[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.profesoraKędzierskiego? Ależ nic się nowego nie stało, po prostu zbieramyinformacje.Więc pan Zagórski? Był przyjacielem Feliksa.to znaczy Feliksa Murawskiego,mego drugiego męża.Przyjacielem i wspólnikiem w niektórychprzedsięwzięciach.Teraz pracuje, a u mnie pełni ponadtoobowiązki.powiedzmy radcy prawnego.Jest prawnikiem iekonomistą. Rozumiem przez to, że wypłaca mu pani wynagrodzenie. Oczywiście.Jest moim przyjacielem, ale to mnie nieupoważnia do bezpłatnego korzystania z jego usług.Czyinteresuje pana wysokość wynagrodzenia? Nie.To wszystko.Wstałem, Grzywiński i podporucznik zerwali się z widoczną ulgą. Pozwoli pani, że się pożegnamy.Dziękujemy za rozmowę. Przykro mi, że nie mogę zrewanżować się podobnąformułką  odpowiedziała z nagłą wściekłością. Za to odwzajemnia pani moje uczucia  skłoniłem się.Nie podała nam ręki.Wyszliśmy w milczeniu na duszny,parujący w upale ogród. Niesłychane  mruknął Grzywiński. Zmącił jej pan styl  odezwał się już w samochodziepodporucznik  właściwie warto było na to popatrzeć.Trudnozresztą się dziwić, że jest nie w humorze.Podobno ma poważnekłopoty finansowe. Dowiedzcie się koniecznie, jakiej natury są te kłopoty powiedziałem  i przekażcie informacje porucznikowiGrzywiński emu możliwie najszybciej.To może tłumaczyć. Co?  spytał Grzywiński. Nic, nic. mruknąłem.A kiedy, pożegnawszy się z podporucznikiem, wyjeżdżaliśmyz Poznania, Grzywiński powiedział: Słuchaj, ona nie zachowywała się normalnie.Na pewnowie dużo więcej, kto wie, czy nie o śmierci Kędzierskiego. To nie takie proste  odpowiedziałem. Gdyby miała ztym coś wspólnego, nie zaskoczyłyby jej zwykłe w końcupytania.Dawno przygotowałaby gotową wersję, za sprytna jest,żeby się gubić w pierwszej rozmowie. Może. burknął bez przekonania Grzywiński.I nie mówiliśmy już więcej o Karolinie Murawskiej.Za Kościanem złapał nas deszcz.Gęstniał z minuty naminutę, wreszcie przemienił się w ulewę, zamknął nas wścianach wody przesiąkniętych szarym światłem, ciemniejącymgwałtownie; wycieraczki nie zbierały już wody z szyb,musieliśmy stanąć.Na zachodzie migotały błyskawice,przewalał się po polach nieustanny huk grzmotów. Rozebrałbym się i poszedł w pole, co?  powiedziałemzachłystując się rześkim, kwaśno pachnącym powietrzem,napływającym zza uchylonej szyby. I pierwszy piorun cię trafi  mruknął Grzywiński. Ja już wyrosłem z takich pomysłów. Zgorzkniały, sklerotyczny starzec  westchnąłem. Niemam kąpielówek na zmianę.Szkoda.Przystając co chwila, dobiliśmy do Leszna.Tamprzesiedzieliśmy burzę w kawiarni.Do miasta wjechaliśmyprzed jedenastą.Zwiatła latarń odbijały się zimnym blaskiemna mokrym asfalcie.W centrum tłumy upajały się chłodem,oblegały wystawy kwiatów. Podwiezcie mnie na róg Lipowej  powiedziałem  niemam ochoty szukać teraz taksówki.Poza centrum pustki już były na ulicach.Szedłem Lipowąwolno, rozluzniony, senny.my krążyły wokół latarń.Pomyślałem, że przeskoczę furtkę, nie miałem ochoty budzićHeleny.Może Ewa nie będzie spała, rzucę kamykiem w jejokno, a ona otworzy mi drzwi: albo odegramy scenębalkonową, ona przyśle mi list i klucz, a ja jej poślę orchidee,jakiż ja jestem senny.Furtka była otwarta.Czyżby Helena nie zamykała jej z myśląo mnie? Okno Ewy na piętrze ciemne, za to na dole, wgabinecie profesora, pali się małe światełko.A więc Ewa jeszczepracuje.Pewnie czeka na mnie.Wspiąłem się na podmurówkę izastukałem lekko w szybę.Nic.Zastukałem znowu.Nic.Pewniezasnęła przy tej pasjonującej pracy.Wbiegłem na taras, jednąręką szukałem na futrynie przycisku dzwonka, drugąmachinalnie nacisnąłem klamkę.Ustąpiła.Skrzypnęły drzwi,hall był ciemny, w domu panowała głucha cisza.Podszedłem na palcach do drzwi gabinetu; uchyliły siębezszelestnie.Na biurku paliła się lampa.W kręgu kremowegoświatła, obok przewróconej maszyny do pisania, leżała napodłodze Ewa [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gieldaklubu.keep.pl
  •