[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Rude włosy ułożyły się na zielonej trawie jak wachlarz.Jej oczy były niczym skrawkinieba.Zmiały się do niego.I usta się śmiały.Piły z niego.Zatopił się w niej.W następnym śnie ujeżdżała go.Miedzianorude włosy nakryły ich oboje, spowiłypłaszczem, niczym mgiełka unosząca się nad wodospadem.Słońce grzało, więc nie marzli.Ogarnęła go błogość.Od lędzwi aż po koniuszki palców, po włosy i paznokcie.Byłzmęczony, ale zaspokojony.Zasnął w jej objęciach.Z policzkiem wtulonym w jej miękkiepiersi.W chwili gdy zachodziło słońce, wydało mu się, że widzi Seamusa.Brat był tylkomrocznym cieniem.Jakby się przyglądał dwóm nagim ciałom splecionym ze sobą.Rosie zuśpionym Adamem w ramionach.Jego opalonym rękom obejmującym drobne, szczupłeciało.Cień zniknął.- Muszę wam wierzyć, skoro mówicie, że nie był w stanie się poruszyć.Doktor Taylor nie miał zbyt wiele do zrobienia.Okazało się, że wyzwanie, na któreszykował go Jeremy Jordan i które kazało mu natychmiast wsiąść do powozu, nie istnieje."Według Jordana pacjent niespełna dwanaście godzin wcześniej ledwie był w staniemówić i poruszać gałkami ocznymi, a kiedy dotarli na miejsce, siedział w salonie,wygodnie oparty w fotelu.- Byłem całkowicie sparaliżowany - przekonywał102 Adam.Na kolanach trzymał śpiącego chłopca.- Nie mogłem poruszyć nawet głową.- Rozumiem, że niefortunnie upadłeś? - spytał lekarz.- Raczej dostał w zęby - sprostował Jeremy.- Pobiliśmy się.Ja go powaliłem.-Ale następnym razem to ja ci dołożę, Jordan - obiecał Adam.- Nie chce się wierzyć, żeby od tego mogło cię sparaliżować.Nie sądziłem, by cośtakiego było w ogóle możliwe.Jedno uderzenie i upadek nie mogły spowodować stanu,który opisujecie.Nawet tymczasowo.Nigdy nie słyszałem o podobnym przypadku-stwierdził Harvey Taylor, przyglądając się Adamowi z bliska.- Nie jesteś chuderlakiem,O'Connor.- Wszyscy tutaj to widzieli - potwierdziła Fiona, która także nie znajdowała żadnegowytłumaczenia dla tego cudu.- Musieliśmy przenieść go do domu na drzwiach.Byliśmypewni, że już do końca życia będzie kaleką przykutym do łóżka, doktorze.Ileż ja się nadnim napłakałam w kuchni! Ciągle mam czerwone oczy.-A mnie kazałaś nie tracić otuchy - zauważył Adam.-Miałam ci powiedzieć, że równie dobrze mogę cię zastrzelić jak kulawego konia?- Właśnie trochę tak się czułem.Jak kulawy koń -przyznał Adam.- Nie rozumiem - westchnął doktor Taylor.- Pozwolisz, że cię zbadam?- Może jutro.- Adam wstał, z synkiem w ramionach.- Na razie muszę go położyć.Niewierzyłem, że jeszcze kiedykolwiek będę mógł go objąć.Nie sądziłem, że w ogólekiedykolwiek stanę na nogi!103 Zapadła cisza, kiedy wynosił uśpionego jedenastolatka na korytarz prowadzący dosypialni.- Naprawdę tego nie rozumiem - powtórzył lekarz jeszcze raz.- My także - wtrącił Danny.- Zapłacimy panu, doktorze - zapewniła Fiona z powagą i wytarła ręce o biodra jak ofartuch.- Może pan u mnie przenocować.Widząc zakłopotaną minę niezbyt młodego lekarza, zorientowała się, że mógł ją zlezrozumieć.Mało brakowało, a sama by się zaczerwieniła, ponieważ jednak pochodziła zpostępowej rodziny, szybko dodała:-Zawsze znajdzie się jakiś wolny pokój u mnie, moich trojga dzieci i dwóch dorosłychprzybranych synów.- Skinęła przy tym głową, wskazując na Tom-my'ego i Danny'ego.Siobhan zaczęła kaszleć, ale pod surowym spojrzeniem Danny'ego zaraz się opanowała.- Nie wiedziałem, że ma pani tak dużą rodzinę, pani Johnson.- Proszę mi mówić Fiona - zaproponowała.- Przyjechał pan aż z Auckland, żeby ratowaćmojego brata, doktorze, więc uważam pana za przyjaciela.A przyjaciele nazywają mnie poprostu Fioną.- To dla mnie zaszczyt i radość.- Lekarz lekko się skłonił.Starał się jednak unikać jejimienia, sam też nie zachęcił, by zwracała się do niego po imieniu.-Jego przyjaciele na pewno nazywają go doktorem - szepnęła Siobhan do Danny'ego.Chłopak z trudem zachowywał powagę, głównie dlatego, że sprawiał mu przykrość widokFiony tak otwarcie flirtującej ze starym dziadem z Auckland.Rzeczywiście, przyjechał odrazu, ale co z tego? Dostanie sowite104 wynagrodzenie za fatygę.Z pewnością nawet więcej, niż gdyby naprawdę miał tu coś doroboty, bo przecież wszyscy mieli poczucie winy, że niepotrzebnie ściągnęli go aż z takdaleka.-Adam sobie poradzi - oświadczyła Fiona [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gieldaklubu.keep.pl
  •