[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ksiądz Benedykt postąpił kilka kroków, skłonił się poważnie i począł:51  Nie możemy wyjść z podziwienia, jaśnie wielmożny panie, oczomwłasnym nie dowierzamy, widząc cię tutaj i przekonywając się, że was, anie kogo innego, oglądamy sprawcą wczorajszej napaści nocnej.Mieliśmy prawo widzieć w tobie, panie, opiekuna, obrońcę, czciciela tejMatki Bożej obrazu, do którego stóp przybywałeś niegdyś z modlitwąwcale innej postaci.Godziłoż się nocą najeżdżać to miejsce, szturmowaćdo bram przybytku, wrzawą usiłować nas zastraszyć i pod obrazemcudownym sprośne okrzyki żołdactwa i rozpuścić?. Co się stało  przerwał Wejhard  to się stało, i nie myślę, bym za to wsumieniu moim odpowiadał.Uczyniłem to dla własnego dobra.Nie taję,że chcę i muszę zająć Częstochowę.Czyż nie wiecie jeszcze, co siędzieje i co was otacza?  dodał z uśmiechem.Poddanie waszenieuchronne, dziś, jutro nastąpić musi; taka jest wola Karola Gustawa.Jako protektor klasztoru, jako przyjaciel wasz, muszę strzec, byście wgorsze nie popadli ręce.Zpieszyłem, pędziłem, dla waszego dobra tylko.Ksiądz Benedykt, osłupiały, zamilkł na chwilę. Ależ  rzekł powolnie  my wcale nie widzimy konieczności i musupoddania się komukolwiek; mnisi, modlimy się, chwalim Boga,pilnujemy miejsca, które nam powierzone zostało. A którego nie obronicie  dorzucił Kaliński.Wejhard wzrokiem nakazał mu milczenie i sam dalej mówił łagodnie: Nie tajno wam, ojcowie, żem zawsze miał cześć dla świętego miejsca,żem was i zakon wasz miłował szczególnie, żem was wspomagał nawet iwspierał, o czym bym nie wspomniał, gdyby nie dzisiejsza okoliczność,która mnie to wymienić dla opamiętania waszego zmusza.Bądzciepewni, że nowe okoliczności wcale starego przyjaciela nie odmieniły.Przychodzę może w postaci wroga, ale w istocie jako przyjaciel iobrońca.Nie lękajcie się, zaufajcie mi, zdajcie natychmiast klasztor.Czasy dzisiejsze i obrót, jaki rzeczy wzięły w całej Polsce, radzą wam todla spokoju i bezpieczeństwa waszego.Zaręczam wam za całośćwszystkiego niczego od was nie żądam, owszem, sam jeszcze waswspomóc będę się starał. Panie  rzekł ksiądz Jaraczewski  dziękujemy ci za te wyrazy, ale mypodobno lepiej z natchnienia Bożego widzimy, co czynić wypada.Zostaw nas losowi. Chcecie więc zginąć? Za mną sroższa idzie burza: jenerał lejtnantMiller zmierza tu nie prosić was, ale opanować siłą zamek; a wiecie, coprzy zdobyciu umie żołnierz rozjuszony, zwłaszcza innowierca; ani was,52 ani miejsca, ani obrazu nawet ocalić nie będziecie mieli środka, jeśli nieuczynicie zaraz, co radzę.Boję się, byście potem z bólem serca nieskarżyli się na mnie, żem was do poddania nie zmusił. Na Boga i na wiarę waszą zaklinamy cię, panie  przerwał Tomicki na tę wiarę świętą katolicką, której jesteś wyznawcą, zostaw nas wspokoju, nie zmieniaj dawnej swej dla klasztoru łaskawości. To są słowa!  odparł żywiej hrabia. Słów słuchać nie będę, topróżno.Idzcie raz jeszcze i odnieście przeorowi radę moją; powtórzciemu, co powiedziałem, i wracajcież z rozkazem otwarcia bramnatychmiast.Ręczę za całość wszystkiego, ani włos z głowy nie spadnienikomu, ani jedna słomka z zapasów waszych nie przepadnie; inaczej;wiecie, że was czeka.Idzcie  dodał  idzcie i mówcie stanowczo, lub zanic nie ręczę potem.Tu pożegnał posłów, ręką wskazując im na drzwi, a zakonnicy wyszli,ścigani oczyma, w milczeniu smutnym i, przebywszy znowu szeregiżołnierzy, które śmiechem przeprowadziły ich