[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Przestanie uważać się za sprytniejszą od innych.Odtąd będzie postępowała jak wszyscy: żyła zumiarem, wy- strzegała się gorących uczuć, liczyła kalorie, piła kawę bezkofeinową, jadała produkty bio i ćwiczyłacodziennie przez pół godziny.Przestań zachowywać się jak nastolatka, powtarzała sobie.Nie narzucaj się komuś, kto cię nie chce.Ten facet cię nie kocha.Nie zrobił nic, żeby cię zatrzymać.Oczywiście, że przez dwa dni doskonale się rozumieli, ale to było złudzenie: mit miłości odpierwszego wejrzenia tak cudownie przedstawiany w literaturze i filmie.Wyczerpana, powstrzymała ziewanie i otarła łzy zmęczenia płynące po twarzy.Niewiele spałapoprzedniej nocy, a wczorajszej nie spała w ogóle.Wszystko ją bolało.Po raz pierwszy w życiupostanowiła, że najlepiej zrobi, jeśli będzie się trzymała z dala od miłości.Podczas gdy ostatni pasażerowie zajmowali miejsca, Juliette zapięła pasy i zamknęła oczy.Za nieco więcej niż sześć godzin będzie w Paryżu.Tak przynajmniej sądziła.Czując niemalże ulgę z powodu takiego zakończenia, Sam opuścił budynek lotniska, w chwili gdysłońce chyliło się ku zachodowi.O tej porze roku noc zapadała bardzo wcześnie.Musiał trochępoczekać, żeby przejść przez trzy pasy ruchu i dojść do parkingu, na którym zostawił samochód.Tego wieczoru ludzie wracali z weekendu i taksówki nie nadążały z zabieraniem pasażerów.Zapalił papierosa starą, mocno zużytą metalową zapalniczką.Zaciągnął się głęboko i dmuchnąłdymem w mrozne wieczorne powietrze.Dlaczego jest taki przygnębiony? Z góry było wiadomo, żeta historia prowadzi donikąd.W jego życiu nie ma miejsca dla Juliette.Poza tym było jeszcze to kłamstwo i bagaż przeszłości, którego dotąd się nie pozbył i o którym Juliette nie miałapojęcia.Pomimo to musiał przyznać, że od dwóch dni coś w nim topniało.Poczuł się wreszcie uwolniony odgłuchego strachu, który nie opuszczał go od dzieciństwa.Kiedy zamierzał przejść przez jezdnię, jakaś dziwna siła zatrzymała go w miejscu.Nie, nie może zmarnować takiej szansy.Jeśli Juliette odjedzie, będzie tego żałował przez resztężycia.Nagle nabrał przekonania, że wcale nie wsiadła do samolotu i że czeka na niego gdzieś wbudynku lotniska.Zawrócił więc biegiem.Przez długi czas sądził, że jest uodporniony na płomienie namiętności i bólrozstania.Nic z tych rzeczy.Bał się miłości tak samo mocno, jak jej pragnął.Teraz bardziej niżdotychczas odczuwał głód życia i chciał zapomnieć o strachach z przeszłości.Po raz pierwszypomyślał, że to możliwe dzięki tej kobiecie, której nie znał jeszcze czterdzieści osiem godzin temu,ostatniej nadziei mężczyzny żyjącego bez nadziei.Wpadł do holu dworca lotniczego, ale Juliette tam nie było.Szukał, na próżno.Podszedł do okna i zobaczył samolot z numerem lotu 714 toczący się na końcu pasa startowego.Notak, za pózno.Miał swoją szansę i pozwolił jej uciec.A wystarczyłoby jedno słowo: Zostań! Jednakgo nie wypowiedział.Samolot zatrzymał się na chwilę, nabrał prędkości i wzbił się w powietrze.Sam długo stał i patrzył.Wkrótce stracił go z oczu.* Wrócił na Manhattan w zacisznej kapsule swojego samochodu z napędem na cztery koła.Noczapadła nad miastem, zanim zdążył to zauważyć.Jeszcze nigdy tak się nie czuł: jak narkoman nagłodzie.Zatrzymał się na jednej z ulic prostopadłych do Sheridan Square i przeszedł kilka kroków wmroznym powietrzu, nie mając zamiaru wracać do domu.Bał się znalezć w pustym mieszkaniu,gdzie byli tacy szczęśliwi jak na wyspie szczęścia położonej w samym środku chaosu.Idąc, przywołał z pamięci jej twarz, zapach, ten jej sposób uśmiechania się i nadal płonącą w niejiskrę życia.%7łeby odegnać wspomnienia, wszedł do pierwszego napotkanego baru.Silk Bar nie jest jednym z tych spokojnych miejsc, gdzie można pograć w backgammona lub wszachy, ale raczej nowoczesnym pubem, na topie, z miłą atmosferą i dobrą muzyką.Sam z trudem utorował sobie drogę do długiego kontuaru, za którym wysokie i śliczne barmankizręcznie żonglowały butelkami w stylu Coyote Girls.W głębi sali liczni klienci zgromadzili się przed wielkim ekranem telewizora transmitującym meczpiłki nożnej.Sezon właśnie się rozpoczął i rozgrywki zapowiadały się pasjonująco.Dla nich był toniedzielny wieczór taki sam jak inne.Sam patrzył na ludzi, nie widząc ich.Pogrążony w żalu, zamówił coś mocnego, żałując, że nie możeprzy tym zapalić papierosa.Nagle przerwano transmisję meczu i zastąpiono ją innym programem, przyjętym najpierw wmilczeniu, a potem okrzykami: God! God! Damned!, które przerodziły się w głuchy pomruk. Stojący przy barze Sam nie widział ekranu, przy którym tłoczył się teraz gęsty tłum.Zawahał się,czy podejść i zobaczyć, jaka to straszliwa wiadomość tak wszystkich zbulwersowała.Prawdęmówiąc, mało go to obchodziło.Nawet wiadomość o inwazji rozszalałych obcych na Ziemię niebyła w stanie go poruszyć.Wziął jednak szklankę wódki i ruszył w kierunku ekranu.To, co na nim zobaczył, od razu wzbudziło w nim niepokój.By podejść bliżej, odepchnął kilka osób.Musiał koniecznie się upewnić!Oby tylko nie była to.Ale niestety, właśnie była.Stał jak skamieniały.Najpierw serce zamarło mu z przerażenia, potem poczuł, jak uginają się podnim nogi, a przez całe ciało przebiegają dreszcze. 10Wiatr wieje tam, gdzie chce.Pismo ZwięteAulnay-sous-Bois,dzielnica domków jednorodzinnychMarie Beaumont nastawiła budzik na piątą rano.Samolot jej córki miał wylądować na Roissy oszóstej trzydzieści piąć i nie chciała się spóznić. Chcesz, żebym z tobą pojechał?  wymamrotał jej mąż po drugiej stronie łóżka, naciągając nasiebie prawie całą kołdrę. Nie, pośpij sobie jeszcze  szepnęła Marie i pogłaskała go po ramieniu.Włożyła szlafrok i zeszła na dół do kuchni.Pies przywitał ją szczekaniem. Cicho bądz, Jasper  ofuknęła go. Jest jeszcze bardzo wcześnie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gieldaklubu.keep.pl
  •