[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Tego roóajuzłuóeniu ulegają również zbrodniarze, kiedy przekształcają po niewczasie jakieś słowo,którego użyli, w mniemaniu, że się nie uda skonontować tego wariantu z żadną innąwersją.Ale baróo możliwe jest, że nawet w perspektywie tysiącletniego życia luókiego,filozofia felietonisty, wedle której wszystko skazane jest na zapomnienie, mniej jest praw-óiwa niż wręcz przeciwna filozofia, która by przepowiadała trwanie wszystkiego.W tymsamym óienniku, w którym felietonowy moralista, mówiąc o jakimś wydarzeniu, arcy-óiele  tym baróiej o śpiewaczce, mającej swoją  goóinę sławy  wykrzykuje:  Ktobęóie o tym pamiętał za óiesięć lat? , czyż na innej stronnicy sprawozdanie z Acadmiema el oust W cieniu zakwitających óiewcząt 24 des Inscriptions nie mówi często o fakcie mniej ważnym, o lichym poemacie, którysięga epoki faraonów, a który óiś jeszcze znamy w całości? Nie zupełnie może tak sa-mo jest w krótkim życiu luókim.Mimo to, w kilka lat pózniej, w domu, góie pan deNorpois, będący tam z wizytą, zdawał mi się najpewniejszym oparciem, jako przyjacielojca, pobłażliwy, życzliwy dla naszej roóiny, nawykły zresztą z zawodu i z uroóenia dodyskrecji, po wyjściu ambasadora powtórzono mi jego aluzję do jakiegoś dawnego wie-czoru, w czasie którego  czuł, że za chwilę ucałuję mu ręce.Nie tylko zaczerwieniłemsię po uszy, ale zdumiałem się, że sposób, w jaki pan de Norpois mówi o mnie, a takżecharakter jego wspomnień są tak odmienne od tego, com mógł przypuszczać.Plotka taodkryła mi nieoczekiwane proporcje roztargnienia i przytomności umysłu, pamięci i za-pomnienia, z jakich składa się umysł luóki; i uczułem się równie zdumiony, co w dniu,kiedym pierwszy raz przeczytał w książce pana Maspero, że znana jest dokładnie liczbamyśliwych, których Assurbanipal zapraszał na swoje polowania, na óiesięć wieków przedChrystusem. Och, proszę pana  rzekłem, kiedy mi pan de Norpois oznajmił, iż zakomunikujeGilbercie i jej matce moją admirację  gdyby pan to uczynił, gdyby pan wspomniało mnie pani Swann, całe życie nie starczyłoby, aby panu okazać moją wóięczność; życiemoje należałoby do pana! Ale muszę zwrócić pańską uwagę, że ja nie znam pani Swanni że nigdy jej nie byłem przedstawiony.Dodałem to przez skrupuł, aby nie wyglądać na człowieka chwalącego się stosunkamiz ludzmi, których nie zna.Ale wymawiając te słowa, czułem już, że są zbyteczne; od po-czątku mego poóiękowania, wygłoszonego z ostuóającym żarem, ujrzałem na twarzyambasadora wyraz wahania i niechęci, a w jego oczach owo spojrzenie prostopadłe, wą-skie i skośne (niby, w perspektywicznym rysunku bryły, oddalająca się linia jednej z po-wierzchni); spojrzenie, zwracające się do owego niewióialnego partnera, jakiego mamyw samych sobie w chwili, gdy mu mówimy coś, czego interlokutor, osobnik, z którymrozmawiało się dotąd  w danym wypadku ja  nie powinien słyszeć.Zdałem sobienatychmiast sprawę, że słowa moje  słabe jeszcze w stosunku do fali wóięczności,jaka mnie zalewała, słowa, które powinny były (wedle mnie) wzruszyć pana de Norpoisi tym baróiej skłonić go do interwencji dla niego tak łatwej, a dla mnie tak błogosła-wionej, były to może właśnie (wśród wszystkich słów, jakie mógłby znalezć diaboliczniektoś chcący mi zaszkoóić) jedyne zdolne powściągnąć go od tego kroku.Wyobrazmysobie, że z jakimś nieznajomym wymieniliśmy przyjemne i zgodne (naszym mniemaniu)wrażenia na temat przechodniów, których pospolitość zauważyliśmy obaj; i naraz objawisię nam óieląca nas patologiczna przepaść, gdy ów nieznajomy, macając się po kieszeni,doda niedbale:  %7łałuję, że nie mam rewolweru; ani jeden nie zostałby żywy.Tak samopan de Norpois, który wieóiał, że nic nie było prostsze i łatwiejsze niż poznać paniąSwann i dostać się do jej domu, wióąc, iż, przeciwnie, dla mnie przedstawia to takącenę i tym samym z pewnością wielką trudność, pomyślał, iż owo normalne na pozóri wyrażone przeze mnie pragnienie, musi skrywać jakąś inną myśl, jakiś podejrzany cel,jakiś dawniejszy błąd, z powodu którego, w obawie niezadowolenia pani Swann, niktdotąd nie chciał się podjąć w moim imieniu tej misji.I zrozumiałem, że pan de Norpoisnie uczyni tego nigdy; i że mógłby widywać panią Swann co óień przez całe lata, a niewspomniałby o mnie ani razu.Poprosił ją jednak w kilka dni potem o jakieś wyjaśnienie, którego pragnąłem, i prze-kazał mi je przez ojca.Ale nie uważał za potrzebne powieóieć pani Swann, dla kogo o nieprosi.Nie dowie się tedy, że ja znam pana de Norpois i że tak pragnąłbym bywać u niej!Ale to nieszczęście było może mniejsze, niż sąóiłem.Bo druga z tych wiadomości niewie-le byłaby zapewne przydała skuteczności, wątpliwej zresztą, pierwszej.Ponieważ w Odeciemyśl o jej własnym życiu i domu nie buóiła żadnych tajemniczych wzruszeń, człowiek,który ją znał, który u niej bywał, nie wydawał się jej istotą bajeczną, jak wydawał sięmnie, który byłbym cisnął w okna Swannów kamień, gdybym mógł na nim napisać, żeznam pana de Norpois; byłem przekonany, że taka informacja, nawet przekazana w tenbrutalny sposób, o wiele więcej dałaby mi w oczach pani domu uroku niż wywołała obu- ca ie e n c i ti n  pełna nazwa: ca ie e n c i ti n et e e ett e ancuskie towarzystwonaukowe (jedno z pięciu składających się na Instytut Francuski), założone w 1663 i zajmujące się naukamihumanistycznymi.ma el oust W cieniu zakwitających óiewcząt 25 rzenia [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gieldaklubu.keep.pl
  •