pod górę, pośpieszyli doklasztoru.U bramy czekali na nich wszyscy, ciekawi skutku poselstwa, w maleńkiejizdebce księdza furtiana posiadawszy na zydelkach.Znalezli tu przeora,Zamojskiego, Czarnieckiego, Moszyńskiego i kilku zakonników.Wszyscy wyglądali wysłanych niecierpliwie z powrotem, jeden ksiądzKordecki, milczący, ale pogodnego oblicza, najmniej wzruszony,najspokojniej, najobojętniej na oko przyjął przybywających, jakby z górywiedział, co mu przyniosą.Wnet zarzucono ich gradem pytań, na których mnogość w pierwszejchwili zamilkli, a gdy się uciszyło nieco, rzekł ksiądz Jaraczewski, zczym ich odesłano, i wkrótce całą swą bytność opowiedział.Przeor ani się zdumiał, ani zastraszył, ani niecierpliwił; przyjął to dosyćzimno. Takem się spodziewał  rzekł, widząc wszystkich wejrzenia na siebiezwrócone i zdania jego wyglądające. Gdyby o nas tylko szło,odpowiedziałbym hrabiemu jeszcze pokorną prośbą i stałą odmową, aletu i o panów także chodzi  dodał, wskazując Zamojskiego i szlachtę  awięc radzcie, zbierzmy się, pomódlmy, i powiecie, co też wedle wasczynić nam wypada. Zbierać się, radzić  zakrzyknął Czarniecki  nie ma czego i po co; ot taciupka i ta nasza kupka wcale dostateczne są na wojenną naradę; niewpuszczać Szweda i kwita.Obiecywać mu łatwo, bo czegóż nie53 przyrzekał już i czego nam nie ofiaruje; ale u niego zawsze zdrada podjedwabnymi słowy, d a j t y l k o k u r z e g r z ę d ę.Pięknie śpiewasam Wejhard, a czemuż wczora tak niepięknie wpadł i zdradą chciałubiec święte miejsce z hałasem, z wrzawą, jakby gospodę nachodził? Cotu radzić! Co tu długo myśleć! My wszyscy nie więcej warci od was,ojcowie kochani, a prochem jesteśmy w obliczu Zwiętej Matki iOpiekunki naszej.Możemy się poddać losowi, który Jej zgotowany iwam.Zatem  co Bóg do serca księdzu przeorowi podda, to niech czyni,a my podzielim dolę z wami ochotnie.Pan Zamojski odchrząknął, wyprostował się i gotował do długiej perory,ale mu przerwał ksiądz przeor uściskiem serdecznym. Dzięki Bogu!  zawołał Kordecki. Wierzycie w pomoc niebieską,wiara nas zbawi! Wierząc w opiekę Opatrzności, wymodlimy ją sobie.Słabi na duchu giną tylko, i modlitwa ich, przestrachu pełna, ziemskąbojaznią przesiąkła, nie dochodzi do Boga, jako mgła roztaczając się poziemi.Wierzcie, a ujrzycie! Niech serca wasze biją ku Bogu, a Bógusłyszy ich bicie.A zatem nie ma co dłużej myśleć i naradzać się:nieście, kochani bracia, odpowiedz hrabiemu w tych, co i przedtem,słowach. A!  rzekł pan Moszyński. Z tym ptaszkiem nie można jednym siękontentować: nowego mu co zaśpiewać  zwłóczyć, odkładać.Czy niebyłoby dobrze, na przykład, powiedzieć mu, że gdybyś waszaprzewielebność nawet chciał co stanowczego uczynić, musisz się wprzód,stanowiąc o losie klasztoru, odnieść do księdza prowincjała? Recte dixisti (dobrześ powiedział)  potwierdził pan Zamojski.Ksiądz Teofil Broniowski na Zląsku w Głogowie; nim się porozumiemy,zwłoka konieczna, a tymczasem zyska się trochę, i  aby dalej! Ha! I to dobre  rzekł przeor  zapewne wszelkiej broni przeciwtakiemu nieprzyjacielowi użyć się godzi; choć, Bogiem a prawdą, wiemydobrze, że ksiądz prowincjał radzić nam poddania się nie będzie. Ale forma taka. Powiecie więc  rzekł Kordecki do posłów  niech z przyjaciela nieczyni się wrogiem, a resztę złóżcie na prowincjała; chwała Bogu, żedaleko i za granicami.Wreszcie, niech was Bóg natchnie co mówićmacie, i pobłogosławi [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gieldaklubu.keep.pl
  •