[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie byłemPanterasem, a Pawłem Dańcem, współpracownikiem Pana Samochodzika, i tak naprawdę niezazdrościłem aktorowi sławy, bogactwa i związanych z tym przywilejów.Moje życie i pracaza skromną ministerialną pensję były bardziej barwne i autentyczne niż kariera Antoniasterowana przez agenta Eda.On przeżywał codziennie nieprawdziwe przygody na planiefilmowym, ja uczestniczyłem w dziesiątkach prawdziwych i niebezpiecznych misji dlaratowania dóbr polskiej i światowej kultury.Nie zdążyłem zrobić kroku, gdy z budynku informacji wyskoczyła jakaś panienka zwypisanym na twarzy uwielbieniem.- Mr Panteras! - wołała do mnie.- Mr Panteras! Mam dla pana wiadomość.- Dla mnie? - zdziwiłem się swoim europejskim angielskim.Ale ten mój zły akcentnie zrobił na niej wrażenia, wszak Panteras także kaleczył nieco język, gdyż faktycznie byłMeksykaninem.- Ktoś zostawił tę kopertę wczoraj przed zamknięciem, to jest przed siedemnastą -wyjaśniła ochoczo i wręczyła mi białą kopertę.Ale zaraz wyjęła jakąś karteczkę.- I proszę oautograf! Oglądałam wszystkie pana filmy, najbardziej podobał mi się Uciekający cień.Byłpan wspaniały, boski.Nagle stwierdziłem ku mojemu przerażeniu, że grupa młodych turystów rzuciła naziemię plecaki i zaczęła biec w moją stronę.- My też chcemy autografy! - krzyczała jakaś ruda dziewczyna.- My też!Błyskawicznie nabazgrałem coś na karteczce kobiety i szybko wsiadłem do callawaya.Uruchomiłem silnik i z piskiem opon wykręciłem na żwirowatej nawierzchni, aż zakurzyło.Nacisnąłem pedał gazu do dechy i oddaliłem się czym prędzej od centrum Oasis i nawołującejmnie młodzieży.Cóż, popularność Panterasa to była może miła sprawa, ale niezwykleutrudniała moją obecną misję.Wkrótce stanąłem przed miasteczkiem Twentynine Palms.Wyciągnąłem z kopertykarteczkę i przeczytałem jej treść:Zawróć na zachód i wjedz na teren parku przez West Entrance Station.Poprzejechaniu mili drogą Park Boulevard zatrzymaj się.Na poboczu, po prawej stronie rosnąkaktusy.Podejdz do dużego kamienia na ich skraju, obróć się na południowy zachód i przejdzdwadzieścia jardów, aż napotkasz kolejny głaz.Tam znajdziesz kolejne instrukcje.Brak było podpisu, ale nie ulegało wątpliwości, że autorami tej napisanej odręczniewiadomości byli Jezdzcy Piekieł.Zawróciłem zatem na zachód 62.drogą i w miasteczku Joshua Tree odbiłem w lewona południe do drogi Park Boulevard, która prowadziła do parku wprost do Hidden Valley,dawniej kryjówki złodziei bydła.Park Joshua Tree posiadał wiele dróg, ale tylko niektóre z nich nadawały się dojazdysamochodem osobowym.Wiele szlaków można było przebyć wyłącznie pojazdamiterenowymi z napędem na cztery koła, pozostałe szlaki ponoć dało się pokonać wyłączniepieszo, wszak biegły nierzadko przez góry.Park Boulevard była jednak wąską szosą biegnącąwzdłuż masywu gór Quail, zaczynającego się niecałą milę po prawej stronie, a szlakiem BoyScout Trail biorącym początek z campingu Indian Cove na północy.Po przejechaniu milistanąłem jakieś sto jardów za wspomnianym szlakiem, który łączył się z moją drogą odpółnocnego wschodu.Skupisko kaktusów rosnących niezbyt gęsto pośród juki zauważyłem od razu.Omijając ostrożnie kłujące rośliny, dotarłem szybko do drugiego głazu.Już z pewnejodległości widziałem niewielki pakunek wciśnięty pod duży kamień.Nieduża, papierowa torba skrywała zwykłe słuchawki z mikrofonem i niewielkiodbiornik radiowy połączony z nimi kabelkiem.Wewnątrz znalazłem też karteczkę.Założyłem słuchawki na uszy i wcisnąłem czerwony przycisk odbiornika.Niemusiałem długo czekać, bo zaraz usłyszałem w słuchawkach męski głos:- Czy ma pan pieniądze, Mr Panteras?Głos należał do mężczyzny w wieku dwudziestu kilku lat z mocnym amerykańskimakcentem południa Stanów.