[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Mnóstwa rzeczy się po niej nikt nie spodziewał.Szaleńcy.Spojrzała na zegarek.Do odlotu samolotu miała jeszcze półtorej godziny i była pewna drobnarzecz, którą mogła w tym czasie zrobić.Pragnęła spojrzeć w twarz doktorowi Lecterowi w chwili, gdyten wymówi nazwisko  Billy Rubin".Jeśli zdoła wytrzymać wystarczająco długo spojrzenie piwnychoczu, jeśli spojrzy głęboko tam, gdzie gubią się w ciemności iskry, może dostrzec coś naprawdęważnego.Sądziła, że może dostrzec tam ślad kpiny.Dzięki Bogu, wciąż mam przy sobie legitymację.Wyjeżdżając z piskiem opon z parkingu, zostawiła za sobą czterometrowe smugi gumy.Rozdział 35Clarice Starling nie zdejmując nogi z gazu pędziła przez zatłoczone ulice Memphis.Napoliczkach zaschły jej dwie łzy gniewu.Czuła się teraz dziwnie wolna, pozostawiona samej sobie.Nienaturalna jasność, z jaką teraz wszystko widziała, mówiła jej, że czeka ją walka.Musiała byćostrożna.Minęła stary budynek sądu już wcześniej, w drodze z lotniska, teraz odnalazła go bez trudu.Władze Tennessee nie chciały kusić losu.Zdecydowane były trzymać Hannibala Lectera wabsolutnie bezpiecznym miejscu, a za takie w żadnym wypadku nie można było uznać miejskiegowięzienia.Właściwym rozwiązaniem okazał się dawny budynek sądu i więzienia, okazały neogotyckigmach zbudowany z granitu w czasach, gdy łatwo było jeszcze o siłę roboczą.Obecnie,pieczołowicie odrestaurowany, mieścił władze tego zamożnego i zapatrzonego w swoją historięmiasta.Tego dnia przypominał średniowieczną, oblężoną przez policję twierdzę.Parking zastawiony był prawdziwą policyjną mieszanką: były tu patrole z drogówki,samochody z okręgowego biura szeryfa z Shelby, z biura śledczego Tennessee i z departamentuzakładów karnych.Posterunkowi sprawdzili dziewczynę prowadzącą wynajęty samochód, zanimjeszcze udało jej się znalezć miejsce na parkingu.99 Dodatkowe problemy wiązały się z koniecznością zapewnienia doktorowi Lecterowibezpieczeństwa przed tłumem.Od momentu kiedy w porannych wiadomościach podano miejscejego pobytu, odbierane były telefony z pogróżkami; przyjaciele i krewni wielu jego ofiar marzylio tym, by dostać go w swoje ręce.Clarice miała nadzieję, że nie ma w pobliżu miejscowego agenta FBI, Copleya.Nie chciałanarobić mu kłopotów.Na trawniku, przed prowadzącymi do głównego wejścia schodami, dostrzegła otoczonywianuszkiem reporterów tył głowy Chiltona.W tłumie były dwie telewizyjne minikamery.Clarice żałowała, że nie ma jakiegoś nakrycia głowy.Zbliżając się do wejścia odwróciła twarz wdrugą stronę.Przed wejściem do głównego hallu skontrolował ją stojący przy drzwiach funkcjonariuszpolicji stanowej.Hali wyglądał teraz jak jedna wielka wartownia.Przy jedynej funkcjonującej wbudynku windzie stał miejski policjant, drugi trzymał straż przy schodach.Ludzie z rezerwystanowej, zmiennicy tych, którzy aktualnie pełnili wartę na zewnątrz budynku, zaszyli się wmiejscu, gdzie nie mogli ich dostrzec gapie i siedząc na kanapach czytali gazety.Za biurkiem naprzeciwko windy siedział sierżant.Na jego karcie identyfikacyjnej widniałonazwisko TATE, C.L. %7ładnej prasy  odezwał się na widok Starling. %7ładnej  zgodziła się. Przyjechała pani razem z prokuratorem generalnym?  spytał, kiedy pokazała mu legitymację. Zastępcą prokuratora generalnego, Krendlerem  odpowiedziała. Właśnie od niego idę.Kiwnął głową. Mieliśmy tu wszystkich gliniarzy z zachodniego Tennessee.Każdy chciał rzucić okiem nadoktora Lectera.Nie widuje się kogoś takiego zbyt często, chwała Bogu.Zanim pojedzie pani na górę,będzie pani musiała porozmawiać z doktorem Chiltonem. Widziałam się z nim przed chwilą na zewnątrz  odpowiedziała. Dzisiaj rano zajmowaliśmysię tą sprawą w Baltimore.Czy to tu mam się wpisać, sierżancie Tate?Przez krótką chwilę sierżant badał językiem swój trzonowy ząb. Dokładnie tutaj  powiedział. Taki jest regulamin służby więziennej, proszę pani.Odwiedzający oddają broń, niezależnie, czy są gliniarzami, czy nie.Clarice kiwnęła głową.Wyjęła naboje z rewolweru, sierżant z przyjemnością patrzył, jak sprawnieobchodzi się z bronią.Podała mu rewolwer rękojeścią do przodu.Zamknął go na klucz w szufladzie. Zabierz ją na górę, Vernon. Wykręcił trzycyfrowy numer i podał jej nazwisko przez telefon.Zainstalowana w latach dwudziestych winda zawiozła ich zgrzytając na najwyższe piętro [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gieldaklubu.keep.pl
  •