[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wiedziała, na co się zanosi.Bonetti nakręcił numer Kwestury i zaczął się szybko ubierać.W żaden sposób jednak nie mógł dać sobie rady ze spinkami,które nie chciały wsunąć się do nakrochmalonych mankietów.Zaklął szpetnie parę razy, a kiedy i to nie pomagało zwrócił sięz prośbą o pomoc do żony.Po upływie niecałej godziny zaparkował Fiata na via PaoloFrisi.Nie zważając na swą tuszę, błyskawicznie wbiegł pokamiennych schodach.Ci ze Squadra Mobile byli już na miejscu.Lekarz oglądałzwłoki.Dwóch szczupłych brunetów w granatowych ubraniachposypywało białym proszkiem meble i wszystkie, znajdujące sięw mieszkaniu, przedmioty.France Bruno rozmawiał zWolskim.Bonetti zaczął od lekarza.Posłyszał krótki, lakonicznykomunikat: Postrzał w serce.Trzy kule.Duża precyzja.Zmierć nastąpiła natychmiast. Strzelono z przodu? Tak. Z jakiej mniej więcej odległości? Trudno określić.Ale odległość nie była chyba bardzo mała. Dziwne powiedział Bonetti To przecież taras.Ciałoleży niedaleko bariery.Czyżby strzał padł z sąsiedniego domu? Tak na to wygląda przytaknął lekarz. Albo. Bonetti w zamyśleniu poskrobał się za uchem Albo ktoś zmienił pozycję ciała.To także możliwe.Chociaż nie stwierdzono żadnych śladów,które wskazywałyby na to, że zwłoki były ruszane.Ale śladymożna zatrzeć. Na to trzeba czasu i dużo zimnej krwi.To już musiałby byćfachowiec.Czy mógłby pan, doktorze, możliwie szybkodokonać sekcji? Pan wie, panie komisarzu, że zawsze idą panu na rękę.Zrobię co będę mógł, aby pan był zadowolony. Grazie.Molto gentile.Bonetti raz jeszcze pobieżnie obejrzał zwłoki, wydałpolecenia fotografom i zabrał Wolskiego do salonu.Zamknąłstarannie drzwi. No i jak to się wszystko stało, caro Stefano?Wolski usiadł na tym samym fotelu, na którym siedział tutajprzed dwiema godzinami, i opowiedział komisarzowi całąhistorię, starając się nie pominąć żadnego szczegółu.Bonetti słuchał z rosnącym zainteresowaniem.Palił cygaro ico chwilę wypuszczał kłęby dymu.Kiedy opowiadanie dobiegłokońca, siedział czas jakiś w milczeniu i wreszcie spytał: Więcw tym albumie z fotografiami widział pan zdjęcie pańskiejżony? Tak.prawie jestem pewien. Chwileczkę.Prawie czy zupełnie pewien? Widziałem.Chyba, że uległem halucynacji.Wolski wstał i podszedł do półki z książkami, chcąc pokazaćkomisarzowi album.Bonetti powstrzymał go energicznie. Nie, nie, niech pan tego nie dotyka.Najprzód zdejmiemyodciski palców.To może mieć duże znaczenie.Proszę mipowiedzieć, jak to było z tą nagłą depresją pani Manganello.Bowspomniał pan, że. Tak.Z początku była bardzo wesoła, rozmowna, pełnaenergii.W pewnym momencie zupełnie niespodziewanieprzygasła, posmutniała.Nie chciała nawet sama prowadzićwozu. Czy mówiła, że się czegoś obawia? Tak. Ale nie precyzowała bliżej czego się boi? Nie.Zresztą ja specjalnie nie nalegałem. Rozumiem.A ta depresja potem minęła, tak? Tak.Kiedy przyjechaliśmy tutaj. Przyjechaliście tutaj.Signora Manganello zostawiła panana chwilę samego w salonie, a kiedy wróciła znowu byławesoła, rozmowna, pełna życia. Skąd pan wie? zdziwił się Wolski. Domyślam się. Przypuszcza pan, że coś zażyła? Sądzę, że tak.Z tego co pan mówi bardzo mi to wygląda nanarkomanię.Dosyć charakterystyczne objawy.Taka nagłaapatia, depresja.Być może, że sekcja zwłok coś wykaże Czypan ma broń?Wolski zdumiał się. Broń? Jaką broń? No, na przykład pistolet? Ale skądże.Nigdy w życiu nie miałem pistoletu. To dobrze.To nawet bardzo dobrze. Czyżby pan mnie podejrzewał, panie komisarzu, że to jazabiłem tę kobietę? Tego nie twierdzę, ale gdyby na przykład ktoś posłużył siępańskim pistoletem, aby zastrzelić tę kobietę, to mogłybywyniknąć pewne komplikacje I tak już nie jest najlepiej, że wmomencie morderstwa pan znajdował się sam na sam z ofiarą.Wolski spojrzał niespokojnie na mówiącego. Paniekomisarzu, przecież.To zupełny nonsens.Przecież ja nie mamnic wspólnego z tą sprawą.Zupełnie przypadkowo poznałempanią Manganello.Nic, ale to absolutnie nic mnie z nią niełączyło.Pojechaliśmy do Tivoli.Potem zaprosiła mnie dosiebie.I to wszystko.Zresztą po cóż miałbym ją zabijać, agdybym nawet to zrobił, to nie telefonowałbym do pana.Bonetti pokiwał głową. Oczywiście, oczywiście, W każdymrazie jednak będzie pan miał trochę kłopotu.Trzebapozałatwiać te wszystkie formalności.Musi pan pofatygować się do kwestury, żeby złożyć oficjalnezeznanie.A propos.Gdzie pan poznał panią Manganello?Pan Vitallini jest wujem mojego przyjaciela.Któregoś dniabyliśmy tam na obiedzie i wtedy przyszła pani Manganello.Ktoś energicznie zastukał do drzwi.Bonetti powiedział: Avanti Wszedł Franco.Jego szeroka twarz przybrałatriumfalny wyraz. Szefie, niech pan zobaczy co znalazłem.Wąziutki woreczek plastikowy wypełniony był białymproszkiem.Komisarz wziął go do ręki i obejrzał z dużymzainteresowaniem. Tak przypuszczałem mruknął Takprzypuszczałem.Gdzie to znalazłeś? W sypialni, we flakonie po perfumach.Bonetti przytknął plastik do nosa i skrzywił się.Wcale nie pachnie to perfumami, raczej jakąś wędzonką. Wędzonką? zdziwił się Franco, No zobacz.Chłopak powąchał woreczek. Rzeczywiście
[ Pobierz całość w formacie PDF ]