[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Vicki miała bardzo mgliste wspomnienia na temat tego, jakHenry i Celluci się poznali, ale uspra-wiedliwiał ją nieco fakt, że była wtedy zmęczona, wykrwawiałasię na śmierć i lada chwila miała zostać złożona demonowi wofierze.- Co on tu robi?- Nie wiem.- Wampir oparł się o ścianę i czekał, aż Vickiprzeciągnie koszulkę przez głowę, zanim zaczął mówić dalej.-Ale pomyślałem, że zechcesz usłyszeć, jak to wyjaśnia.- Zechcę? - Wsunęła stopy w sandały i wstała, przeczesującdłońmi włosy.Ani myślała szukać szczotki.- Za żadne skarbyświata nie przegapiłabym tego.A jeśli nie wydarzyło się nic, oczym musiał mnie od razu powiadomić - a nic takiego do głowymi nie przychodzi - będę miała parę rzeczy do powiedzenia.Henry pragnął przeżyć kolejne czterysta pięćdziesiąt lat, więcprzezornie ugryzł się w język.-Jestem detektyw sierżant Michael Celluci, proszę pani.Jest tuVicki Nelson?- Tak.Henry poszedł ją obudzić.- Niepotrzebnie.- Henry musiał go zobaczyć, jak zbliżał się dodomu i rozpoznać. W takim razie ma wzrok jak sowa.Ja niewidziałem ziemi pod stopami, chmury wszystko zaciemniły".-Jest pózno.Wiem już, że dobrze trafiłem, mogę wrócić jutro.- Bzdura.- Kobieta gestem zaprosiła go do kuchni.- Jechał panaż z Toronto, więc może pan jeszcze chwilę poczekać.Onazaraz zejdzie.Skoro poszli ją obudzić, nie miał wyjścia.Gorsze odwywleczenia Vicki z łóżka byłoby wywleczenie jej z łóżka izniknięcie bez słowa wyjaśnienia.Wsunął odznakę iidentyfikator z powrotem do kieszeni i zajął miejsce na krześle,obserwując uważnie ogromnego białego psa, który mu sięprzyglądał. To idiotyzm.Jedna noc więcej nie zrobiłaby różni-cy.A Vicki nie będzie zadowolona, że ją obudzo-no".Do kuchni wszedł rudy pies i usiadł obok białego.Nie wyglądałna zadowolonego z obecności gościa.Wydawał się też większy,chociaż trudno w to było uwierzyć.- Co to za rasa?- Ich przodkami była rzadka europejska rasa ło-wiecka.Pewnienigdy pan o niej nie słyszał.- Coś jak wilczarze?- Tak, coś takiego.- Przysunęła sobie krzesło i usiadła,przyszpilając go intensywnym, pełnym ciekawości spojrzeniem.- Jestem Nadine Heerkens--Wells.Razem z mężem prowadzimytę farmę.Vicki dla nas pracuje.Czy jest coś, o czym powinnamwiedzieć, detektywie?- Nie, proszę pani.To państwa nie dotyczy.- Cel-luci miałproblem z przyjęciem do wiadomości faktu, że Henry Fitzroyprzyjazni się z kimś takim, jak ta kobieta.Chociaż robiławrażenie, z ciemnymi włosami i nietypowymi rysami twarzy,otoczenie mówiło jasno: biała klasa niższa.Jej pomiętasukienka bez rękawów wyglądała, jakby ją dopiero co podniosłaz podłogi i zarzuciła. A wokół leży dość szmat,żeby ubrać jeszcze z sześć osób, co dowodzi, że nie obchodziich zbytnio stan ich garderoby".Wszystkie meble musiały miećco najmniej dziesięć lat, kłębki sierści leżały w każdym kącie, astół kuchenny był zużyty i wysłużony w charakterystycznysposób, świadczący, że w tym domu się nie przelewa. Oczywiście, mogą wydawać wszystko na psie żarcie".Usłyszał kroki na schodach i wstał, odwracając się w stronędrzwi prowadzących na korytarz.- No dobra, Celluci, co jest? - Vicki zatrzymała się tuż przy nimi zadarła głowę.- Lepiej, żeby ktoś konał.- bo inaczej zarazktoś inny zacznie", dodawał ton jej głosu.- Jasna cholera, co ci się stało w głowę?- W co? A, to.Mieliśmy wypadek samochodo-wy.Chyba walnęłam w tablicę rozdzielczą.- Palce jej prawejdłoni poklepały powietrze nad sinozielo-ną opuchlizną.- Wszpitalu mówią, że to tylko guz.Wygląda fatalnie, ale nie mażadnych większych uszkodzeń.- Zmrużyła oczy, a okularyześlizgnęły się jej na czubek nosa.- Twoja kolej.Henry, który stał tuż przy drzwiach, ukrył uśmiech
[ Pobierz całość w formacie PDF ]