[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Złe wiadomości naj-pierw, zdecydowała.Zerknęła z poczuciem winy na swoich gospodarzy izerwała pieczęć na liście od ojca.Głosem pełnym oburzenia ciotka Adela powiedziała: - Dlaczego nie?Przecież to prawda.Przyznaję, że miałam wątpliwości co do tej młodej panny,zanim tu przyjechała, ale okazała się dobrze wychowaną damą.A jak my z niąpostąpiliśmy? Przez nas opada z sił, lecząc dolegliwości wiejskich kobiet.- To nie była dolegliwość, tylko wypadek! - zaprotestował Rand.Garth przesunął się dyskretnie w stronę drzwi.- Wypadek nie zdarzyłby się, gdyby nie było przędzalni - odparła ciotkaAdela.Garth wyszedł z pokoju.- Wracaj tutaj, młody człowieku.- Ciotka Adela ruszyła za Garthem.Rzucając wzrokiem na rozwlekły list ojca, Sylvan zastanawiała się, czy ojciecciągle pisze wciąż ten sam list.Była dla niego rozczarowaniem.Ciężko pracował, żeby zrobić majątek i daćjej wszystko, czego pragnęła.Kupił sobie tytuł barona, żeby mogła dostać się dowyższych sfer i odpowiednio wyjść za mąż.Ale nie.Ona uparcie odrzucaławszystkie propozycje.Zmarnowała swoją najlepszą szansę, gdy zginął Hibbert, ale skoro mieszka w Clairmont, może zdobyć księcia.Powinna wziąć się wgarść i go usidlić.- Już o tym rozmawialiśmy i nic się nie zmieniło.- Ciotka Adela przyciągnęłaGartha za ramię.- Możesz wymyślać różne wymówki, ale wszyscy wiemy,jak cię interesuje utracona reputacja księcia Clairmont.Sylvan zmięła list, podeszła do kominka i rzuciła go w ogień.- No cóż, ktoś powinien się tym interesować - powiedziała ciotka Adela.-Najwyrazniej ciebie to nie obchodzi.Sylvan żałowała, że z równą łatwością nie może wyrzucić swojej złości.Wsunęła list doktora Morelanda do kieszeni i postanowiła przeczytać go na-stępnego dnia.Nie chciała już czytać w towarzystwie, w środku dyskusji, tymbardziej że po przeczytaniu listu ojca czuła niesmak.Podchodząc do barku, Garth nalał sobie brandy.-Moja reputacja to mojasprawa.- Ależ nie! Twoja zła reputacja odbije się na nas wszystkich.Handel! -Zrywając się z miejsca, James wypowiedział te słowa z obrzydzeniem.-Książęta Clairmont żyją w tym miejscu od pięciuset lat.- Czterystu - wtrącił się Rand.- I żaden z nich nigdy nie skalał się handlem.- Sądzę, że już najwyższy czas, aby ktoś wreszcie zabrał się do pracy.- Randwziął szklankę z brandy od brata, stuknęli się szklankami.- Och, tak, wy dwaj będziecie trzymać się razem.Zawsze tak jest.- James byłnajwyrazniej rozgoryczony.- To żenujące, gdy podczas wizyt w Londyniejestem wypytywany przez jakiegoś podrzędnego kupca, jak idzie naszeprzedsięwzięcie.- Wydął usta z oburzeniem.- Kupiec ma czelność odzywaćsię do mnie, jakby był mi równy.- Ale oczywiście nie jest - powiedział Garth.Sylvan uznała tę uwagę za pełnąsarkazmu, ciotka Adela najwyrazniej również, ponieważ aż puchła z oburzenia.- James jestnajlepszym z kuzynów.Chociaż w prostej linii dziedziczy tytuł księcia, niezazdrości wam, chłopcy, niczego.Chce tylko swojej pozycji i godności.- Niczego takiego go nie pozbawiłem  odparł Garth.- Na Boga, nie traktujesz mnie poważnie - wybuchnął James.- Nikt nietraktuje mnie poważnie, ale mam swoje poglądy, chociaż nie mam patrona.Po prostu wesprzyj mnie.- Mam cię wysłać do Parlamentu, żebyś pracował przeciwko wszystkiemu, wco wierzę? - Garth zaśmiał się krótko i chrapliwie.