[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Oto, ile razy pan Babinicz o księ-ciu Bogusławie wspomniał, to aż mu twarz bielała, a zębami tak skrzy-piał jak drzwiami. To już będzie nasz przyjaciel!. odrzekł pan miecznik. Pewnie!.I do niego uciekniemy, byle się pokazał! Bylem się stąd wyrwał, będę miał własną partię, i waćpanna zo-baczysz, że mi także wojna nie pierwszyzna i że ta stara ręka jeszczesię na coś przyda. To idz waćpan pod komendę pana Babinicza. Waćpanna masz większą ochotę iść pod tę komendę.Długo jeszcze przekomarzali się w ten sposób i coraz weselej, także i Oleńka, zapomniawszy o swych zgryzotach, rozweseliła się znacz-nie, a Anusia poczęła w końcu parskać na miecznika jak kotka.%7łe zaśbyła wypoczęta, bo na ostatnim noclegu w niedalekich Rosieniach wy-spała się dobrze, odeszła więc dopiero pózną nocą. Złoto, nie dziewka!  rzekł po jej odejściu pan miecznik. Szczere jakoweś serce.i myślę, że prędko przyjdziemy do kon-fidencji  odpowiedziała mu Oleńka. A postawiłaś jej oto z początku kozła na czole. Bom mniemała, że to ktoś nasłany.Czy ja wiem wreszcie?Wszystkiego się tu boję! Ona nasłana?.chyba przez dobre duchy!.A wykrętne to lichojak łasica.%7łebym tak był młodszy, nie wiem, do czego by przyszło,choć i tak człek jeszcze jary.Oleńka rozweseliła się zupełnie i wsparłszy rączki na kolanach,przekręciła na bok główkę, naśladując Anusię i patrząc z ukosa namiecznika: Tak to, stryjaszku?! Stryjnę mi chcecie z tej mąki wypiec? No, cicho! no!  odrzekł miecznik.NASK IFP UG Ze zbiorów  Wirtualnej Biblioteki Literatury Polskiej Instytutu Filologii Polskiej UG221Ale uśmiechnął się i począł całą garścią wąsa w górę podkręcać.Po chwili zaś dodał: Przecie i takową sensatkę, jak ty, rozruszała.Pewien jestem, żesię okrutna amicycja między wami pocznie.Jakoż nie mylił się pan Tomasz; bo w niedługim czasie zawiązałasię przyjazń między dziewczętami bardzo żywa i rosła coraz bardziej,może dlatego właśnie, że obie stanowiły zupełne względem siebieprzeciwieństwo.Jedna miała powagę w duszy, głębokość uczuć, nie-złomną wolę i rozum; druga, przy dobrym sercu i czystości myśli, byładzierlatką.Jedna ze swej cichej twarzy, jasnych warkoczów, z niewy-słowionego spokoju i uroku wysmukłej postawy do starożytnej Psychebyła podobną; druga, istna czarnuszka, przypominała raczej ochłę, któ-ra nocami na wertepy ludzi wyprowadza i z frasunku ich się śmieje.Oficerów pozostałych w Taurogach, którzy na obie co dzień patrzyli,brała ochota całować Billewiczówny nogi, Anusi usta.Ketling mający duszę szkockiego górala, zatem melancholii pełną,czcił i ubóstwiał Oleńkę, a od pierwszego wejrzenia począł nie znosićAnusi, która zresztą wypłacała mu się wzajemnością wetując poniesio-ne straty na Braunie i wszystkich pozostałych, nie wyłączając samegopana miecznika rosieńskiego.Oleńka w krótkim czasie uzyskała wielką przewagę nad swą przy-jaciółką, która z całą szczerością serca mawiała do pana Tomasza: Ona w dwóch słowach więcej powie, niż ja przez cały dzień wy-trajkoczę.Z jednej wszelako przywary nie mogła poważna panna wyleczyćswojej pustej przyjaciółki, mianowicie z zalotności.Bo niech jenoAnusia usłyszy brzęk ostróg na korytarzu, wnet udaje, że czegoś zapo-mniała, że chce obaczyć, czyli nowiny o panu Sapieże nie przybyły,wypada na korytarz, leci wichrem i wpadłszy na oficera wykrzykuje: Ach! jak