[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Obydwie patrzyły na Ericka, który nagle znówwyglądał tak, jakby go to wszystko nic nie obchodziło.- Ericku! - Magdalena chwyciła go za rękaw i potrząsnęła nim.-Toprzecież dla ciebie okazja dowiedzieć się więcej o twoich przodkach.Musisz się dowiedzieć, jakie były związki twojej rodziny z żoną wujaFriedricha.To być może postawi twoje roszczenia do spadku w nowymświetle.- W ten sposób rozwieją się twoje złe podejrzenia - wyszeptał cicho.- To oczyści twoje sumienie!- Dlaczego tak miałoby być? - Nagle Carlotta dłużej nie wytrzymała iwybuchła.- O czym wy w ogóle mówicie cały czas?- Ten bursztyn w pudełku - Adelaide przeszła do rodzinnych sprawrodziców i podjęła się ich wyjaśnienia w znacznie ważniejszym dla niejpunkcie - należał do naszego kuzyna Christiana Englunda.W związku ztym po jego śmierci przypada on Mathiasowi i mnie, ponieważ jesteśmy,co da się dowieść, jego najbliższymi krewnymi.Daj mi go więc, proszę, Ericku! - Rozkazująco wyciągnęła do niegootwartą dłoń.Erick pokręcił głową.- Nie, tego nie zrobię.Ja również jestem kuzynem Englunda i mogętego dowieść.Ponadto jestem kuratorem twojego syna Ma-thiasa.Dlatego zatrzymam ten kamień.Tylko w ten sposób mogę być pewny, żenie zastawisz go u Morela.Czy poza tym Vinzent nie zostawił ci niczegoze schedy po swoim kuzynie?- A co by to miało być? Trzeci bursztyn? Już dawno zaniosłabym goMorelowi.W każdym razie wiem, ile by za niego zapłacił.-Uśmiechnęłasię gniewnie, zanim po cichu dorzuciła: - Dobrze, żeby cię uspokoić: tak,była paczuszka, którą przyniósł nam kilka tygodni po wojnie pewienoficer.Vinzent zaraz ją gdzieś włożył.Niestety, ostatnio przy naszejwyprowadzce z Sandgasse jej nie odnalazłam.Prawdopodobnie nie byłow niej nic, co by miało znaczenie, i Vinzent dawno ją zniszczył.- Szkoda - ubolewał Erick.- Tego nie będziemy mogli praw-dopodobnie nigdy wyjaśnić.Na Sandgasse nie możemy już pójść.- Dlaczego w ogóle chcesz to wszystko wiedzieć? - odważyła sięwtrącić Carlotta.- Być może w notatkach Englunda znalezlibyśmy coś, co by nampomogło uratować kantor, a tym samym dziedzictwo Vinzenta dlaMathiasa.- Erick spojrzał na Magdalenę.- Ty też nie masz nic oprócztego kamienia?- Mam jeszcze list, który przy nim był i który doprowadził mnie zpowrotem do ciebie i Carlotty w gospodarstwie Berty - uzupełniła.- Todotychczas zawsze mi wystarczało.Erick na tym poprzestał.Przyszła mu do głowy inna myśl i zapytałCarlottę:- Czy Petersen ci powiedział, za co właściwie wuj Vinzent dał mu tencenny kamień?- %7łe też dał go akurat tobie, moje dziecko - rzuciła Magdalena iwieloznacznie się uśmiechnęła.Carlotcie zaparło dech, ale miałanadzieję, że we wszystkich tych sprzeczkach z powodu wuja Vinzenta itego dziwnego kuzyna Englunda jej rola w tej historii zostaniezapomniana.- Chodziło chyba o długi, które u niego miał - odpowiedziała troszkęzbyt pospiesznie.Wzięła głęboki oddech i zmusiła się, by ciągnąćwolniej.- Doktor Petersen dał mi go, ponieważ sądził, że ten kamień jestwart o wiele więcej niż to, co wuj Vinzent był mu winny.