[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ona nie zniżała się nigdy, gdy nie chciała, do odegrywania jakiejś roli.Rozmowa się zaczęła od ubolewań nad  procesem, o którym coś zasłyszała hr.Julia.Hr.Lambert był zmuszony zabawiać Elizę, która popatrzawszy na niego długo,z dziwnym natężeniem wzroku, poczęła swym zwyczajem rzucać półszyderskimi pytaniami.Ubolewała nad tym, że był zmuszony w takiej porze, tak nagle opuścićWarszawę  a potem  jak słyszała  mimo woli  nazad powracać? Wątpię, byś hrabia bawił się wielce naszymi zabawami? Wolałbyś zapewnepolować gdzieś w cichych lasach nadbużnych?Coś ironicznego w głosie, milczącego Lamberta poruszyło i wywołałoodpowiedz obojętną. Ja się wszystkim jeszcze bawić umiem i z każdą koniecznością pogodzić! Jest to tak wielkie szczęście, że ja go panu zazdroszczę! odpowiedziała Eliza. Wtem oglądając się w koło na mnogość kwiatów, którymi salon był ubrany, iobaczywszy u okna jakąś roślinę kwitnącą właśnie, a mało znaną, hrabiankawstała, aby się jej bliżej przypatrzyć.Hr.Lambert czy z grzeczności, czymimowoli pociągnięty, poszedł za nią.Za synem ukradkiem poszedł niespokojny wzrok matki, i czoło jej się zasępiło;przeciwnie hr.Julia, która niby wcale nie patrzała na córkę, dziwnie byławesoła.Przy kwiatkach zatrzymała się Eliza dłużej może niż wypadało, sam na sam zhr.Lambertem, z którym śmiało rozpoczęła rozmowę. Zazdroszczę panu, powtórzyła, tego szczęścia, że się wszystkim bawić i dowszystkiego zastosować umiesz, i tego też, że będąc wolnym, możesz sięporuszać według upodobania. Są zapewne ludzie i temperamenta, odparł Lambert, dla których toporuszanie się i przemiany w życiu są, szczęściem, a przynajmniejprzyjemnością wielką,; co do mnie, ja  wolałbym, przyznaję się, spokojneżycie w jednym miejscu. Dlatego żeś pan już wiele w życiu widział i podróżował, odezwała się Eliza.Tym, którzy nie poruszyli się za próg, chętkę widzenia świata darować potrzeba.Szczęśliwi, dodała, mogą siedzieć w miejscu.czegóżby na świecie szukali?Spojrzała czarnymi oczyma na hrabiego. Jeżeli tak jest, pani byś nie powinna mieć ochoty do podróży? Znajdujesz pan, żem tak szczęśliwą czuć się powinna?Rozśmiała się ironicznie.Lambert nie wiedział co odpowiedzieć i dodałgrzecznie.Tak sądzę, boć powszechne hołdy i uwielbienia muszą czynić szczęśliwą, apani.Eliza schyliła się do kwiatków. Pan wierzysz w hołdy i uwielbienia? rzuciła z uśmieszkiem  pan masz nasbiedne kobiety za tak, płoche, leciuchne stworzenia, że my tym kadzidłemwyżyć możemy? Co do mnie, ja w ogóle mdłych woni nie lubię.Zwróciła się do niego wyzywająco, nie odchodząc od kwiatów i jakbynaumyślnie pilno się im przypatrując, aby przedłużyć rozmowę.Lambert, który czuł, że matka niespokojna o niego i rozmowę przeciągającą siębyć musi, rad by był ją skrócił, ale niegrzecznym być nie chciał.Eliza byłazupełnie swobodna, nie zważając wcale na hr.Julię. Jednakże czymś żyć potrzeba  dorzucił Lambert. Jak bym była panu wdzięczna, gdybyś mi wskazał czym? rzekła Eliza; dotądtajemnicy tej odkryć nie mogłam.Zmiesznie jest w moim wieku udawaćzniechęconą i niesmakującą w niczym, ale u mnie to po prostu nieświadomość! Niepodobna, aby z tego, co panią, otacza, nic jej nie przypadało do smaku rzekł Lambert.  Sama się temu dziwię, odparła żywo, patrząc pilno w oczy hrabiemu.Otaczamnie w istocie dobór najśliczniejszych cacek, bardzo kunsztownie i misterniesfabrykowanych  ale cackami dzieci się tylko bawią, a ja już dzieckiem bymbyć nie chciała.Eliza mówiła niby ciągle żartobliwie, a w głosie jej czuć było smutek, niepokój,podrażnienie, które obudzało sympatię. Ja zaś, rozśmiał się z przymusem Lambert  doprawdy chętnie bym dodziecięctwa powrócił.%7łycie na serio tak jest ciężkie. Ale to przecie walka, a mężczyzna powinien do niej mieć zapał i szlachetną,żądzę boju! zawołała Eliza. Masz pani słuszność  rzekł kłaniając się Lambert.Moja tęsknota po wieluświeżych wrażeń i głębokiej wiary we wszystko dobre  była tylko żalem pobiałej sukience dziecięcej. Krwawa szata rycerska także jest piękna  przerwała Eliza. Nasze rycerstwo dawne jest już tylko wspomnieniem, wtrącił hrabiabezmyślnie. Tak, rycerstwo żelaza, zbroi i szabli, ale nie zapasów ducha, które nigdy nieustają.Zwrotem tym rozmowy mocno był zdziwiony Lambert, i zdumienie jegomusiało się wyrazić wejrzeniem, bo Eliza zarumieniła się, i wracając dożartobliwego tonu, dodała: Nieprawdaż, że rycerstwo ducha z ust moich dziwnie panu zabrzmiećmusiało? Nieprawdaż, że zapytanie o kwiatek byłoby stosowniejsze? Niechżemi pan powie, jak się ten nazywa?Lambert przyznał się do niewiadomości, i chciał z pytaniem, zwrócić się domatki, gdy panna Eliza wstrzymała go. A! niechże hrabia tym nie przerywa rozmowy naszym paniom.Fantazjanazwiska tego już przeszła.Pan temu uwierzysz łatwo, bo musisz mnie mieć zabardzo płochą? Dlaczego? zapytał Lambert.Eliza spuściła oczy. Tak mi się zdaje! odrzekła, i ciszej dodała: Pozory czasem mylą, bardzo.Miałeś mnie hrabia za szczęśliwą? stąd wniosek wyciągnęłam, że mnie musiszsądzić jako płochą.Wejrzała znowu, i po salonie rzucając oczyma, odezwała się: Bardzo lubię ten salon hrabiny; zdaje się usłany na gniazdo spokojnegoszczęścia cichego.Przerwała zaraz, i patrząc na Lamberta dodała: Cóż pan mówisz na to, że ja mówię o cichym szczęściu? Nie zdajeż się tomu.dziwacznym? A doprawdy, ja o nim tylko marzę.Może dlatego, że nigdydługiej ciszy w życiu nie kosztowałam.To mówiąc, powoli zaczęła wracać na swe miejsce, a Lambert szedł za nią.Wdrodze jeszcze spytała: Czy pan bawi długo z nami? czy znowu w podróż jaką jechać zamierza?  Na teraz żadnej podróży nie przewiduję, odparł Lambert [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gieldaklubu.keep.pl
  •