[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.żebym znowu leżałaobok mężczyzny.I wiesz, co? Ten mężczyzna wcale nie musimnie kochać.Ja już nie chcę miłości.Wystarczy mi wierność.- Co ty mówisz?- Ten kolega, no wiesz, on jest bardzo miły i nie zadajeżadnych pytań.A to, wierz mi, bardzo dużo!- I co teraz zrobisz?- Teraz? Teraz to już mogę zrobić wszystko.I zamknęła się w łazience, zostawiając mnie samą wgonitwie wątpliwości.Czy ja także nie chcę już miłości? Czy mi równieżwystarczy wierność Krzysztofa, by chcieć z nim być? Nie, toniemożliwe.Ale jeśli to prawda, to czy przytrafia się towszystkim kobietom, czy tylko mnie i mojej siostrze? CzekoladkiNo i zaspałam! Zeskoczyłam z łóżka, strącającprzy tym nocną lampkę (nie zbiła się, bo naszczęście jest wspaniałomyślnie cała z plastiku!) i w tej samejchwili przypomniało mi się, że przecież nie ma jeszczeprezesa Nawrockiego, więc właściwie przysługuje mispóznienie.Zupełnie już spokojnie przeciągnęłam się iustawiłam lampkę na miejscu.Po drodze do łazienki minęłam śpiącą Katarzynę iskamlącego przy drzwiach Lenina, który nie pozostawiałnajmniejszych wątpliwości.Założyłam adidasy i płaszcz.Na szczęście dla moich gołych nóg to był całkiemsłoneczny poranek.Usiadłam na ławce, a Lenin starymzwyczajem rzucił się w obwąchiwanie krzaków, potrzebyfizjologiczne zostawiając sobie na potem.Kiedy skończył,gwizdnęłam na niego i wróciliśmy na górę, przeciskając się wdrzwiach wejściowym z panem Carramba, który wielcezdziwiony moim strojem nie odezwał się ani słowem, tylkoukłonił.Kierowniczka przywitała mnie rozanielonym uśmiechemod ucha do ucha, co znaczyć mogło tylko jedno: albo czegośode mnie chce, albo to ja za chwilę będę chciała od niejczegoś, a ona już się złośliwie cieszy na tę okoliczność.Tym razem się pomyliłam, ale trudno, żebym mogłaspodziewać się czegoś takiego!Jeszcze w progu kierowniczka wskazała mi swoim palcemwskazującym uwieńczonym świeżo wypolerowanym,soczyście czerwonym paznokciem moje biurko (tak jakbymzapomniała, gdzie ono jest?!). Na mahoniowym blacie leżało pudełko czekoladekDziękuję Ci, a na jego wieczku maleńka błękitna koperta, naktórej ręcznie ktoś napisał moje imię i nazwisko.- A cóż to jest? - zapytałam, kładąc obok krzesła mojątorebkę.- To ja się pytam, pani Natalio.Uuu, znowu mówi mi na pani? Kierowniczka byłapodekscytowana, zupełnie jak mała dziewczynka stojąca przedZwiętym Mikołajem.- Kto to przyniósł?- Nasz portier.Kwadrans temu! - odpowiedziała, nieodrywając ode mnie wzroku.Otworzyłam kopertę.W środku był list napisany nabłękitnej papeterii.Natalia,mam nadzieję, że wszystko między nami w porządku.Niestety, niedługo wracam do Londynu, ale przed odlotemchciałbym spędzić w Twoim towarzystwie jeszcze kilkachwil.Pomyśl o tym.Krzysztof.O czym właściwie miałam pomyśleć? Otworzyłamczekoladki i poczęstowałam kierowniczkę, która wybrałasłupek z capuccino.- To takie romantyczne, mieć cichego wielbiciela.-westchnęła.- Rozczaruję panią, ale to nie jest cichy wielbiciel.- Prawdziwy romantyk! Pani to ma szczęście, paniNatalio.I nic pani o nim nie mówiła do tej pory, aż dziwne.Jato bym nie mogła tak dusić w sobie.Kim jest ten młodyczłowiek, jeśli wolno spytać?Tylko nie to!- Jak było u kosmetyczki? - A właśnie, spózniła się pani! Na szczęście mogłamzamknąć sekretariat.- Przepraszam, ale zaspałam.- No, tak.Randki są takie męczące.Ostatnio w ogóle jestpani jakaś przemęczona, czy mi się wydaje, pani Natalio?- Ja?! Wydaje się pani.- A jednak śmiem twierdzić, że coś panią odmieniło.Ostatnio.Może to ten tajemniczy wielbiciel? Możnapoczęstować się jeszcze jedną?Otworzyłam szufladę i zaczęłam wszystko z niej wyrzucaćna biurko.Z takim zawzięciem zajęłam się porządkowaniem,że do końca pracy moja kierowniczka nie miała odwagi pytaćmnie o cokolwiek.O siedemnastej siedziałam już w ciemnej sali kinaRelax.Doszłam do wniosku, że jestem w najlepszym nastroju najedną z tych romantycznych komedii, które uwielbiam oglądaćw pojedynkę.Tego dnia byłam w najlepszym nastroju, bybardziej niż zwykle identyfikować się z problemami bohaterkifilmu, której życie nie oszczędzało żadnych upokorzeń (skądmy to znamy.): kiedy porzucał ją kochanek, płakałam razemz nią łzami ciężkimi od smutku i melancholii, a kiedy mojabohaterka doczekała wreszcie szczęśliwego finału wramionach sprzedawcy ekspresów do kawy, cieszyłam sięrazem z nią, bo skoro jej się udało, to może i ja kiedyś będęmiała to samo szczęście (tylko kiedy to będzie?).Po seansie zainstalowałam się na kwadrans w toalecie,żeby poprawić makijaż, który w wyniku uniesień mojejwrażliwej natury zdążył nieco się rozpłynąć.Powiesiłam płaszcz w przedpokoju i już po minieKatarzyny widziałam, że ma jakieś wiadomości.- Jak minął dzień? - zapytała śpiewnie. - Dziękuje, dobrze.Może masz ochotę na czekoladkę?- Co prawda odchudzam się, ale wezmę jedną.- Bardzo proszę.Postawiłam pudełko na stole.- Najlepsze są capuccino - obracała w palcach wszystkiepo kolei - i oczywiście właśnie te musiałaś wyjeść!- To nie ja, to moja kierowniczka.A w ogóle to nienarzekaj.- Nie narzekam.O, jest jedna! A co cię właściwie naszło ztymi czekoladkami?- Wyobraz sobie, że Krzysztof przysłał mi je dzisiaj dobiura.- No, proszę! A jednak zdarzają się jeszcze romantycywśród tych nicponi!Wyciągnęłam nogi na sofie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gieldaklubu.keep.pl
  •