[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zrozumiałeś? Zrozumiałem. Wykonaj.Jasło odwiesił mikrofon i ze złością zamruczał:  Dodaj gazu.Strzałka szybkościomierza podskoczyła na sto pięćdziesiąt,silnik rzęził.W chwilę pózniej znowu zobaczyli  Morrisa.Ciągnął ostrowyprzedzając w ułamku sekundy rzadkie ciężarówki z budulcem. Zaraz będzie blokada  mruknął Jasło.Wyjechali zza łagodnego zakrętu i zobaczyli rząd ciężarówek,przegradzających szosę w poprzek.Za ciężarówkami stały dwaradiowozy z błękitnymi lampami i jedna karetka Pogotowia;kilka szaroniebieskich postaci oczekiwało nieruchomo napoboczach. Morris zaczął zwalniać.Potem, na pięćdziesiąt metrów odzapory, nagle dodał gazu i spróbował przeskoczyć na łąkę.W ułamku sekundy zobaczyli jego podwozie, unoszące się nadpłytkim rowem, a potem już tylko płomień.Zaczęli hamować z piskiem gum, a tymczasem szaro-niebieskie sylwetki już biegły ku szalejącemu ognisku.Zanim podeszli, tamten już siedział na trawie, dygocąc iotrząsając z twarzy gaśniczą pianę.Dwóch ludzi w białychfartuchach pochylało się nad nim z zawodową troskliwością;trzeci w mundurze czekał obok w milczeniu. Kozak z ciebie  powiedział Jasło, zatrzymując się przedosmalonym kierowcą. Powinieneś brać udział w moto-crossach.A potem zwrócił się do ludzi w fartuchach i zapytał: Cały? Cały, tylko zszokowany. No, to dawać obrączki.Rafał podszedł o te kilka zdań pózniej.Zobaczył ładną, na wpółdziecinną twarz Marka, na której kopeć mieszał się zmydlinami, i powiedział cicho: Obetrzyjcie go, bo wygląda jak idiota.Któryś z pielęgniarzy czy może lekarz wytarł go połą fartucha.Marek z trudem podniósł się na nogi i szepnął: Wywrotny, cholera.Myślałem, że przeskoczę. Ty, bracie, dużo myślałeś  powiedział z niechęcią Jasło. Chodz, pakuj się do gabloty, czeka na ciebie parępięknych lat kryminału.Szkoda czasu.Sam wziął od milicjanta kajdanki i bez pośpiechu zapiął jeMarkowi na przegubach dłoni. Panie Rafale  szepnął Marek. Bardzo mi przykro, słowo daję.Nie wiedziałem, że to się tak skończy. Nikt ci nie kazał  powiedział bardzo cicho Rafał. Samwybrałeś. No, trudno  szepnął Marek. Jeżeli o mnie chodzi, tomożemy jechać.Z bagażnika rozbitego  Morrisa wyjęli kilka kamerfotograficznych z kompletem wymiennych obiektywówprzenieśli to wszystko do radiowozu i popchnęli Marka nasiedzenie.Usiadł bez słowa.Wracali do miasta w głuchym milczeniu, przerywanym tylkopochrząkiwaniem Marka.Wreszcie odezwał się radiotelefon: Stary wam gratuluje.Jeżeli chodzi o tamte dziewczyny,to są już w Klinice Akademii Medycznej.Dyżurny lekarztwierdzi, że je z tego wyciągnie, obie mają serca jakdzwony.Możecie jechać spokojnie. A widzi pan?  zawołał z ożywieniem Marek. Nieprzedawkowałem. Ty zawsze byłeś w porządku  powiedział ze smutkiemRafał. I zawsze będziesz, przynajmniej we własnymprzekonaniu.Ale powiedz nam, jak je namówiłeś nawyjazd do Smoczej Góry? Nie próbowałem  zawołał uczynnie Marek. Dałemim o świcie kawę z rozpuszczonym środkiem nasennym.Pospały się jak dzieci.Kłopot miałem tylko ze zniesieniemich do samochodu.No, ale jakoś je zniosłem.I zdaje się, żenikt nie zauważył.Nie zauważyli, prawda?  