[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W pierwszej chwili spotyka go grad protestów, bo rano Mario zawsze jest ospały.Viggo mazwyczaj tłumaczyć to tym, że jego partner jest niewolnikiem zawodowego grafiku i dlatego, wwolnościowym odruchu, śpi, kiedy to tylko możliwe.Nawet jeśli nie jest zmęczony.Viggo szybko uwalnia go od zmęczenia.Zamienia go w pełnego upojenia Adonisa, którymw gruncie rzeczy jest.Potem robią sobie kawę i popijają ją ze swoich granatowych kubków, ale bez fantastyczniepysznego chleba, który Viggo kupił dla Maria i który tylko on, ten szczupły, może jeść w epocezdominowanej przez indeks glikemiczny.Mario, spózniony z powodu niezwykłej pobudki, połyka trzy kanapki z żółtym serem idżemem.Viggo może sobie pozwolić jedynie na kubek kwaskowatego jogurtu.Zwieżo kupiony notes firmy Moleskine czeka już gotowy. Plan - pisze u góry na pierwszej stronie.Właściwie powinien nazwać to raczejdochodzeniem.- Przypomnij mi - prosi Maria - od czego zaczyna się śledztwo.- Od odpytania krewnych.W głębi duszy miał nadzieję, że procedury zdążyły się zmienić od czasu, kiedy byłpolicjantem.Przeraża go myśl, że miałby rozpocząć dzień od wdarcia się do rodziny pogrążonej wżałobie.Jest to przykre.By nie powiedzieć - odstręczające.- A może wysłać by mejla?Spojrzenie Maria jest wystarczającą odpowiedzią.Przeżuwając swoje suche musli, Viggo zastanawia się, jak długo znają się z Yi.Cztery miesiące? Chyba tak, natknęli się na siebie już wcześniej, zawodowo.Ale dopiero natym przyjęciu u Anny i Axela stali się kimś więcej niż tylko znajomymi.Albo może po nim.Bawili się wspólnie jej flirtem z tym drugim.Z adwokatem.Yi i adwokat siedzieli obok siebie pod namiotem i zupełnie nieoczekiwanie mieli sobiemnóstwo do powiedzenia.Sztywny adwokat nie wytrzymał i zaczął pierwszy nadawać na swojąpijaną żonę (obecną minister), Yi zaś na swojego nudnego partnera.A Viggo bawił się wrenomowanego sutenera.Znalazł spokojne, odosobnione miejsce, stał na straży, węszyłwkoło jak jakiś pies gończy.Kilka dni potem Yi zadzwoniła, żeby spytać, czy mogą sięspotkać.Nie bawiła się tak dobrze już od wielu lat.Viggo wiedział, co miała na myśli. Intensywna przyjazń między nimi trojgiem - między Yi, Viggiem i Mariem - wybuchła naglei trwała przez całe lato.Nigdy nie rozmawiali o swojej pracy, co wydawało się trochę dziwne, bo zarówno pisarze,jak i artyści zwykle za tym przepadają.Ale oni rozmawiali o wszystkim innym.Poza małżeństwem Yi.I poza adwokatem.Gdy tylko padała wzmianka o tych dwóch mężczyznach, Yi milkła.Godzinę pózniej stoi przed drzwiami domu Yi.Tak nazywa go w myślach, mimo że ona wcale nie mieszka tam długo.Viggo nie wiedokładnie, kiedy się tu wprowadziła, ale dobrze pamięta swoją pierwszą reakcję na widok samegodomu.Bardzo się zdziwił, że taka rudera znajduje się w samym środku raju.Dom graniczy zżydowską częścią Cmentarza Wschodniego.Jest niczym stare zarośnięte zródło, zapomniane przezświat, niewidziane przez nikogo.Kiedy Viggo stoi na schodach i uzbraja się w pancerz przed tym, co ma go spotkać,obejmuje wzrokiem cmentarz.Miasto umarłych, z własnymi uliczkami i numerami, z oddzielnymikwaterami, położone pośród świata żyjących.Nie ma w nim nic przerażającego, Viggo nawet biega tu niekiedy wczesnym rankiem i czujesię całkowicie bezpieczny.Drzwi otwiera mu siedemdziesięciokilkuletnia kobieta.Babcia Erika.