[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Pozwalało zapomnieć na krótkąchwilę, kim i czym jestem.Po wyjściu z łazienki otwieram szafę i szukamnajlepszych ubrań.Nie powiem, żeby to było coś specjalnego:płócienne spodnie, zapinana koszula, sweter.Ponieważwiedziemy życie uciekinierów, mam tylko buty do biegania, cojest tak zabawne, że po raz pierwszy tego dnia chce mi się śmiać.Idę do pokoju Henriego, by zajrzeć do jego szafy Ma mokasyny,które są na mnie dobre.Widok wszystkich jego ubrań wprawiamnie w jeszcze większe przygnębienie.Chcę wierzyć, że zeszłomu się dłużej, niż planował, ale powinien się ze mnąskontaktować.Coś musi być nie tak.Idę do frontowych drzwi,gdzie siedzi Bernie, by wyjrzeć przez okno.Pies patrzy na mnie iskomle.Poklepuję go po głowie, wracam do swojego pokoju.Patrzę na zegar.Minęła trzecia.Sprawdzam telefon.Nie mażadnych wiadomości.Postanawiam iść do Sary i jeśli Henri nieodezwie się do piątej, wtedy wymyślę, co dalej.Może im powiem, że Henri zachorował, i ja też nie czujęsię najlepiej.Może powiem, że nawalił mu w drodze samochód imuszę jechać mu pomóc.A nuż Henri się zjawi iświętodziękczynny obiad będzie uratowany.Swoją drogą naszpierwszy w życiu.Jeśli nie, coś im powiem.Będę musiał.Nie mając innego wyjścia, postanawiam pobiec.Zadyszkami raczej nie grozi, a dotrę tam nawet szybciej, niż gdybympojechał samochodem.Poza tym w takie święto drogi powinnybyć puste.%7łegnam się z Berniem, mówię mu, że wrócę pózniej, iwyruszam.Biegnę skrajem pól, przez las.Dobrze jest spalićtrochę energii.To łagodzi moje zdenerwowanie.Kilka razyzbliżam się do swojej pełnej prędkości, co prawdopodobniewynosi około setki na godzinę.Niesamowite uczucie, kiedyzimne powietrze smaga moją twarz.I fantastyczny jest tendzwięk, taki sam, jaki słyszę, wychylając głowę prze oknofurgonetki, kiedy jedziemy autostradą.Zastanawiam się, jakszybko będę biegał w wieku dwudziestu, dwudziestu pięciu lat.Zwalniam do chodu jakieś sto metrów przed domem Sary.Nie mam nawet śladu zadyszki.Kiedy wchodzę na podjazd,widzę w oknie twarz Sary.Macha do mnie z uśmiechem, otwieradrzwi, jak tylko wchodzę na ganek. Cześć, przystojniaku.Odwracam się przez ramię, jakbym sprawdzał, czy mówido kogoś innego.Potem pytam, czy mówi do mnie.Odpowiadaśmiechem. Jesteś głupi mówi, szturchając mnie w ramię, izaraz przyciąga mnie blisko na długi, słodki pocałunek.Wciągam głęboko powietrze i wyczuwam zapachy: indykz nadzieniem, słodkie ziemniaki, brukselka, placek z dyni. Niezle pachnie mówię. Moja mama gotowała cały dzień. Nie mogę się doczekać, kiedy usiądę do jedzenia. Gdzie jest twój tata? Coś go zatrzymało.Powinien niedługo tu być. Wszystko z nim dobrze? Tak, nic się nie dzieje.Wchodzimy do środka i Sara oprowadza mnie po wielkimdomu.To klasyczny rodzinny dom z sypialniami na piętrze,mansardą, gdzie swój pokój ma jeden z jej braci, i całąprzestrzenią wspólną na parterze z salonem, pokojemjadalnym, kuchnią i pokojem dziennym.Kiedy wchodzimy do jejpokoju, zamyka drzwi i mnie całuje.Jestem zaskoczony, aleogarnia mnie radość. Czekałam na tę chwilę cały dzień mówi łagodnie,odsuwając się.Kiedy odwraca się w stronę drzwi, przyciągam jąz powrotem i całujemy się jeszcze raz. A ja będę czekał na następny pocałunek szepczę.Pózniej.Ona się uśmiecha i znów daje mi kuksańca w ramię.Schodzimy do pokoju dziennego, gdzie obaj jej starsi bracia,którzy przyjechali z collegeu na weekend, oglądają futbol z jejojcem.Siadam z nimi, a Sara idzie do kuchni pomóc swojejmamie i młodszej siostrze przy obiedzie.Nigdy nie byłemprawdziwym kibicem.Chyba dlatego, że żyjąc z Henrim wwiadomy sposób, nie miałem właściwie szansy zainteresować sięczymkolwiek, co by wykraczało poza nasze tułacze życie.Zajmowało mnie dopasowywanie się do każdego nowegootoczenia i to, żeby zawsze być gotowym przenieść się gdzieśindziej.Jej bracia, tak samo jak kiedyś jej ojciec, grali w piłkę wszkole średniej.Wszyscy trzej uwielbiają futbol.I oglądającdzisiejszy mecz, jeden z braci i jej ojciec kibicują przeciwnejdrużynie niż drugi brat.Kłócą się, wzajemnie drażnią, krzyczą zradości i pomrukują, zależnie od tego, co dzieje się na boisku.Widać, że robią to od lat, pewnie całe życie, i mają z tego wielkąfrajdę.Trochę mi smutno, że Henri i ja nie mamy niczego pozamoimi treningami oraz bezustannym uciekaniem i maskowaniemsię co by nas obu wciągało i przy czym moglibyśmy siędobrze bawić.Smutno mi, że nie mam prawdziwego ojca i braci
[ Pobierz całość w formacie PDF ]