[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.jest tu co robić na wsi.Posłannictwo bogatychwielkie, odpowiedzialność za nie przed Bogiem ciężka.— Proszę tylko mamy — dokończył Oleś całując ją w rękę znowu — nie trapciesię daremnie, wszystko będzie dobrze, dziś jeszcze jadę do Bundrysa, i.dodałwesoło — kocham się na zabój w Kostusi.— Tylko znowu nie tak obcesowo! a! zmiłuj się, my ci jej nie narzucamy, mójOlesiu.nie dla nas, a dla siebie się żenisz, nie myśl żebyśmy więzić cięchcieli!!— Ale bo macie słuszność — zawołał syn — nikt tu lepiej dla mnie nieprzypada jak panna Konstancya.jedziemy więc, staramy się i żenim.Chorążyna uśmiechnęła się nie kryjąc radości swojej.— A dałby to Bóg — rzekła żywo — z jakiemże szczęściem powitalibyśmysynowę i wręczyli Jej i tobie klucze starego domu i starych przyjaciół naszych,bo my z ojcem, kochany Olesiu, dawno wzdychamy do tego, żeby ci jużwszystko zdać i sami się usunąć.— Jakto? dokąd?— Ale nie trwoż się! nie trwoż! nie daleko.mamy już opatrzony dworek, wktórym zamieszkamy i patrzeć będziemy na was.Aleksander podchmurniał.— Jakto? żebyście mnie ustępowali.o! co na to, nie pozwolę!.— Ale o tem potem, nic jeszcze nie ma.wygadałam się nie potrzebnie, dosyćtego.Przybycie księdza Ginwiłła, bo nadchodziła godzina w której się wszyscy dopałacu zbierali, przerwała naostatek rozmowę.Za nim wtoczył sięHończarewski z książką w ręku, i reszta dworu, Doroszeńko, kapitan Zbrzeski,panna Jamuntówna i Krzysia.Chorążyna wesoło z kolei witała wszystkich,ciekawie poglądających na nią i na syna, bo już o poobiedniej naradzie wieść siębyła rozeszła; nadszedł i chorąży.Bronicz przyniósł książkę z biblioteki, zaczęłosię czytanie i wieczór minął jak zwykle.Nazajutrz pan Aleksander posłał po Bronicza oznajmując mu, że doRomaszówki do Budrysów pojadą, a to posłuszeństwo syna ciesząc chorążynę, zdrugiej strony ciężyło jej, nic jednak nie powiedziała, krzyżem tylko świętymbłogosławiąc drogę, w którą syn się wybierał.— Może to i dobrze — szepnęła sobie z cicha, że Jasia z sobą bierze, albo inie.Jaś chłopiec młody i piękny.Oleś nam się postarzał trochę, poważniejszy,wytrawniejszy, jeden przy drugim kto wie jak się wyda, a Kostusia dziecko.prawda, że Bronicz może zabawić starego Bundrysa.niech już sobie robią cochcą!Westchnęła staruszka, a nasi goście pojechali do Romaszówki, gdzie tylkopannę Konstancję z panią Osmólską zastali; gospodarza się co chwila z jakiegośobjazdu lasów spodziewano.Czekali jakiś czas w cichym saloniku, pókiKostusia nie wyszła; nareszcie zjawiły się panie, pan Aleksander z widoczniepodwojoną bacznością wpatrywał się teraz w śliczne dziewczę i żywo przybliżyłdo niej, Broniczowi pozostała pani Osmólska i poważna z nią rozmowa o wsi,gospodarstwie, zbiorach i t.p.Trudno odgadnąć jakie teraz wrażenie zrobiło młode dziewczę na chorążycu, aleinaczej mu się wydać musiała po tej jasnej gwiazdzie, która spadła na Borowę iolśniła tam wszystkich swym blaskiem.To był skromniuchny kwiatek domowejgrzędy, wesołe a proste dziewczę, śniące jeszcze o świecie nieznanym; tamtoczarodziejka tysiącolica — ta zawsze sobą i jedną, druga codzień odmienną iniepojętą istotą.W Kostusi podobać się mogła niewinność, swoboda, świeżośćjej i młodość, tamta miała ów niebezpieczny urok zakazanego owocu,tajemnicy, przepaści.pociągający gwałtownie, a dziwnym fenomenemnajwięcej podobno wywierający wpływu na ludzi spokojnych i łagodnych.Prawo sprzeczności i sercom panuje, najczęściej to co od nas i natury naszejnajdalej, najróżniejsze, najwięcej się nam podoba i nęci.Kostusię czytał pan Aleksander całą w słowie, spójrzeniu, ruchu, nie taiła się zsobą, zawsze była tąż samą, poznał ją od razu.Bulska ukazywała mu sięzagadką przerażającą niekiedy, zawsze nową — ale niestety! — zawsze teżpociągającą magnetycznie.Posłuszny jednak matce, chorążyc zbliżył się do trochę onieśmielonegoniebytnością ojca dziewczęcia i począł z nią rozmowę, na którą pani Osmólskachoć bawiła Bronicza, pilną zwracała uwagę.Osnową jej były zwykłe na wsi przedmioty, gospodarstwo, kwiaty, i powszedniewypadki.Kostusia ożywiła się, i choć rumieniąc co chwila, wkrótce stała sięnaturalną, zapominając, że pan Aleksander był jej obcym.Poczęła o Borowej, orodzicach jego, o swoim klasztorze i życiu, a choć gość nie wiele jej pomagałzamyślony i smętny, potrafiła utrzymać rozmowę do przybycia Bundrysa [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gieldaklubu.keep.pl
  •