[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Pochód utrudniało także to, że korytarz przy dośćznacznej szerokości był miejscami bardzo niski; po kilku bolesnych zderzeniach głów zestalaktytami, szli już stale pochyleni, zgarbieni, co męczyło ich szybko i zmuszało do częstymiodpoczynków.Ale najwięcej obok ciemności dawała się im we znaki grobowa cisza.Tam, wprzedhistorycznym korycie Nilu, w owym głównym tunelu mieli przynajmniej szmer strumyka,tutaj zaś żaden szelest nie pomagał im w odpędzeniu myśli, że zostali żywcem pogrzebani.Wtem.kiedy przygnębienie doszło do punktu kulminacyjnego.Hagen, który szedłpierwszy, uczuł, że do twarzy przylgnął mu jak gdyby liść.Liść żywy! Pochwycił go i w świetlezapałki ujrzał ślicznego motyla.To nieoczekiwane spotkanie skrzepiło ich na duchu bardziej, niżodkrycie małego zródełka, które pozwoliło im ugasić pragnienie.Szli coraz szybciej, chociaż odwyjścia z głównego tunelu droga wciąż wiodła pod górę, chociaż byli zmęczeni nieludzko.Zrozkoszą wdychali w siebie inne powietrze, co prawda bardzo ciepłe i przesycone odurzającąwonią egzotycznych kwiatów, ale mimo braku rześkości najrozkoszniejsze pod słońcem, bo niepochodzące stąd, z tych przeklętych podziemi.Aż wreszcie gęste, nieprzebite mroki stały siętylko zwyczajną nocą, a hen, w górze zamigotały gwiazdy.Ujrzawszy nad głowami niebo,Ibrahim i Hagen padli sobie w objęcia, potem osunęli się na trawę i, zanim zdążyli wymienićkilka słów, zasnęli kamiennym snem.Kiedy się obudzili, słońce stało już wysoko.Widząc przed sobą bezlik najwspanialszychkwiatów, nad którymi krążyły roje barwnych jak tęcza motyli, nie mogli zrazu pojąć, gdzie są aniktórędy dostali się do tego ogrodu otoczonego urwistymi skałami.Aż w końcu zauważyli wśródkrzewów ciemną dziurę, wylot podziemnego korytarza, który zaprowadził ich tutaj.Posiliwszysię, ruszyli w dalszą drogę tym malowniczym wąwozem.Szli gzygzakami, okrążając kępy drzewkadzidłowych, mirrowych i figowców, a gdzieniegdzie musieli nożami wycinać sobie jakie takieprzejście w zbitym gąszczu wysokich krzaków obsypanych różowym kwieciem.Po dwóchgodzinach marszu Ibrahim, który wtedy szedł pierwszy i pierwszy wydostał się z gęstwiny najakąś łączkę, krzyknął głośno.Hagen podbiegł do niego natychmiast.Spojrzał w kierunku, którywskazywała drżąca dłoń Araba i zobaczył na najniższym z czterech majaczących w oddaliszczytów górskich kulistą bryłę dziwnie podobną do ludzkiej głowy. Widzisz? To Góra Mądrości! Nareszcie.nareszcie! Nie powiem, żeby nam do niej było stąd blisko, oj, nie westchnął Hagen. Czekanas jeszcze co najmniej trzydniowy spacer.Obliczając tak, popełnił grubą omyłkę.Już w godzinę pózniej zabiegła im drogę potężnaskała zamykająca północno-wschodni wylot jaru.Tutaj zaczynał się drugi, znacznie krótszy odpierwszego ganek podziemny, po którego przebyciu weszli w nowy parów, długi na parękilometrów.Ta zmiana dekoracji powtórzyła się kilkanaście razy w ciągu ich sześciodniowegomarszu, a wszystkie owe tunele i wąwozy o prostopadłych ścianach były dziełem tego samegostrumienia.Erozja miała wdzięczne pole do popisu tutaj, pośród wapiennych skał.Szli wciąż w kierunku północno-wschodnim, wciąż pod górę.Ile razy z podziemiwkraczali do następnego jaru wysyłali pierwsze spojrzenie ku Górze Mądrości, której kulistyszczyt pęczniał powoli, jak gdyby odległość dzieląca ich od niego zmniejszyła się nie o wiele.Dość trudno było wypatrzyć tę szarą kulę, gdyż zlewała się z tłem tej samej barwy, a tłostanowiła leżąca dalej na północ góra Kollo, która wznosi się na 4.300 metrów nad poziom morzai tworzy najwyższy punkt olbrzymiego masywu górskiego Legambo. Od wschodnich stoków Legambo blisko jest do Dessie rzeki Ibrahim z naciskiem. Tam znajduje się główna kwatera wojsk abisyńskich. Co mnie to obchodzi odburknął Hagen. Ja myślę tylko o tern, gdzie znajduje siękasa królowej Saby. Gdzie? Oczywiście tam. Arab wyciągnął rękę w stronę Góry Mądrości iprzypomniał mu werset, który miał im służyć za drogowskaz: Jej szczyt ma kształt głowy, jejbrzuch pełen skarbów. Ale którędy dostaniemy się do tego brzucha ! Zaprowadził ich tam ostatni z naturalnych tuneli łączących wyloty jarów, przez które odsześciu dni maszerowali żwawo, lękając się, że im zabraknie żywności
[ Pobierz całość w formacie PDF ]