[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Tęskniłam za tym.Za nami. Dziękuję, Ali.Zamrugałam zdziwiona, nie bardzo wiedząc, dokąd zmierza ta rozmowa. Za co? Za to, że znalazłaś moich przyjaciół.%7łe ich tu sprowadziłaś. To także moi przyjaciele. Wiem, ale mogłaś tu wrócić, w bezpieczne miejsce.Przyznam, że mi nawet na tymzależało.Ale nie zrobiłaś tego.Przedłożyłaś moje potrzeby nad moje zachcianki, swoje potrzebyponad swoje zachcianki, i nawet ponad swoje życie, a ja ci będę dozgonnie wdzięczny.Położyłam dłonie na jego ramionach.Och, ten ciężar, który musiały stale dzwigać.Alenie był sam, już nie. Na tym polega miłość.Na dawaniu.Jego spojrzenie zatrzymało się na moich wargach. No cóż, ja też chcę ci coś dać&  Głos miał niski, chrapliwy. Powód numerczternaście.Jesteś niesamowitą blondynką.Te włosy& Lubię owijać je sobie wokół palców. Tak?  spytałam bez tchu. O, tak.Lubię mieć cię pod kontrolą. Ujął moją głowę i przechylił, tak jak chciał. Tojedyna chwila, kiedy robisz, co ci mówię.Czysta dominacja wyrażona tym gestem wzbudziła we mnie podniecenie. Mogłabym powiedzieć to samo. Na polu bitwy byliśmy twardzi jak zbroja.W walce nigdy się nie cofaliśmy.Ale gdyobejmowaliśmy się ramionami, mogliśmy dawać i brać, żądać i błagać& I czyniło to chwilę tymsłodszą.Jacklyn jęknęła, zwracając naszą uwagę i zakłócając moment zauroczenia.Podeszłam do łóżka, opierając się pokusie, jaką stanowił Cole.Jacklyn jeszcze się nieobudziła.Prześladowały ją koszmary senne. Potrzebuje ognia  zauważyłam. To właśnie robiłem, kiedy się zjawiłaś.Jego nieobecność nabrała teraz sensu. Jak ją znalazłeś? Nie znalazłem.Sama tu przyszła.Powiedziała, że do jej domu włamało się dwóchfacetów i odurzyło Justina.Kiedy próbowała ich powstrzymać, żeby go nie zabrali, pchnęli ją.Poleciała przez cały pokój.Udała, że jest nieprzytomna jak jej brat, którego zawlekli dofurgonetki.Odpaliła na krótko wóz sąsiada i pojechała za nimi. I?  przynagliłam. I zemdlała, zanim zdążyła opowiedzieć, co było dalej.Do diabła. Jeśli wie, dokąd Anima zabrała Justina, możemy ruszyć i odbić go. I zniszczyć Animę raz na zawsze. Przysunął się do mnie, ujął kosmyk moich włosów. Zaniepokoiłem się, kiedy nie weszłaś z pozostałymi na górę. I właśnie wtedy postanowiłeś zabawić się na całego w Animal Planet i mnie wytropić?Skrzywił usta w kącikach. Zgadza się.Głodny lew i kulawa gazela. %7łarty.To ty jesteś ranny. Już nie. Chcesz powiedzieć, że zniknęło zupełnie?Podekscytowana, odciągnęłam kołnierzyk jego koszuli.Na piersi miał bandaż; biały, bezjednej plamki krwi.Podniosłam go, żeby spojrzeć na ranę, czy raczej dziecięce zadrapanie.Zrodek niemal się zasklepił, bez pomocy szwów, krawędzie różowe i podrażnione, nie zaśzaognione i obtarte. Ja& nie mogę wprost& Ogień działa tak szybko.A gdybyśmy dotarli dostatecznie szybko do Lucasa, Triny i Cruza? Czy można było ichuratować, ocalić