[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Chang obserwował ją uważnie.Widział, jak jejoczy raz po raz wędrują niespokojnie do drzwi i ciemnieją ze strachu,kiedy te drzwi otwierają się gwałtownie i do sali wchodzą dwie kobie-ty.Ubrane w sztywne białe suknie, z dziwnym białym nakryciem gło-wy wyglądały jak wyslanniczki śmierci.Przypominały mu zakonnice,które, kiedy był młodszy, próbowały go skłonić, żeby zjadł ciało ichżywego boga i napełnił usta jego krwią.%7łołądek nadal mu się buntowałna wspomnienie tego barbarzyństwa.Ale te tutaj nie miały na szyjachtych chełpliwych krzyży.Z grzecznym uśmiechem wyprowadziły dwie młodsze kobiety z po-koju i dopiero gdy zamknęły się za nimi drzwi, zelżało nieco napięcielisicy.Zaczęła krążyć wewnątrz swej klatki, ręce nadal miała sztywnoprzyciśnięte do ciała, jedna dłoń mięła miękki materiał sukni.Zobaczy-ł, że jakby przypadkiem upuściła na podłogę koronkową chusteczkę,ale jej palce wiedziały dokładnie, co robią.Zastanawiał się, dlaczego tozrobiła.Ale postępowanie fanqui zawsze było dziwne.Wysoka kobieta w sukni koloru dojrzałej śliwki powiedziała coś doniej, ale lisica tylko skinęła głową, lekko się zaczerwieniła i poszła da-lej.Zmierzała teraz do okna.Chang poczuł ucisk w piersi, widząc, jakRLTsię zbliża.Jej kości policzkowe były mocniej zarysowane, niż pamiętał,a oczy szerzej rozstawione.Skóra wokół ust była sina jak u choregodziecka.Pochylił się do przodu, wyciągnął rękę i dotknął mokrej szyby, którago od niej dzieliła, a jego palce zabębniły cicho na mokrym szkle jakdeszcz.Dziewczyna zatrzymała się w pół kroku, zmarszczyła brwi iwyjrzała na zewnątrz, z głową przechyloną na bok, tak jak to robiłmłody pies myśliwski ojca.Nim się oddaliła, wszedł w padający z oknakrąg światła i skłonił się przed nią z szacunkiem.Jej oczy i usta zrobiły się okrągłe niby księżyc w pełni, a potem gorozpoznała i uśmiechnęła się.Przez krótką chwilę stał, wyciągając doniej otwartą dłoń, w milczeniu oferując jej pomoc, i właśnie wtedy cośtwardego i zimnego uderzyło go w bok głowy.Ogarnęła go fala mroku.Noc rozpadła się na ostre fragmenty czarnego szkła, ale jego mięśnienapięły się, gotowe do działania.Jednym uderzeniem nogi mógł okaleczyć napastnika, który zionąłmu w twarz smrodem whisky i przekleństwami, albo uderzyć w jegoodsłoniętą tchawicę ostrzem noża swej dłoni.Ale coś go powstrzy-mywało.Warknięcie.Przepowiadało śmierć.Na wilgotnej trawie u stóp napastnika przykucnął gotowy do skokuwilczur, obnażając kły i wydając gardłowe warczenie, od którego krewzamarzała w żyłach Changa.Ten pies chciał wyrwać mu serce.Nie chciał go zabijać, ale musi to zrobić.Powoli przeniósł spojrzenie ze zwierzęcia na człowieka.Okrywałago przeciwdeszczowa peleryna niebieskich diabłów.Był wysoki, o dłu-gich, patykowatych kończynach i wklęsłych policzkach, jak drzewo,które łatwo powalić.W dłoni trzymał pistolet.Chang widział na nimswoją krew.Wąskie wargi mężczyzny poruszały się, ale w uszachChanga wył wiatr i ledwie rozróżniał słowa.- %7łółte gówno.Złodziejski żółtek.Podglądacz.Nie gap się na naszekobiety, ty cholerny.- I ręka z pistoletem uniosła się, by zadać kolej-ny cios.RLTChang odchylił się na bok i wykonał obrót, a jego noga wystrzeliła wgórę jak trzaśniecie z bykowca.Ale pies był szybki.Rzucił się pomię-dzy atakującego i swego pana i zatopił zęby we wrażliwej skórze stopyChanga, przewracając go na plecy, na mokrą ziemię.Ból przeszył nogękiedy kły dotarły do kości.Chang wziął głęboki oddech, pozbywającsię z ciała napięcia, i odzyskał kontrolę nad energią swego strachu.Uwolnił ją w jednym gwałtownym ruchu, który posłał drugą nogę pro-sto w pysk zwierzęcia.Pies zwolnił uchwyt i upadł na bok, nie wydając skowytu.Chang po-derwał się na nogi i ruszył biegiem, nim noc odzyskała dech.- Jeszcze jeden krok, a wsadzę ci kulę w łeb.Uspokoił umysł.Wiedział, że ten człowiek zamierza go zabić za to,co zrobił psu, ponieważ stracił przez to twarz.Nie ma znaczenia, czyucieknie, czy zostanie, koniec będzie taki sam.Poczuł w płucach ostrzeżalu, że zostawia dziewczynę.Powoli odwrócił się do mężczyzny, zo-baczył na jego twarzy okrucieństwo i spokojne czarne oko pistoletu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]