zapytał,odwracając się do Jasły.Ten tylko skrzywił się i podstawił mu bliżej  Philipsa. Mów wyraznie, bo to magnetofon pana redaktora.Dlaczego potem wstrzyknąłeś im taką cholerną dawkęnarkozy domięśniowej? Nie taką znowu cholerną  powiedział. Chciałem,żeby za wcześnie nie zaczęły gadać. A gdyby je szlag trafił? Naprawdę nie miałem takiego zamiaru. A skąd wziąłeś tę narkozę? Ze szpitala wojewódzkiego, z reanimacji.Byłem kiedyś u pani Barbary w czasie dyżuru i udało mi się to załatwićbardzo dyskretnie.Hartman twierdził, że coś takiegozawsze może się przydać. A co chciałeś robić dalej? Na razie prysnąć do NRD.Zawsze obcy kraj, łatwiej sięprzytaić.Myślałem, że coś potem wymyślę. A ta chałupa w Smoczej Górze? No, to było takie nasze rezerwowe atelier  odpo-wiedział rzeczowo Marek. Hartman wydzierżawił je natrzy lata.Nie chcieliśmy wszystkiego machać u mnie.Zresztą dziewczyny czuły się tam lepiej.Ogródek, wie pan,nastrój.Było łatwiej. Nie buntowały się? No, te, które już przyjeżdżały, były przekonane. Pan ich sam nie przekonywał? Nie  odpowiedział poważnie Marek. Od tego byliHartman i Luluś.Już ich macie, co? Od razu się do-myśliłem, jak tylko znikli.Nie przypuszczałem jednak, żetak wcześnie zaczną sypać. Długo pracowaliście razem? No, kawał czasu.Lulusia, wie pan, znam jeszcze z DomuDziecka.Zawsze miał głowę do szybkich interesów.A zHartmanem zgadał się on sam.Pracował u niego przezjakiś rok, może więcej.Ale zaczynaliśmy bardzoprzyzwoicie. To znaczy? Od takich prostych, gołych dziewczynek.Parę lat temuto jeszcze szło.Potem przyszła rewolucja seksualna imusieliśmy się przestawić.Ciężki chleb w takimpruderyjnym kraju.Cholera, jednak mnie coś boli, tu, w ko-lanie. Nie martw się  powiedział łagodnie Jasło. Będzieszpod dobrą opieką.A teraz powiedz coś więcej o tym ciężkimchlebie. Gehenna  zawołał Marek. Dzisiaj trudniej zrobićdobrą pornografię niż  Pana Tadeusza , Te wszystkiefigury, wie pan.Trzeba mieć głowę jak Einstein. I najlepszy towar.A skąd go brać? Musieliśmy trochęprzyciskać kolanem.Ale też bez niczyjej krzywdy.Jakktóra się zgodziła, to Hartman płacił.A jak nie, to machałręką.Naprawdę nie warto robić z tego historii. Możliwe  mruknął Jasło. No, to powiedz namjeszcze, jaką drogą to szło na zachód.Marek obejrzał się na Rafała i przez chwilę był trochęskonfundowany.Ale zaraz potem poweselał. No, co ja tu będę ukrywał  powiedział. Przez mamęElżbiety.Wypożyczyłem sobie jej torbę i dałem do małejprzeróbki.Potem już wszystko grało.Pańska żona zawszezatrzymywała się w Bazylei w tym samym hoteliku; naszkontrahent nawiązał kontakt z pokojową i już. A kto wykonał tę przeróbkę?  zapytał cicho Rafał. PanWiesio? Skąd pan wie? Domyśliłem się z tego, co powiedziała pani Gizela. To jego matka  powiedział ze smutkiem Marek.Bardzo nieszczęśliwa osoba.Prawdę mówiąc, należałoby jąoddać na kurację odwykową.Ale pan Wiesio jakoś nie maserca. A kto wymyślił numer z Miastkowem? Pan Wiesio czyty? Ja  powiedział z niezmąconym spokojem Marek.Musiałem przez jakiś czas trzymać pana z daleka odElżbiety; sam nie wiedziałem, gdzie ona się skryła, panmógł wszystko zepsuć; no i zepsuł pan, panie Rafale, Bezpana wszystko wróciłoby do normy. Fajna norma  powiedział z przekąsem Jasło. Ciekawjestem, ile na niej trafialiście co miesiąc. W Polsce nic  odpowiedział z dumą Marek. Opróczpokwitowań.Wszystko szło na nasze konto w Hamburgu.Planowaliśmy za rok wykupić wycieczkę  Orbisu i zostać.Nie wiem, czy utrzymalibyśmy się w tym samym fachu.Alemielibyśmy coś na początek. Boję się, że już tego nie podejmiecie. No, to pan nie zna prawdziwych banków [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gieldaklubu.keep.pl
  •