[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Znowu.Marybeth próbowała coś powiedzieć.Przesunęła językiem powargach.Wzrokiem błagała Jude'a, by się zbli\ył.Jej zrenicezmalały do dwóch czarnych kropek.Zaczął wlec się po podłodze na łokciach.Ona tymczasem ju\szeptała, trudno ją było usłyszeć, bo ojciec znów dławił się i za-chłystywał, tłukąc głośno piętami o podłogę, wstrząsany konwul-sjami.- On jeszcze.nie.skończył - powiedziała Marybeth.- Zno-wu.przyjdzie.Nigdy nie.przestanie.Jude rozejrzał się w poszukiwaniu czegoś, co mógłby przyci-snąć do rany na jej gardle.Był ju\ tak blisko, \e zanurzył dłonie285w otaczającej ją kału\y krwi.Wypatrzył ścierkę do naczyń wiszą-cą na uchwycie piekarnika, ściągnął ją.Marybeth patrzyła mu prosto w twarz, lecz Jude miał wra\e-nie, \e go nie widzi, \e przenika przez niego wzrokiem, spogląda-jąc w nieokreśloną dal.- Słyszę.Annę.Słyszę, jak.woła.Musimy.zrobić.drzwi.Musimy ją.wpuścić.Zrób nam drzwi.Zrób drzwi.', a ja je.otworzę.- Przestań mówić.- Uniósł jej dłonie i przycisnął do szyi zro-lowaną ścierkę.Tyle krwi.Marybeth złapała go za przegub.- Nie mogę ich.otworzyć.kiedy będę po.drugiej.stronie.To musi być teraz.Ja ju\ nie \yję.Anna nie \yje.Nie mo\esz.nasocalić - powiedziała.- Pozwól.nam.ocalić.ciebie.Z drugiej strony kuchni dobiegł gwałtowny kaszel.Ojciec siędławił.Jude wiedział czym.Objął dłońmi twarz Marybeth, zimną pod palcami.Obiecałsobie, \e się nią zaopiekuje.A oto le\ała tu z poder\niętym gar-dłem i mówiła, \e ona zaopiekuje się nim.Walczyła o ka\dy od-dech, dygocząc bezradnie.- Zrób to, Jude - powiedziała.- Zrób to.Podniósł jej ręce i poło\ył na ścierce do naczyń, tak by przyci-skały ją do rozciętej krtani.Potem odwrócił się i zaczął pełznąćwe krwi na skraj kału\y.Znowu bezwiednie nucił swoją piosenkę,nową piosenkę, melodię przypominającą hymn z Południa, ludo-wy lament.Jak ma zrobić drzwi dla umarłych? Czy wystarczy jenarysować? Czym? Ujrzał pozostawione na linoleum czerwoneodciski dłoni.Zanurzył palec we krwi Marybeth i nakreślił linięna podłodze.Gdy ocenił, \e jest dość długa, zaczął rysować kolejną, podkątem prostym do pierwszej.Krew na jego palcu wysychałaszybko; powoli odwrócił się z powrotem do Marybeth i szerokiej,migoczącej kału\y krwi.Ujrzał Craddocka wynurzającego się z otwartych szeroko ustojca.Twarz miał wykrzywioną z wysiłku, jedną ręką oparł się naczole Martina, drugą na jego ramieniu.W pasie jego ciało było286ściśnięte w grubą linę - Jude'owi znów skojarzyło się z kłębemzgniecionej i skręconej folii - wypełniającą usta Martina i sięga-jącą daleko w głąb rozciągniętego gardła.Craddock wcisnął sięw niego jak lis do nory, lecz wynurzał się niczym ktoś zapadnię-ty do pasa w bagnie.- Umrzesz - mówił duch.