mnie pan przestraszył!Po czym wszczyna się rozmowa przeplatana kręceniem fartuszka,spoglądaniem spod czoła i rozmaitymi innymi minkami, za pomocąktórych najtwardsze serce męskie snadnie pogrążone być może.I tym bardziej brała jej za złe Oleńka owo bałamuctwo, że Anusiapo kilku dniach znajomości przyznała się jej do cichego afektu dla panaBabinicza.Nieraz ze sobą o tym rozmawiały. Inni jako dziady żebrali  mówiła zatem Anusia  a ten smok wo-lał na swoich Tatarów niż na mnie spoglądać, a zaś nie mówił inaczej,jak rozkazując:  Waćpanna wysiądz! waćpanna jedz! waćpanna pij!NASK IFP UG Ze zbiorów  Wirtualnej Biblioteki Literatury Polskiej Instytutu Filologii Polskiej UG222%7łeby przy tym był grubian, ale nie był; żeby nie był troskliwy, ale był!W Krasnymstawie zaraz powiedziałam sobie:  Nie patrzysz na mnie czekaj!. A to już w Aęcznej mnie samą tak rozebrało, że strach.Tupowiem ci, żem mu w te siwe oczy jeno patrzała, a gdy się roześmiał,to już i mnie radość brała, jakobym owo niewolnicą jaką była.Oleńka zwiesiła głowę, bo i jej siwe oczy przyszły na pamięć.Itamten by tak samo mówił, i tamten komendę wiecznie miał na ustach,dzielność w obliczu, jeno sumienia nie miał ni bojazni bożej.A Anusia, idąc za własną myślą, mówiła dalej: Kiedy z buzdyganem na koniu po polach latał, to myślałam, żeorzeł albo hetman jaki.Tatarowie się go gorzej ognia bali.Gdzie przy-jechał, posłuch musiał być, a jak się bitwa zdarzyła, to ognie na niego zochoty na krew biły.Siła ja godnych kawalerów w Aubniach widzia-łam, ale takiego, żeby mnie strach przed nim brał, nigdym nie widziała. Jeżeli ci go Pan Bóg przeznaczył, to go dostaniesz, ażeby zaś cie-bie nie lubił, temu się wierzyć nie chce. Lubić to on mnie lubił.troszeczkę.ale inną więcej.Sam minieraz mówił:  Szczęście to Waćpanny, że ni zapomnieć, ni odkochaćsię nie mogę, bo inaczej lepiej by wilkowi kozę powierzyć aniżeli mnietaką dziewczynę. Cóżeś mu na to? Mówiłam mu tak:  Skądże waćpan wiesz, żebym mu była wza-jemną? A on odpowiadał:  Ja bym nie pytał! I rób tu, co chcesz, ztakim!.Głupia tamta, która go nie pokochała, i samą zatwardziałośćmusi mieć w sercu.Pytałam go, jak jej imię, nie chciał powiedzieć. Lepiej  mówił  tego nie tykać, bo to bolączka, a druga (powiada)bolączka to Radziwiłły.zdrajcy! I zaraz tak straszną twarz czynił, żebyłabym wolała do mysiej jamy się schować.Po prostu bałam się go!.Ale co tam! nie dla mnie on, nie dla mnie! Proś o niego świętego Mikołaja; wiem od ciotki, że najlepszy tow takich terminach protektor.Bacz jeno, byś go nie obraziła, innychbałamucąc. Już nigdy nie będę, jeno tyle! odrobinę!Tu Anusia pokazywała na palcu, ile sobie pozwoli, i małą sobiewyznaczała porcję, co najwięcej na pół paznokcia, by świętego Mikoła-ja nie obrazić. Ja nie przez pustą swawolę to czynię  tłumaczyła się panumiecznikowi, który także począł jej bałamuctwo do serca brać  aleNASK IFP UG Ze zbiorów  Wirtualnej Biblioteki Literatury Polskiej Instytutu Filologii Polskiej UG223muszę, bo jeżeli nam ci oficyjerowie nie pomogą, to się nigdy stąd niewydostaniem. Ba! Braun nigdy nie dopuści. Braun pogrążon!  odrzekła cienkim głosikiem i spuszczającoczy. A Fitz-Gregory? Pogrążon!  odrzekła jeszcze cieniej. A Ottenhagen? Pogrążon! Avon Irhen? Pogrążon! Niechże waćpannę las ogarnie! [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gieldaklubu.keep.pl
  •