[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Na twarzach jadących taki spokój panował, a oblicza mieli takjasne, jakby nie wjeżdżali garścią prawie bezbronną w środek nieprzyjacielskiegoobozu.Milczeniem przyjmowało ich miasto.Niemcy się kryli, niewiasty przerażonepłakały; zdało się wiernym, iż jechało nie ziemiaństwo, ale sam Aoktek, ów mały, astraszny, a z nim dzień sądu.Ciągnęli jakby naumyślnie powoli, konie wstrzymując, gwarząc pomiędzy sobą,śmiejąc się, pewni siebie.A że gdzie indziej miejsca nie było, by wszyscy razemzgromadzić się mogli, przeto na Rynek przybywszy, tu się ustawiać zaczęli,rodami, szczytami, ziemiami, zawołaniami, ze starszyzną na przedzie, którasędziwe stanowiła grono.Na ratusz zbiegający się mieszczanie, gdy ich tak przeważnie wciągających ujrzeli,struchleli od trwogi.Wójt stojący w oknie pobladł, zachwiał się i cofnął z niego.Lasota do księcia biegł oznajmując, iż ziemianie nań oczekiwali.Uprzedziwszy goFuld, już dał był znać Szlązakowi o liczbie i powadze poselstwa tego.Książęniepewnym się okazał, co pocznie.Widać było, że wszelką stracił otuchę.Kazałjednak podać sobie zbroję swoją turniejową, z orłem na piersi, szyszak złocony,miecz godowy, płaszcz książęcy, a dworowi przywdziać szaty i uzbrojenieodświętne.Już miał na koń siadać, gdy nagle zachwiał się, rozmyślił i pozostał nawójtowym dworze. Niech z między siebie przedniejszych mówców wybiorą rzekł do Lasoty iprzyślą do mnie.Ze stu naraz mówić nie mogę.Wszak jedno myślą, gdy kupą jadą,dość kilku do rozprawy.Gdy poselstwo to na Rynek przyniósł Lasota, starsi wyjechali na środek, rozmówilisię z sobą, porozumieli i wybrali %7łegotę Topora, Trepkę, Mszczuja Jastrzębca,Petrosława ze Mstyczowa i Ligęzę.Młodszego Trepkę za oratora wyznaczono,któremu inni posiłkować mieli.Albert wójt, choć w trwodze od rana po bezsennej nocy, czując, że i onpociągniętym tam być może, odział się jak na uroczyste posłuchanie, łańcuchwłożył, miecz przypasał i z ratusza tyłami do swojego domu przeszedłszy, na doleczekał.W ulicach starał się nie być poznanym, bo zdrajcą go wszyscy wiedzieli,obawiał się napaści.Książę Bolesław stał we zbroi, szyszak w ręku trzymając, w postawie dumnej ipańskiej, więcej serca chcąc okazać, niż go może miał, gdy weszli oratorowie.Powitali go ukłonem niskim, z poszanowaniem Piastowi należnym, choć tam jużonej krwi starej, którą pochłonęła niemiecka, ani kropelka się nie odzywała w piersizamkniętej.Książę witał uprzejmie, acz po twarzy widać było, że wielce sięfrasował.Wystąpił Trepka ze słowem: Przychodziemy tu do Miłości Waszej, od siebie i od prawego pana naszego,księcia Władysława, ziem tych ojczyce i dzieci, z pokłonem i prośbą.WaszaMiłość zająłeś dzielnicę, która mu nie przynależy, ale panu Władysławowi, chceszją sobie przywłaszczyć, co jego dostojeństwu i zacności nie przystoi.WezwaliWaszą Miłość płosi ludzie, ledwie od niedawna tu osadzeni, niemieccy mieszczaniekrakowscy, których dobrodziejstwy obsypali Bolesław i Leszek, niewdzięczni, aprawa tu nie mający.Więc wojna stąd i rozlew niewinnej krwi chrześcijańskiejprzyjść musi; bo pan nasz prawy, któremu my wierni jesteśmy wszyscy i wiarydochowamy, jako całe życie praw swych bronił i nieustraszony był, tak się teżstrwożyć nie da i bez walki odegnać. Miłościwy Panie dodał stary %7łegota: Pomyślcie sami, co byście czynili,gdyby wam po przodkach odziedziczoną dzielnicę waszą wydrzeć chciano.Bronilibyście ojcowizny do ostatniej kropli krwi, tak też pan nasz będzie jej strzegłi walczył za nią. A że zdolnym jest obronić się rzekł Mszczuj Jastrzębiec Wasza Miłość towiesz, boś z nim walczył.Na wspomnienie to swej niewoli młodzieńczej książę Bolesław zarumienił się, aJastrzębca, nieopatrznego gorączkę (jak oni wszyscy rodem bywają), że się wyrwałze słowem gorzkim, wnet drudzy odciągnęli, mówić już mu nie dając.Bolesław czerwienił się i blednął. Jam ci tu nie przyszedł po samowoli odezwał się. Ciągniono mnie iwciągnięto zapewniając, że ziemie wszystkie chcą tego.Jeżeli kto winien, tomieszczanie krakowscy i wójt ich, bo ten mi ręczył, że z wolą wszystkichprzybywał do mnie.Nie łakomy jestem cudzego, ale nie godziło mi się odrzucać,co samo się oddawało.Przecież ziemiaństwo krakowskie niejeden raz panów sobiewybierało i zmieniało. Ale Niemcy mieszczanie nam ich nie narzucali odezwał się %7łegota. Oni tuprzybysze, my ojczyce. Proszono mnie, kłaniano się, domagano odezwał się Opolczyk.Zciągnąłem wojsko, niemało miałem utraty, a teraz chcecie, abym ustąpiłsromotnie? Miłościwy Książę mówił Trepka ustąpić nie będzie sromotą, ale czynemszlachetnym i poczciwym.Waszą Miłość ludzie niegodziwi uwiedli i w tę matnięwprowadzili.Wina i srom pada na zdrajców, Waszej Miłości zostaje cześć i sława,żeś sprawiedliwym być umiał!Wyrazy te pochlebiły księciu, skłonił głowę, dziękując za nie. Nie jestem żądny ani ziemi, ni panowania dodał ale sławy swej strzecmuszę i będę, a uszczerbić jej nie dam. Nie poniesie ona szwanku żadnego odezwał się stary Toporczyk owszem,nowym się okryje blaskiem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]