- Przepraszam, że przeszkadzam - mówi Viggo.Kobieta jest ubrana w czarne spodnie i czarne polo.Przez głowę przebiega mu jeszcze, żejeśli smutek spowodował, że jest taka szczupła, wyszło jej to na dobre.Wygląda bowiem elegancko,jak paryżanka.- Viggo Sjstrm? Czy się mylę?- Nie, zgadza się.Mogę wejść?Kobieta odsuwa się na bok i mówi, że oczywiście.Bardzo proszę.- Widzieliśmy się w kinie Aftonstjrnan - dodaje.- Yi często opowiadała o panu.Właśnienastawiłam kawę.Napije się pan?Viggo chętnie przyjmuje propozycję.Kobieta wychodzi do kuchni, cały czas coś mówiąc.- Wiele myślałam o pana sztuce, tej w Dramatycznym.Wybrałyśmy się na nią z kilkoma przyjaciółkami.Malmsj byłfantastyczny.Viggo się zgadza.Próbuje sobie przypomnieć, kiedy był tu ostatni raz.Na początku lipca? Ponowniestwierdza, że w środku dom wygląda lepiej niż od zewnątrz.Nowi właściciele nie wyrzucili całego starego wyposażenia i nie urządzili wszystkiego poswojemu, większość została chyba z dawnych lat.Dom jest urządzony ze smakiem, w sposób właściwy ludziom przywiązującym wagę doformy.Stół w jadalni pochodzi z kolekcji Asplund, a przed regałem stoi fotel Lamino.Lampy teżwydają mu się znajome, podobnie jak obraz przedstawiający historyczne muzeum sztuki.W tym momencie Viggo przypomina sobie, że żona Ingmara pracowała w teatrze.Byłakostiumologiem? A może scenografem?Tak czy inaczej - styl mamy, mimo że nie ma jej już wśród żywych, nadal odciska piętno nadniu codziennym rodziny.Na stoliku z boku stoi kilka rodzinnych fotografii.Dzieci, babcia za młodych lat ze swymmężem i Ingmarem.I jedno czarno-białe zdjęcie mężczyzny, kobiety i małej dziewczynki.Babcia jako dziecko ze swoimi rodzicami?- Jestem Barbro - mówi gospodyni i dopiero teraz podaje mu rękę.- Proszę wybaczyć, alepanuje tu kompletny chaos, jak się pan pewnie domyśla.Zdejmuje z palnika prychający ekspres do kawy i napełnia dwie małe filiżankiaromatycznym i czarnym jak smoła napojem.Ogrzewa mleko i spienia je małą ręczną trzepaczką.- Przepraszam - odzywa się znowu i zabiera filiżankę, którą przed chwilą mu podała - niespytałam, jaką chce pan kawę.- Ta jest doskonała.W domu panuje cisza.- Czy jest pani sama? - pyta Viggo.- Proszę mówić mi, na litość boską, po imieniu.Bo w przeciwnym razie czuję się okropniestaro.Nie, nie jestem sama.Erik jest w domu.I Sara też.Są w swoich pokojach.- Jak oni sobie radzą?- Dobrze.Dodatkowa odpowiedz pada nagle i trochę nieoczekiwanie.- Przepraszam - mówi Barbro.- Miałam na myśli jedynie to, że psycholog pewnie bypowiedział, że przyjmują to zupełnie normalnie.Cierpią nieopisanie.Przebiega mu przez myśl, że kobieta sprawia wrażenie bardzo twardej, ale w tej samejchwili dostrzega, że drży jej dolna warga.Kiedy ona sama to zauważa, układa usta w sztucznyuśmiech.Przejmujący drobny gest.- A ty? - pyta Viggo, kładąc rękę na jej ramieniu.- Jak ty się czujesz?- Psycholog powiedziałby chyba, że niezbyt dobrze.- Barbro uśmiecha się przepraszająco.-Teraz nie pora na smutek starej kobiety, nawet jeśli to był mój syn, który&Urywa nagle.Nie jest w stanie dokończyć zdania.- Muszę myśleć o dzieciach - stwierdza opanowanym głosem.Poprawia mały obrusik, który leży na stole i raczej nie wygląda na kupiony przezpoprzednią synową.Jest biały, haftowany w kwiaty.- Wprowadziłam się tu od razu, jak to się stało - wyjaśnia
[ Pobierz całość w formacie PDF ]