[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Spotyka się nadal jedynie z twoimojcem.Kupiłyśmy w końcu ten domek, na nic innego nie było nas stać, i tumieszkamy.Mam kolosalne długi, które powoli spłacam, a poza tym wszystkosię dobrze układa.No, to już skończyłam - dodała po chwili, uśmiechając sięblado.- Zapomnij teraz o tej historii.Jedno spojrzenie na Abbey wystarczyło, by Ryan zrozumiał, że nic siędobrze nie układa.- Czy wiążesz jakoś koniec z końcem? - zapytał cicho.- Na pewno w końcu się uda.%7łeby dorobić do moich dochodów,dostarczamy niepasteryzowane mleko do lokalnej wytwórni serów i.- Ile masz krów?- Piętnaście.Wytwórnia nie potrzebuje więcej mleka.SR - Piętnaście? - zasępił się Ryan.- To za mało, żeby opłaciło się kupićdojarkę mechaniczną.- Nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło.- Abbey próbowała sięuśmiechnąć.- Doimy ręcznie.- Chyba żartujesz!- Nie - odrzekła.- Gdybyśmy w ogóle zrezygnowały z farmy, Janetpewnie by się po prostu położyła i umarła.- Ależ Janet ma ręce powykręcane artretyzmem, a to jej biodro.- No więc co z tego wynika? - spytała zmęczonym głosem.- Przecież ona nie może doić krów!- Oczywiście, że nie.To ja doję krowy.- Co ty w ogóle opowiadasz! - wybuchnął.- Nie możesz przecież doićdwa razy dziennie krów, prowadzić szpitala i opiekować się.- Nie mam wyjścia - przerwała mu.Zapadła cisza.- Musi być jakieś wyjście - zaprotestował.Myślał właśnie, co na towszystko powie Felicity.- Musisz kupić w mieście mały dom.- Przecież już ci mówiłam, że to nie wchodzi w grę.Janet by tego niewytrzymała, nie mówiąc o tym, że domki w mieście są dużo droższe odnaszego.Dużo droższe - dodała, patrząc na pęknięcia na suficie i wybrzuszonetapety.- W dodatku mieszkając tutaj, mamy dodatkowy dochód z krów, Janetchowa kury i sprzedaje jajka, nie mówiąc oczywiście o tym, że zajmuje sięJackiem, gdy mnie nie ma w domu.- A ty odbywasz domowe wizyty na rowerze!- Mam samochód - zaczęła się bronić - tylko nie jeżdżę nim wtedy, kiedymożna dojechać gdzieś na rowerze.- Mieszkając w mieście, miałabyś jednak wygodniej.- Pewnie tak - przyznała.- Mogłabym mieć mieszkanie na terenie szpitala.Co by jednak stało się wtedy z Janet?- Ona jest przecież w tym wieku, że mogłaby zamieszkać w domu opieki.SR Ryan wiedział doskonale, że Felicity, będąc na miejscu Abbey, dawno byjuż tam Janet umieściła - po to, aby jak najszybciej pozostawić za sobą wszelkieproblemy i nieszczęścia.Znowu zapadła cisza.Potem Abbey potrząsnęła głową i przymknęła oczy.- Idz już - powiedziała.- Będę ci naprawdę bardzo wdzięczna, jeżelizajmiesz się wszystkimi moimi pacjentami przez najbliższy tydzień, ale to nieznaczy, że będziemy się widywali.- A to dlaczego?- Przez chwilę miałam wrażenie, że rozmawiam z twoją matką - odrzekłazmęczonym głosem.- A twoja matka jest jedyną osobą na świecie, której niejestem w stanie znieść.Ryan z trudem pohamował gniew.- No, jeżeli rozmowa nasza zaczyna przybierać podobny obrót.-powiedział, wstając.- Moja matka podobno zle się prowadziła - ciągnęła tym samym tonemAbbey.- Tak przynajmniej twierdziła twoja matka, więc chociaż ty już nic niemów.- Abbey.- Daj już spokój.Abbey marzyła jedynie o chwili spokoju.W dodatku obecność Ryanadziałała na nią w przedziwny sposób.Chciało jej się przy tym okropnie płakać,bolała ją noga i wszystko wydawało się takie beznadziejne.- Kto dziś będzie doił krowy? - spytał Ryan szorstko.W jego głosiewyczuła gniew, a także zmęczenie.- A jak ci się zdaje? Oczywiście, że ja.A teraz idz już.Muszę miećchociaż piętnaście minut, żeby dojść do siebie, zanim zabiorę się do roboty.- Nie możesz przecież dzisiaj doić krów!- No to musi to zrobić Janet z Jackiem.Co wolisz?- Musi być przecież ktoś.SR - Nikogo takiego nie ma.Idz już! - Mówiąc to, Abbey przekręciła się nabok, odwracając twarz do ściany.Mój Boże, pomyślała.Zachowuję się jak rozkapryszone dziecko, ale towszystko przez Ryana.Czuła się z tego powodu prawdziwie nieszczęśliwa.Popoliczkach zaczęły jej wolno płynąć łzy.- Czy Janet powie mi, co mam robić? - dobiegł ją głos Ryana.Usiłowała zrozumieć, o co mu chodzi.- Co masz na myśli?- Chciałbym, żeby mi powiedziała, jak zagonić krowy do obory.Kiedyśumiałem doić - dodał niepewnym głosem -i mam nadzieję, że jest z tym tak, jakz jazdą na rowerze.Nie sposób zapomnieć, skoro się człowiek raz nauczył.Abbey zdawało się, że głos płynął gdzieś z daleka, Ryan musiał jednakstać przez cały czas obok.Dotknął jej policzka i otarł łzy.- Prześpij się trochę - powiedział łagodnie.- Pójdę wydoić te twojekrowy, a potem.usiądziemy i spróbujemy jakoś uporządkować twoje sprawy.- Przecież ty nie możesz.- Odwróciła się do niego, próbując cośpowiedzieć.- Przestań wreszcie mówić i zaśnij - rozkazał.- W końcu ja tu terazdecyduję.O niczym bardziej nie marzyła!Spojrzała na zatroskaną twarz Ryana, ale nie była w stanie nic zrobić aninic z siebie wydusić.Morfina i wyczerpanie sprawiły, że otworzyła usta izdołała wyszeptać tylko to, co wydało jej się w tej chwili najważniejsze:- Tak jest, panie doktorze.- A potem ciszej dodała: - Bardzo ci dziękuję [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gieldaklubu.keep.pl
  •