- Ale to przecież nie wszystko, kochanie.Gdyby to była prawda, jużdawno mógł oddać ten kamień Adelaide albo twojemu ojcu.Coś jeszczemusiało skłonić Petersena do tego, by akurat tobie wręczyć ten kamień.To rodzaj zapłaty za coś, co mu przyniosłaś, prawda? -Magdalena wstała,podeszła do niej i patrzyła jej badawczo w twarz.Spiczasty podbródekwysunął się do przodu, zielone, lekko skośne oczy na szczupłej twarzyrzucały iskry.Carlotta nienawidziła tego spojrzenia.Nigdy nie udało jejsię utrzymać czegoś dłużej przed matką w tajemnicy.Zaczęła się jąkać.- Nnn-ie, nie było nic innego, na pewno nie.On mi go tak po prostudał, żebym go oddała ojcu jako strażnikowi spadku po wuju Vinzencie.- Carlotto! - Magdalena mocno trzymała ją za brodę i przyciągała jejtwarz do siebie.- Mów prawdę!- Przecież mówię! - Carlotta patrzyła na czubki swoich palców.Musiszybko wpaść na jakiś pomysł.Przekornie podniosła głowę, przemogłasię, żeby spojrzeć na matkę, i oświadczyła: - Dobrze więc.Niedawnopokazał mi, jaką moc leczniczą ma bursztyn.Z roztłuczo-nego bursztynumożna uzyskać olej i podawać go jako lekarstwo w postaci kropli.- Znówwbiła oczy w podłogę.Zrobiło jej się potwornie gorąco.Nie trzeba byłolustra, by zobaczyła, jak jej twarz jest purpurowa.Nawet płatki jej uszupłonęły.Z trudem przełykała łzy wstydu i rozpaczy.Patrzyła z błaganiemo pomoc na ojca, ale na jego twarzy nie malowało się nic.- To wciąż jeszcze nie wszystko.- Magdalena nie odpuszczała.-Powiesz sama, czy mam ci pomóc?To nie miało sensu.Wiedziała.Spod długich, jasnorudych rzęsCarlotta patrzyła na ciotkę.Jej mimika nie zdradzała niczego.Głupiotylko, że ostatecznie to Carlotta dała się złapać na gorącym uczynku.Niedało się rozpoznać, czy opowiedziała o tym matce, czy ona sama toodkryła.Carlotta zagryzła wargi.Ale była głupia, mając nadzieję, żematka nie zauważy, gdy zaniesie doktorowi Petersenowi próbkę tejmaści.Magdalena zawsze dokładnie wiedziała, ile jej powinno być wtygielku.- Chciałam się tylko dowiedzieć, jakie składniki zawiera ta maść.Przecież sama mówiłaś, jak bardzo chciałabyś to poznać.Mistrz Johannci tego, niestety, nie zdradził.Gdyby maść się skończyła, nie mogłabyśprzyrządzić nowej.- Nieśmiało szukała wzroku Magdaleny.Jej sercemocno biło.Ale matka się nie poruszyła, a ojciec i ciotka patrzyli na nią zwyrzutem.Carlotta przez chwilę walczyła ze sobą.Nagle wybuchła wściekła:- Co wy właściwie myślicie? Wciąż kłamiecie i oszukujecie sięnawzajem.Ciotka Adelaide potajemnie naciera się pachnącymi olejkamiz matki felczerskiej skrzynki, ojciec ma jakichś kuzynów, z których żadennie jest prawdziwy, matka chowa drugi bursztyn, o którym nikomu nicnie mówi.A to pewnie jeszcze nie wszystko, jest tego dużo więcej.Na cosobie pozwalacie, wy dorośli? Dlaczego wam wolno mieć takietajemnice? A my, dzieci, musimy wam wszystko mówić.Nam nie należąsię żadne tajemnice, nawet te dobre.Przy czym wy ciągle się nawzajemokłamujecie i mówicie sobie - jeśli w ogóle - zawsze tylko połowęprawdy!Wściekła, z tupotem wypadła z izby
[ Pobierz całość w formacie PDF ]