[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Przyrzekłam Marczakowi, że nie odstąpię pana ani na krok  upierała się. Rozumiem  kiwnąłem głową. Chodziło, zdaje się, o to, że ulegam wpływom kobiet w krót-kich spódniczkach.Odkąd jednak to pani nosi najkrótszą spódniczkę na świecie, jakież może mizagrażać niebezpieczeństwo?  Nie zna pan hiszpańskiego, włoskiego, suahili oraz papiamento.Większość gangsterów, jak towiem z filmów, pochodzi z Włoch.Będą zapewne rozmawiać po włosku. Ja znam włoski  zauważył Dawson.Lecz panna Florentyna obrzuciła go spojrzeniem tak pełnym ironii, że biedak tylko wzruszył bez-radnie ramionami.Dla niej on był osobą nie mniej podejrzana od don Pedra lub innych gangste-rów.Wczesnym rankiem taksówka zawiozła nas do głównej przystani na Road Bay, gdzie bez truduznalezliśmy dużą łódz motorową z napisem  La Jauja.Urzędował w niej Mulat z pokiereszo-waną twarzą, co nadawało mu wygląd bardzo ponury.Pokazaliśmy mu blankiety otrzymane wbiurze podróży, przejrzał je uważnie, a potem poprawił marynarkę i czapkę, splunął za burtę irzekł łamaną angielszczyzną: Szef mówił tylko o zabraniu żywności, a nie o gościach.Florentyna, znowu w przeklętej, krótkiej spódniczce, tyle że dla odmiany białej, płóciennej, za-gadnęła go w jakimś dziwnym języku i ponura twarz Mulata rozpromieniła się. On jest z Antyli Holenderskich.Z wyspy Curacao.Papiamento to jego ojczysty język i jestszczęśliwy, że może ze mną porozmawiać.Od trzech lat z nikim nie gadał w ojczystej mowie wyjaśniła nam.Florentynie i temu człowiekowi (zaraz zresztą dowiedzieliśmy się, że ma na imię Francesco)odtąd nie zamykały się usta.Oczywiście zdecydował się zabrać nas na La Jauja i wkrótce, po zała-dowaniu do łodzi skrzyń ze świeżymi jarzynami oraz zamrożonym mięsem, wyruszyliśmy na mo-rze.Potem Florentyna przekazała nam uzyskane od niego informacje.Okazało się, że na wyspie,w ośrodku przerobionym z dawnego hotelu i kasyna oficerskiego, przebywa obecnie około dzie-sięciu gości z różnych stron świata.Służba liczy piętnaście osób.W hotelu jest prawie pięćdzie-siąt pokojów, ale don Pedro przyjmuje tylko  specjalnych gości, nie ponosi więc żadnych stratfinansowych.Wreszcie ujrzeliśmy wyłaniającą się z morza czarną, poszarpaną skałę, niemal zupełnie pozba-wioną roślinności.W małej zatoczce przy zachodnim brzegu wyspy znajdowała się niewielkaprzystań.Nad zatoką stał jasny, duży, dwupiętrowy budynek  dawny hotel wojskowy wraz z ka-synem.Kiedyś cała La Jauja stanowiła prawdopodobnie jedno wielkie rumowisko skalne, któreuprzątnęły saperskie buldożery oraz ładunki trotylu.Wyspa stała się płaska, nawet z morzamożna było zobaczyć ogrodzone siatką i zasiekami z drutu kolczastego resztki wojskowych bu-dynków, bunkrów, nie wykorzystane, rdzewiejące konstrukcje z żelaza.Na drewniane molo wyszedł do nas don Pedro, o czym poinformował mnie Francesco za pośred-nictwem Florentyny. Był to wysoki, przystojny Hiszpan ubrany z nienaganną elegancją.Miał na sobie biały garnitur ztropiku, olśniewająco białą koszulę, szarą muszkę i kapelusz panama.Na nasz widok nie drgnęłamu powieka, choć musiał być zdumiony, że oprócz skrzyń z żywnością Francesco przywiózł mutakże niezapowiedzianych gości. Witam państwa w La Jauja  powitał nas po angielsku, ze szczególną galanterią całując dłońFlorentyny. Nasz hotel i ja osobiście zawsze rad witam gości.Będą tu państwo czuli się jak usiebie w domu.Tym niemniej obejrzał starannie blankiety otrzymane przez nas w biurze podróży.A że tychblankietów nie można było dostać bez hasła, zapewne przyjął nas