im życie?O, wielkie nieba.Kochałam odpowiedz tak samo, jak jej nienawidziłam.Tak.Można byłoich ocalić.Wina& Tyle winy.Mroczny towarzysz słów  a gdyby.Dławiła mnie; czułam się jak ta, która pociągnęła za spust, jak ta, która ich wykończyła. Nie możemy patrzeć wstecz.Dotrzemy donikąd  oznajmił Cole zdławionym głosem.Jego myśli biegły tą samą ścieżką co moje. Możemy tylko iść do przodu, uczyć się na własnychbłędach.Jacklyn znowu zajęczała, oczy poruszały się szybko pod powiekami.Zpiąca królewnamiała się niebawem obudzić.Pocałowałam Cole a szybko i mocno. Chcę porozmawiać z Jacklyn na osobności.Zaatakowali ją mężczyzni; bałam się, że Cole ją wystraszy.Mógł odmówić albo zadać tysiące pytań.Ale on tylko odparł:  W porządkui zrewanżował mi się takim samym szybkim i mocnym pocałunkiem.Wyszedł, zamykając za sobą drzwi  a ja zostałam, niezdolna zapanować nad drżeniem.Zawsze miał działać na mnie tak bardzo?Usiadłam na brzegu łóżka i poklepałam Jacklyn po dłoni.Jej skóra była lepka i zimna. Jesteś już bezpieczna.Nie pozwolę zrobić ci krzywdy.Sapiąc, usiadła gwałtownie.Jej zdrowe oko, szeroko otwarte, spoglądało dziko; z trudemłapała oddech. Jesteś już bezpieczna  powtórzyłam. Dotarłaś do domu pana Ankha. Ankha  powtórzyła, opadając z powrotem na łóżko.Jej twarz wykrzywił straszliwyból. Justin. Gdzie on jest, Jacklyn? Wiesz, dokąd zabrali go ci mężczyzni? Justin  powiedziała znowu, potem przekręciła się na bok i załkała. Nie mogłam goocalić.Próbowałam, ale nie mogłam walczyć z dwoma naraz, więc zaczekałam, aż zabiorąJustina, i ruszyłam za nimi.Skrzywdzą go.Tak bardzo skrzywdzą.Chcę, żeby był bezpieczny,Ali.Chcę, żeby był bezpieczny. Wiem. Odsunęłam włosy z jej wilgotnego czoła. Wiem.Dlatego musisz sięuspokoić i pomyśleć.Rozmawiaj ze mną.Powiedz mi resztę.Wzięła mnie za rękę. Ukradłam samochód sąsiada.Nasz został unieruchomiony.Wytropiłam tę furgonetkębez większego trudu i dotarłam w ślad za nią do jakiegoś magazynu, to mniej więcej godzinadrogi od domu. Wydukała adres. Na zewnątrz nikogo nie było, ale w środku siedziało wieluludzi, którzy mieli mnóstwo broni.Krążyłam wokół budynku, ale nie mogłam znalezć Justina.Wiedziałam, że potrzebuję pomocy, więc pojechałam do domu Cole a, zobaczyłam, jak wygląda,i poszłam do Ankha. Spojrzała na mnie błagalnie. Kto szuka Justina?Jako ktoś, kto nie umie kłamać, odparłam: Nikt. Co?! Dlaczego& Straciłaś przytomność  wyjaśniłam. Nie wiedzieliśmy, od czego zacząć. Jak długo tu jestem?  spytała skrzeczącym głosem.Sądząc tylko po tym, jak długo mnie nie było& Około sześciu godzin. Nie!  Przerzuciła nogi przez krawędz łóżka. Im dłużej tam jest, tym większą mająszansę&  Azy ciekły jej po policzkach, kiedy wstała.Ugięły się pod nią kolana. Muszę mupomóc.Chwyciłam ją, żeby mogła się na mnie oprzeć jak na lasce [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gieldaklubu.keep.pl
  •