[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- mruczy dzielnicowy.- Proszę o broń.Oczywiście ma pan pozwolenie?- Nie.ale.- Oooo, doktorze.- policjant z troską pociera policzek.-Będzie kłopot.- Co to za broń.- Tomasz wyciąga rewolwer i pstryka.-To zapalniczka.- No, cholerka.- śmieje się zaskoczony policjant.- Aleich pan zrobił w konia.- Dzięki Bogu - odzywa się Helena.- Tym nas uratował!Jesteś wspaniały.Tomasz obejmuje ją mocno.- Nie, Lenko, to Jack Lemmon.- On? - mówi policjant i patrzy na Maksa.- Przydałby sięnam taki  lemon" Dobry piesek, dobry.No, dobranocpaństwu.Do jutra - mówi i wychodzi.- Można powiedzieć, że Jack Lemmon zszedł na psa -stara się zażartować Tomasz.- Wiesz, na czym polega towszystko? W samochodzie nie mogłem sobie przypomniećjego nazwiska, pamiętasz?- Nie wiem.nie, to było wieki temu.To ty dzwoniłeś?- Tak.Chciałem ci powiedzieć, że sobie przypomniałem.a tu najpierw nie odbierasz, potem cisza.Pierwsza myśl, żeawaria, ale postanowiłem sprawdzić.No i wyruszyliśmy zMaksiem na spacerek.a tu horror.- Komu mam wystawić pomnik w ogrodzie? Tobie,Tomku.Maksiowi czy Jackowi Lemmonowi?Tomasz śmieje się głośno.- Zanim się do tego zabierzesz, proponuję rzecznastępującą: idziemy z Maksem po Henrykę, wracamy inapijemy się koniaczku.Masz koniak, czy mam przynieść? -Mam. - Doskonale.A jutro zakładamy kraty.Pózno, ale lepiejpózno i tak dalej, i będzie wszystko dobrze.I sprawimydrogiej pani komórkę.Wreszcie.Na wszelkie okazje.Docholery! Idziemy, Maks.- Tomaszu.- Tak?- Jesteś.- Nie kończ, Helenko, bo się wzruszę do dna.- Poczekaj.Jeszcze jedno.Jak ja tu będę mogła żyćpo.po czymś takim? Powinnam się wyprowadzić.Tomasz patrzy na nią przez chwilę, potem podchodzi,bierze ją w ramiona i mocno przytula.- Cicho.Nie myśl tak nawet.Otrząśniemy się z tego.Będzie dobrze.Kochanie, czy umiałabyś być szczęśliwa gdzieindziej? A ja, a my z Maksem? Mogłabyś nas porzucić?!*- Lenka, czy ty mnie słuchasz?- Oczywiście, mamo - mówi Helena.Podciąga nogi nafotel, opatula je brzegiem szlafroka i chcąc sprawić matceprzyjemność, mówi: - Pięknie wyglądasz.- Nie pleć.Chociaż.Kto wie.- kryguje się starsza pani.- Jestem tam w odpowiedniej aurze, temperaturze, otoczeniuchmur czy przestrzeni, no, nie podpytuj mnie, bo nie wszystkozrozumiesz.Moje biedactwo.- Zapewne.- godzi się dziwnie łatwo Helena.Melania wspina się na palce, unosi nad podłogę isprawdza, czy przypadkiem nie ma kurzu na abażurzewiszącej lampy.- Hm.- chrząka z lekką dezaprobatą.- Mamo.dobrze, że jesteś.- Mam nadzieję.- Powiedz mi - przypuszcza atak Helena - widziałaśJaromira? Starsza pani niechętnie potrząsa głową.- Nie.Jesteśmy w zupełnie innych strefach, mówiłam ci otym już tyle razy! A ty ciągle swoje.Jest coś w głosie matki, co zastanawia Helenę.Najwyrazniej niechęć do zięcia.Chyba tak, ale przecież lubiłago kiedyś, zaakceptowała ten wybór natychmiast, dlaczegowięc teraz.- Mamo.czy masz do niego jakiś żal?- Heleno! - głos matki jest rzeczowy i suchy.- Posłuchajmnie uważnie.Powiedziałaś wczoraj Tomkowi.- Ach tak.- %7ładne  ach tak".Chcesz się wyprowadzić?! Zostawićmój.nasz dom? Dom pełen wspomnień, przedmiotów, którekiedyś tyle dla mnie znaczyły! I dla ciebie! I dla twojego ojcaAleksandra.Aluś! - woła niespodziewanie i nasłuchuje lekkoodwrócona od córki.- Znowu przepadł.Pewno rżnie w karty zwujem Albertem.Nie znoszę tego.Chowają się gdzieś i.- Mamo.- zaczyna cicho Helena.- Tu wtargnęli obcy,podli nikczemnicy! Bandyci! Oddychali tym powietrzem,dotykali wszystkiego.Byli ordynarni i brutalni.Przerazili nasi poniżyli.Jak mogę wyrzucić to z pamięci? Nie mogę siępozbierać, a i wiem, jak cierpi Henryka.Była taka dzielna.Melania słucha z przymkniętymi oczami, ale jej palcebezgłośnie wystukują rytm zniecierpliwienia na poręczyfotela.- Moje dziecko.Wasz świat się okropnie zmienił.Niechcesz tego widzieć? Ale nie tragizuj.Czym jest to.najściechamów, złodziei, chwała Panu, nie bandytów, tanikczemność, zgoda.wobec dramatów wojen, pożarów czypowodzi?- Ale to jest moje traumatyczne przeżycie, mamo, moje.tu i teraz. - Właśnie.Proszę cię, patrz nie przez koniec własnegonosa.Nic się nie zmieniłaś, oj, dziecko, dziecko.- Nie żądaj tego.Czy muszę przywoływać sytuacjeostateczne, na wielką skalę, żeby zminimalizować to, co tuzaistniało? Co ja czuję?- Pomyśl o proporcjach - łagodnie tłumaczy matka.- Nietwierdzę, że nic się nie stało.Jestem też przejęta.- mówilekko i delikatnie poprawia fryzurę.- Aha, przejęta.- ironizuje Helena.-.ale czy zrobiłaś wszystko, żeby temu zapobiec? %7łebynie wystawiać się do strzału? Rozumiesz? Dlaczego Henrykanie zamknęła drzwi na łańcuch? Dlaczego alarm nie byłwłączony? Dlaczego nie ma krat w oknach? Zostaje sama wdomu, prawie starsza pani i są tylko trzy zamki w drzwiach, azamknięte na jeden, co jest zabawką dla wytrycha! No, mojaLenko.sama przyznaj.Ale bardzo wam współczuję, to innasprawa.- Nie jestem tego pewna - mruczy Helena.- Co z oczu to iz serca [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gieldaklubu.keep.pl
  •