- Ta suka umrze, ty umrzesz, wszy-scy razem pojedziemy nocną drogą.Chcesz śpiewać, la la la, na-uczę cię śpiewać, nauczę cię.Jude zanurzył dłoń we krwi Marybeth i znów się odwrócił.W jego głowie nie pozostała \adna myśl, był jak maszyna pełzną-ca bezrozumnie naprzód.Znów zaczął rysować.Skończył górędrzwi, obrócił się i rozpoczął trzecią linię, zmierzając z powrotemw stronę Marybeth.Linia była krzywa, w niektórych miejscachgruba, w innych ledwie widoczna.Dół drzwi stanowiła kału\a.Gdy do niej dotarł, spojrzał naMarybeth.Twarz miała bladą i pustą.Jej koszulka z przodu cał-kowicie nasiąkła krwią.Przez moment bał się, \e ju\ za pózno, \enie \yje, ale zauwa\ył, \e poruszyła oczami.Obserwowała go.Craddock zaczął krzyczeć.Zdołał ju\ niemal się uwolnić, po-została tylko noga.Próbował wstać, lecz stopą ugrzązł gdzieśw brzuchu Martina.W ręce trzymał ostrze o kształcie półksię\y-ca, z którego zwieszał się błyszczący łańcuszek.Jude ponownie odwrócił się do niego plecami i spojrzał nanierówne krwawe drzwi.Wpatrywał się tępo w krzywy czerwonyprostokąt, pusty kształt obejmujący jedynie kilka szkarłatnychodcisków dłoni.Jeszcze nie były gotowe i próbował wymyślić,czego im brakuje.Nagle przyszło mu do głowy, \e nie będą todrzwi, póki nie znajdzie się sposób, by je otworzyć.Poczołgał sięnaprzód i namalował kółko.Gałkę.Padł na niego cień Craddocka.Duchy rzucają cienie? - zasta-nowił się Jude.Był zmęczony.Cię\ko mu się myślało.Klęcząc nadrzwiach, poczuł, jak coś uderza w nie z drugiej strony.Zupełniejakby wiatr wcią\ napierający na dom gwałtownymi miarowymifalami próbował się przedostać przez linoleum.Wzdłu\ prawej krawędzi drzwi pojawiła się świetlista linia, ja-skrawy rozbłysk oślepiającej bieli.Coś ponownie uderzyło w nie287od spodu.Rąbnęło trzeci raz; ka\demu uderzeniu towarzyszyłgłuchy łoskot wstrząsający całym domem, sprawiający, \e talerzena plastikowej suszarce obok zlewu kołysały się z brzękiem.Judepoczuł, \e ręka ugina mu się w łokciu, i uznał, \e nie ma powodudalej stać na czworakach, a poza tym wymagało to zbyt wielewysiłku.Upadł na bok i sturlał się z drzwi na plecy.Craddock stał nad Marybeth w czarnym garniturze niebosz-czyka.Kołnierzyk z jednej strony miał przekrzywiony.Nie zbli-\ał się, zamarł w miejscu, przyglądając się nieufnie drzwiomu stóp, jakby kryła się pod nimi tajemna klapa, pułapka, na któ-rą o mało nie nadepnął.- Co to jest? Coś ty zrobił?Gdy Jude znów się odezwał, jego głos zdawał się dobiegaćz bardzo daleka jak u brzuchomówcy.- Umarli przychodzą po swoich, Craddock.Wcześniej czypózniej przychodzą po swoich.Niekształtne drzwi wydęły się i opadły.Znów się uniosły, zu-pełnie jakby oddychały.Wzdłu\ górnej krawędzi rozbłysła liniaświatła, tak jasna, \e nie dało się na nią patrzeć.Skręciła i po-mknęła w dół.Wiatr skowyczał jeszcze głośniej, wysoko, rozdzierająco.Pochwili Jude uświadomił sobie, \e to nie wiatr na zewnątrz, leczhuragan zawodzący wokół krawędzi narysowanych krwią drzwi.Powietrze nie wpadało do środka, lecz było wsysane przez oweoślepiająco białe linie.Strzeliło mu w uszach, jak w zbyt szybkolądującym samolocie.Gazety zaszeleściły, a potem wzleciałyz kuchennego stołu i zaczęły wirować w górze.Po powierzchniwielkiej kału\y krwi wokół nieruchomej bladej twarzy Marybethprzebiegły delikatne zmarszczki.Kiedy Jude nie patrzył, dziewczyna przekręciła się na boki wyciągnęła rękę.Teraz jej dłoń spoczywała na czerwonym kręgusymbolizującym gałkę.Gdzieś w dali zaszczekał pies.W następnej chwili drzwi namalowane na linoleum się otwar-ły.Marybeth powinna przez nie przelecieć - połową ciała le\ałana nich - ale tak się nie stało
[ Pobierz całość w formacie PDF ]