[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W napięciu i ciszy oglądaliśmy to zmartwychwstanie.Pies wylazł spod koca, przeciągnął się, ziewnął, wysunął z pyska czerwony język i oblizał nim swój czarny nos. Przecie\ ten pies \yje!  wykrzyknął wreszcie doktor.Tell z dezaprobatą pokiwał głową. Oj, tato, tato.Przecie\ widać, \e on \yje.Sądziłem, \e jako lekarz powinieneś stwierdzićto wcześniej od nas. Nie jestem weterynarzem  oburzył się doktor. A zresztą wszyscy mniezasugerowaliście.Powiedzieliście: pies zdechł, i koniec.Nawet go dotknąć niepozwoliliście.To było jasne, \e daliśmy sobie wmówić śmierć psa.śaden z nas nawet go dobrze nieobejrzał.Było ciemno, Sokole Oko niósł psa, Kasia płakała tak rozpłaczliwie, \e śmierćSebastiana wydawała się stwierdzona.Potem chłopcy nakryli go kocem. To wszystko przez Kasię  burknął gniewnie Wiewiórka. Zobaczycie, \e tadziewczyna napyta nam kiedyś okropnej biedy. Tra la la, mam cię w nosie  Kasia chwyciła Sebastiana w objęcia i skakała z nim poobozie. A to ci historia  roześmiał aię Fryderyk.Hilda powiedziała rozsądnie: No dobrze, ale co mu było? Zemdlał? A mo\e to była zapaść? Nie jestem weterynarzem  zaczął doktor. Wydaje mi się jednak, \e psy, podobniejak ludzie, równie\ mogą dostać ataku serca i ulec chwilowemu zamroczeniu.Doktor rozpoczął wykład o chorobach serca.Podniosłem się z trawy i podszedłem do Kasi.Poprosiłem ją, \eby przerwała swoje radosne skoki z Sebastianem w objęciach. Zaprowadz mnie na miejsce, gdzie znalazłaś psa  szepnąłem do niej.Niepostrze\enie wymknęliśmy się z obozu i szybkim krokiem poszliśmy w kierunku góryzamkowej.Po chwili jak spod ziemi wyrośli obok nas trzej chłopcy. Panie Tomaszu  rzekł Sokole Oko  przyrzekł nam panwspółpracę, a tymczasem próbuje pan działać na własną rękę.Sądzi pan, \e niedomyślaliśmy się, co pan zamierza zrobić? A co pan zamierza zrobić?  zapytała Kasia. Ech, ty nic nie rozumiesz  pogardliwie machnął ręką Wiewiórka. Przecie\ chyba nie uwierzysz, \e twój pies jest chory na serce? zachichotał Tell. Oj, Tellu, czy\byś drwił ze swego ojca?  udałem oburzenie. Nie.Ojciec jest dobrym lekarzem  tłumaczył Tell. Ale, niestety, nie jest dobrymdetektywem.A w tej sprawie nie lekarza, tylko detektywa potrzeba.Zatrzymaliśmy się na skraju gęstwiny drzew i krzaków porastających górę zamkową. Opowiedz nam dokładnie całą historię  poprosiłem Kasię. Poszłaś na spacer z Sebastianem.Tak było? Tak, proszę pana  zaczęła opowiadać dziewczynka. Było ciemno, więc niechciałam się zbytnio oddalać od obozu.Znalazłam jednak ście\kę przez krzaki, którądoszłam do wąwozu otaczającego ruiny zamkowe. To nie wąwóz, tylko stara fosa  sprostował Sokole Oko. Wszystko jedno, nie wtrącaj się.Dnem wąwozu. Fosy! Niech będzie: fosy.Więc jej dnem biegła równie\ ście\ka.Pomyślałam, \e pójdę niąkilka kroków i zaraz wrócę. I nie bałaś się?  powątpiewał Wiewiórka. Tam jest ogromna gęstwa krzaków.Jestnoc. Trochę się bałam.Ale Sebastian tak wesoło biegł ście\ką, \e pomyślałam: tu nie manikogo, a on w porę zwietrzy niebezpieczeństwo.  Owszem  zgodził się Sokole Oko  zwietrzy niebezpieczeństwo.Tylko \e,podkuliwszy ogon pod siebie, pierwszy da drapaka.To straszny tchórz. A niedawno mówiłeś co innego  przypomniała mu Kasia. Wszyscy się zachwycaliście, jaki to mądry, odwa\ny piesek. Bo on wtedy nie \ył  stwierdził Tell. A o umarłych nale\y mówić albo dobrze, albowcale. Do rzeczy, do rzeczy, proszę państwa  wtrąciłem się. Bo oni myślą, \e i ja jestem bardzo bojazliwa  poskar\yła się Kasia. Jesteś umiarkowanie odwa\na  powiedziałem, \eby załagodzić sprawę. Powiedzmyszczerze, nie bałaś się iść tam o zmroku, poniewa\ wiedziałaś, \e przed chwilą na góręzamkową poszła na spacer ciocia Zenobia, szukając pana Fryderyka.A tak\e pobiegli tamchłopcy. Tak  przyznała Kasia. Wiedziałam, \e oni są gdzieś w pobli\u.Spodziewałam się,\e Sebastian zaraz ich zwęszy i spotkam się z nimi.Szłam więc tą ście\ką, szłam, i wcale sięnie bałam.W pewnej chwili usłyszałam, \e ktoś mówi po niemiecku. Nie rozpoznałaś głosu? To był głos męski.Sebastian zaraz zaczął szczekać i rzucił się w tamtą stronę.Głosdobiegał z góry, zza resztek muru.Pies szybciutko pomknął przez krzaki, a ja przedzierałamsię znacznie wolniej.Jeszcze przez chwilę dobiegało mnie szczekanie psa.I raptem onourwało się.Gdy weszłam na górę, Sebastian le\ał bezwładnie obok muru zamkowego.Jeślichcecie, mogę was tam zaprowadzić. A mę\czyzny nie dostrzegłaś? Zniknął.Zresztą jak ujrzałam martwego Sebastiana, rozpłakałam się.Wzięłam psa naręce i zeszłam na ście\kę.A tutaj spotkali mnie chłopcy.Na górze zamkowej odezwał się puchacz.A\ drgnęliśmy, tak nas zaskoczył ten złowró\bnygłos.Puchacz zahuczał głucho raz i drugi.W krzakach coś załomotało, rozległ się cichypisk.Jakieś wielkie ptaszysko, mo\e ów ponuro skrzeczący puchacz, złapało mysz lub innestworzonko.I znowu nastała cisza. Prowadz nas, Kasiu  zadecydowałem.Zagłębiliśmy się w krzaki.Zcie\yna zawiodła nas na dno stromego wąwozu, który kiedyś napewno był fosą łączącą się z jeziorem. To chyba tutaj było  Kasia zatrzymała się.Strumień światła mojej latarki powędrował na lewo, tam gdzie nad stromą skarpą sterczałyresztki muru zamkowego. Niech pan spojrzy na Sebastiana  szepnęła zdławionym głosem.Do tej pory pies kręcił się koło naszych nóg, dwa razy o mało nie przewróciłem się przezniego.A teraz stał na ście\ce z podkulonym ogonem, ze zje\oną na karku sierścią i warczącspoglądał na skarpę. Tam pewnie ktoś jest  półgłosem rzekł Sokole Oko. Wątpię.Sebastian przypomniał sobie, \e na górze przydarzyło mu się cośnieprzyjemnego.Uwolniłem się od ręki dziewczynki i wlazłem w krzaki [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gieldaklubu.keep.pl
  •