- Nie mam zamiaru.Sylvan, zaskoczona, wpatrywała się w księcia, którego uważała za łagodnegoi spokojnego.Za jego spokojem kryła się olbrzymia siła charakteru izdecydowanie, aby iść swoją drogą bez względu na to, czy się to komuś podoba,czy nie.Jakie jeszcze sekrety skrywał?- Przywileje arystokracji są każdego dnia niszczone przez klasę średnią i jeśliczegoś nie zrobimy, niedługo będziemy podawać herbatę naszym lokajom -oznajmił James.Zebrani spoglądali na siebie zaskoczeni.Sylvan domyślała się, że ten konflikttrwa od dawna.- A więc mamy uprawomocnić nasze przywileje, zamiast przystosować się donowych czasów i zapracować na nie? To przegrana walka, James.- Wyglą-dało na to, że Rand już wcześniej łagodził takie kłótnie.- Nie rozumiesztego?- Lepiej ponieść klęskę w walce, niż poddać się bez jednego wystrzału.- Ależ ja się nie poddaję - powiedział Garth.- Przyłączam się do wrogiego obozu.James otworzył tabakierkę i zażył znaczną porcję tabaki.- Powinieneś sięwstydzić. Kichanie przerwało dalszą dyskusję, ale ciotka Adela przejęła pałeczkę.- Niema sensu z nim dyskutować, James.- Jednym łykiem wypiła sherry.- Jego wysokość upaja się swoim upadkiem.Garth oparł rękę na biodrze.- Czy to znaczy, że nie wesprzecie mnie, gdyuruchomię fabrykę tkanin?- Chyba żartujesz - powiedziała ciotka Adela.- Garth nigdy nie żartuje, mamo.- James wziął matkę pod ramię i zaprowadziłdo drzwi.- Pójdziemy teraz do swoich pokoi i będziemy ćwiczyć szycie.- Moje serce.- Ciotka Adela położyła dłoń na piersi, pozwalając Jamesowiwyprowadzić się z pokoju.- Moje serce nie zniesie takiego obciążenia.Garth przyglądał się im z krzywym uśmiechem, a potem powiedział: -Przykro mi, że musiałaś tego wysłuchiwać, droga Sylvan.Spoglądając na resztkę sherry w kieliszku, Sylvan również tego żałowała.Niezdawała sobie sprawy, że w na pozór zgodnej rodzinie jest tyle niesnasek.Garth mówił dalej: - Kłócimy się o to co kilka miesięcy będzie i tak, dopókinie uświadomią sobie, że nie zamierzam się cofnąć.- Albo gdy pomożesz Jamesowi dostać się do Parlamentu - odezwał się Rand.- Nie zapłacę za to, żeby mój kuzyn działał przeciwko mnie - warknął Garth.- Więc jesteś cholernym głupcem - rzucił ostro Rand.- Przynajmniejmielibyśmy spokój w Clairmont.A on co mógłby zdziałać? Jeden człowieknie jest w stanie zatrzymać tych przemian, jak nie jest w stanie powstrzymaćprzypływu.- James świadomie działałby przeciwko mnie?- Nie działałby - odezwała się do tej pory milcząca lady Emmie.- James tomiły chłopiec, który rozumie, co znaczą więzy rodzinne.- Może jest miłym chłopcem, ale bardzo sfrustrowanym.- Garth wziął karafkęi dolał sobie brandy, a pózniej dolał również Randowi.Sylvan wyciągnęła rękę ze swoim kieliszkiem.Garth rzucił jej ostre spojrzenie, ale napełniłkieliszek sherry.Podając kieliszek Sylvan, spytał: - Mamo?Lady Emmie skrzywiła się, a po chwili zastanowienia powiedziała: - Możeodrobinkę.James nie jest złośliwy!- Z pewnością nie obrywa muchom skrzydeł, jeśli o to ci chodzi - powiedziałGarth.- Ale nienawidzi mojej przędzalni i zrobiłby wszystko.- Nie wszystko - poprawiła go lady Emmie.- Wszystko, aby ją zniszczyć.- Garth roześmiał się nieznacznie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gieldaklubu.keep.pl
  •