się na stary orzech rosnący u wejścia na podwórze [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gieldaklubu.keep.pl
  •