- Mam - odpowiedziałem, rozglądając się po okolicy w poszukiwaniu JezdzcówPiekieł.Ale nigdzie ich nie zauważyłem.- W samochodzie.Macie obrazy?- Pewnie.Po co fatygowalibyśmy pana o tak wczesnej porze?- No to dobijmy targu, bo spieszę się na próbne zdjęcia - udałem niecorozgniewanego.- I skąd ten pomysł ze słuchawkami? Nie ufacie mi?- Nikt poza panem nie wie o naszym spotkaniu? - zamiast odpowiedzi zapytał szorstkomój rozmówca.- Absolutnie.- Niech pan trzyma się drogi na południe.Ominie pan po lewej stronie kemping iskały Hidden Valley po prawej, a potem ruszy na południe, kierując się prosto na szczyt KeysView.Dobrze go będzie widać.Proszę ruszać.Wyglądało na to, że Jezdzcy Piekieł byli dobrze przygotowani do spotkania i zawszelką cenę pragnęli wyeliminować ryzyko zasadzki.Byli przesadnie ostrożni i z pewnościąobserwowali mnie z jakiegoś wzgórza albo szczytu.Było ich kilku, więc pewnie rozdzielilisię i każdy zajął z góry ustalone stanowisko obserwacyjne.Zawróciłem do callawaya i zogromną ulgą przyjąłem w jego ekstrawaganckim wnętrzu wynalazek zwany klimatyzacją.Z piskiem opon ruszyłem przed siebie.Co to była za maszyna! Wystarczyło dodaćtrochę gazu na drugim biegu (Panteras nie używał automatycznej skrzyni biegów, jak zwykłato czynić większość Amerykanów), aby pojazd w przeciągu kilku sekund osiągnął prędkośćsiedemdziesięciu mil na godzinę.Ale oto ujrzałem zaraz we wstecznym lusterku jakiś ciemnozielony samochód.To byłvan.Alarmowe światełko natychmiast zapaliło się w mojej głowie.W mgnieniu oka dotarłem do rozwidlenia dróg w pobliżu kempingu Hidden Valley iskręciłem na południe.Zaraz jednak przyhamowałem i zjechałem na pobocze, chowająccallawaya za samotną, skalną górą wyrastającą w sąsiedztwie drogi.W zasadzie był togigantyczny głaz wysoki na dziewięćdziesiąt jardów, zbudowany jakby i popękanychkawałków mniejszych głazów i sprawiający wrażenie, jakby ułożyła go ludzka ręka.Wysiadłem z samochodu i zza krawędzi góry obserwowałem wjazd na kemping sześćsetjardów ode mnie na północ.Po niespełna trzydziestu sekundach zielony van pojawił sięwreszcie, ale nie skręcił na kemping, a skierował się na południe do Lost Horse Valley.Przezdłuższą chwilę obserwowałem oddalający się samochód i nie wiedziałem nawet, czy osobaprowadząca vana widziała mnie ukrytego za górą.Van mógł jechać za mną, ale i mógłwyruszyć w turystyczną podróż po parku. To pewnie turyści - pomyślałem i wsiadłem do callawaya.I już zamierzałem wjechać z powrotem na betonowy trakt i ruszyć za vanem, gdy cośzatrzeszczało w słuchawkach i usłyszałem ten sam męski głos co poprzednim razem:- Zawracaj!Widziałem z daleka wznoszący się dumnie ku błękitowi nieba szczyt Keys View*[Szczyt ma wysokość 5185 stóp (1581 metrów).] i podążającego w jego kierunku vana.- Ale.- Proszę nie dyskutować.Niech pan ominie skalną górę, za którą się pan ukrył idojedzie do Hidden Valley.To blisko.Tam proszę zostawić samochód na placu parkingowymzwanym Picnic Area i przedrzeć się pieszo przez skalny przesmyk do doliny.Tylko tyle.Rozmówca się rozłączył, więc nie pozostało mi nic innego, jak zastosowaćsię do jego poleceń
[ Pobierz całość w formacie PDF ]