jako  swoich , choć musiał byćzdziwiony, że go o naszym przybyciu nie uprzedzono.Od razu na przystani Dawson opowiedział mu o swoim ojcu, który kazał mu odwiedzić La Jauja,a nas przedstawił jako swoich przyjaciół.Chciał też wręczyć mu nasze paszporty, ale don Pedrooświadczył z czarownym uśmiechem na ustach: La Jauja to takie miejsce, gdzie nikt nie musi okazywać swego paszportu ani wyjaśniać, po cotu przybył.W Krainie Szczęśliwości każdy gość może robić, co chce, z wyjątkiem przekraczaniaogrodzenia z siatki i drutu.Napisy  Danger ostrzegają, gdzie nie wolno chodzić, a to ze względuna skażenie radioaktywne, które pozostało po czasach, gdy przebywało tu wojsko.Po tych słowach wyjął z kieszeni gwizdek, dmuchnął w niego i z hotelu wybiegło zaraz dwóchMurzynów, którzy chwycili nasze walizki.Don Pedro osobiście zaprowadził nas do klimatyzowa-nego hallu, a następnie zawiódł na drugie piętro, gdzie wskazał nam trzy położone obok siebiepokoje.Gdy wyjrzałem przez okno, doznałem uczucia, że znalazłem się w więzieniu.Tuż podoknami, o dwa piętra w dole, o wilgotne i ostre skały rozbijały się fale morza.Wystarczyło posta-wić przy drzwiach strażnika, a bylibyśmy uwięzieni.Inna sprawa, że te nasze cele były urządzoneluksusowo, z wygodnymi meblami i obszernymi łazienkami, klimatyzacją, lodówką wypełnionąchłodzonymi trunkami. Na tym piętrze nie ma innych gości  wyjaśnił don Pedro. To pozwoli państwu czuć sięswobodnie.Następnie spojrzał na zegarek i rzekł: Kolacja będzie za dwie godziny, to jest o osiemnastej.Proszę zejść na dół, minąć hall i przejśćdo jadalni, która znajduje się w parterowym budynku przybudowanym do hotelu.Tam mieściłosię kiedyś kasyno oficerskie.Obok jadalni jest bar cocktailowy czynny do dwunastej w nocy.Zatrunki w barze płaci się oddzielnie przy wyjezdzie.Barman wszystko dopisuje do rachunku.Dawson zajął pokój po lewej stronie, ja w środku, Florentyna zaś wzięła pokój prawy.Jej zależałona tym, aby mieszkać obok mnie, a ja chciałem sąsiadować z Dawsonem, aby było się nam łatwiejporozumiewać. Murzyni wnieśli walizki, don Pedro skłonił się nam i odszedł.Do kolacji mieliśmy dwie godziny,które należało wykorzystać na kąpiel i wypoczynek.Ale przedtem Dawson zapytał Florentynę: Czy ma pani w swoich walizkach jakieś listy lub przedmioty, które mogłyby komuś podsunąćpodejrzenie, że współpracujemy z Biurem Koordynacyjnym? W tutejszym hotelu wprawdzie nieżądają paszportów do wglądu, ale prawdopodobnie dokładnie przeszukują walizki i pokoje.Florentyna zaprzeczyła.Ja również nie miałem żadnych kompromitujących rzeczy.Tylko Daw-son, jak się okazało, przywiózł dużą torbę z jakimiś tajemniczymi przedmiotami. W sanatorium Alvareza zajmowałem się majsterkowaniem  wyjaśnił. Skonstruowałemtrochę elektronicznych aparatów, które mogą się nam przydać.Całą torbę z tymi rzeczami posta-nowiłem ukryć w jednym z wolnych pokoi na naszym piętrze.Myślę że potrafię otworzyć ichzamki.Wybraliśmy na ukrycie torby pokój przylegający do klatki schodowej.Stanąłem na czatach przyschodach, Dawson zaś wziął torbę, bez trudu otworzył nieskomplikowany zamek i torbę ukrył wkorytarzyku w szafeczce na buty.Pokój ten zresztą był taki sam jak nasze, tyle tylko że wychodziłna południe i miał w oknie zapuszczone żaluzje.Potem Dawson każdemu z nas wręczył okrągłe, płaskie pudełeczko, nieco mniejsze od pudełka zpastą do butów.To były jego konstrukcji miniaturowe nadawczo-odbiorcze aparaty, dzięki któ-rym mogliśmy się porozumiewać na odległość [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gieldaklubu.keep.pl
  •