[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Czasami wydawało się jej, że pod stopami nie ma nic prócz pustki.Z rzadka wmroku pobłyskiwały dwie pary miodowych oczu jadziołka.Wynurzał się z wnętrzazwierciadeł i zataczał ponad Szarką szybkie, zwichrowane kręgi.Z dwoma mieczamiw rękach i roztańczonym plugastwem nad głową wydała się Zarzyczce dziwnieznajoma.To było polowanie - odmienne od wszystkiego, co znała.Nie miała czasu, żeby o tym myśleć.Na twarzy czuła ostry, zimny wicher, zaś za pękającą zasłoną luster nie byłonic prócz ciemności i chłodu.Biegła więc, jak nigdy wcześniej.W piersiach narastał suchy ból, w skroniachłopotanie krwi.To trwa zbyt długo, przemknęło jej przez głowę.Wieża nie może byćrównie wielka.A potem przez hałas pękających zwierciadlanych tafli, przez chrzęst szkła podstopami i szum wichru - a może samej wieży Nur Nemruta - przebiło się jeszcze coś.Ludzki krzyk przerażenia.We ćmie zamajaczyła jej sylwetka Szarki w nabijanymżelaznymi ćwiekami kubraku.Ramię wzniesione do cięcia, słaby poblask ostrza.- Nieeeee! - ryknął z całego gardła karzeł.Postać w brunatnej opończy wyciągnęła ramiona obronnym gestem, jej kaptur opadł na plecy.Zarzyczka poznała go od razu.Wysoki, chudy starzec, któryprzewodził jej świcie.Kapłan Zird Zekruna Od Skały.Rudowłosa Zwajka niespowolniła ruchu miecza.Wygolona głowa ze znamieniem skalnych robaków naczole wyprysła w powietrze w girlandzie kropelek krwi.I niemal jednocześnie, nimprzebrzmiał przedśmiertny skowyt, ostrze opadło oszczędnym, urwanym łukiem naszyję drugiego mężczyzny.Zarzyczce zdawało się, że jego stopy, obute w sandałyna drewnianej podeszwie, zrobiły jeszcze dwa kroki, nim upiorny kadłub osunął sięna posadzkę.Podłoga zaczęła się z trzaskiem zapadać wokół ciała Krawęska, najwyższegokapłana Nur Nemruta Od Zwierciadeł.Szarka przystanęła, zamrugała oczami.W ciemności nad nimi rozległ sięwściekły, pełen sprzeciwu wrzask jadziołka.Miecze w rękach Zwajki drżały lekko iZarzyczka przestraszyła się, że rudowłosa nie odróżnia żywych ludzi od majaków wzwierciadłach.Posadzka zachybotała się, osunęła jeszcze niżej.Szarka nie zastanawiała siędłużej.Przeskoczyła nad wyrwą, pewnie, na ugiętych kolanach lądując obokZarzyczki.Księżniczka skuliła się mimowolnie, ale w twarzy tamtej nie odnalazłaszaleństwa, tylko oszołomienie.I strach.Gdzieś w oddali księżniczka słyszałaprzytłumione krzyki jadziołka.Czy tym właśnie miało być przebudzenie NurNemruta?, pomyślała z przerażeniem.Czy sprowadziliśmy zagładę na KrainyWewnętrznego Morza?- Trzymajcie się! - wykrzyknął karzeł.- Trzymajcie się blisko niej! To.!Potem był huk.Posadzka, usuwająca się spod stóp.Ciemność i odpryskiluster, które wirowały wokół jak stado gołębi.Wtedy zaczęła krzyczeć.Jedno słowo.Ocknęła się w rumowisku, które niegdyś było świątynnym dziedzińcem, przysamej cembrowinie świętego zródła, choć pozostały zeń jedynie pogruchotaneresztki muru.Jakim sposobem, pomyślała z trwogą, jakim sposobem.? Gdzieś,jakby za mgłą, wrzeszczeli ludzie.Obok wiedzma wymiotowała zapamiętale, klęczącw strużce cudownej wody.Szarka poderwała się gwałtownie - twarz miała pokrytąpyłem, przez poszarpany rękaw kubraka przesączała się krew - i z całej siłyszarpnęła karłem.- To ty? - wysyczała ze złością.- To ty?- Nie - wyjąkał karzeł.- Nie wiem. Oszalała, pomyślała księżniczka, oszalała ze szczętem.W krąg roztrzaskiwałysię wielkie kawały muru, żaden jednak nie padł bliżej niż o wyciągnięcie ręki, jakbyodpychała je jakaś siła - księżniczka klęczała pośrodku kręgu nagiego kamienia.Jakczarcie koła, pomyślała ni stąd, ni zowąd.Kręgi przeklętej, jałowej ziemi, w którychtańczą wiedzmy, okolone wiankiem trujących grzybów, co świecą w księżycowenoce.Ze strachem podniosła wzrok.Strzelista wieża Nur Nemruta pochylała się nadnimi jak zdzbło trawy.Z przypór odpadały potężne głazy.Ziemia drżała.Rudowłosa opanowała się z wyraznym wysiłkiem, kiedy ostry szklany sopeluderzył tuż obok zródła cudownej wody.- Szybko! - warknęła ze złością.- Wieża zaraz się rozpadnie.Księżniczka dzwignęła się na nogi, ale kolano ugięło się pod nią bezostrzeżenia.Z bólu pociemniało jej przed oczyma.Ruda skrzywiła się.- Nie mogę - powiedziała cicho Zarzyczka.- Zostawcie mnie.Jednak Zwajka i wiedzma chwyciły ją pod ramiona, niezdarnie omijając kawałymuru i resztki luster, powlokły przez dziedziniec.Zarzyczka starała się opierać nazdrowej nodze, ale przy każdym ruchu ból potężniał i rychło, na wpół przytomna,zwisła w uścisku tamtych.W powietrzu unosił się gęsty, duszący pył.Popchnięta zatoczyła się wprost na wiedzmę.Szarka przystanęła u resztekotaczającego świątynny podwórzec muru, w rękach znów trzymała miecze.A przednią, w wąskiej, zawalonej gruzem wyrwie muru rysowały się dwie przyczajonesylwetki w błękitnych płaszczach.Servenedyjki, zrozumiała księżniczka, strażniczkiświątyni.Nie pozwolą nam uciec.Nie po tym, jak dokonano świętokradztwa.Najpotworniejszego z możliwych.Zęby rudowłosej błysnęły w mroku.Zrobiła kilka drobnych, płynnych kroków.Wyglądała strasznie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gieldaklubu.keep.pl
  •