[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jak przewidział Royce, egzekucja przyciągnęła niezliczone tłumy.- Lecz już po wszystkim.- Delia odsunęła się od eleganckozastawionego stołu.- Proponuję, byśmy przeszli do salonu.Możeciezabrać trunki.Mamy dziś piękny wieczór, otwarto więc okna i jest tam owiele przyjemniej.Emily, Linnet i Loretta wstały i ruszyły za Delią korytarzem kuślicznemu salonowi na piętrze, w którym spotkali się przed kolacją.Zotoczonego żeliwną balustradą balkonu roztaczał się widok na GreenPark.Mężczyźni wymienili pełne zadowolenia uśmiechy i także wstali.Podążając za sugestią Delii, zabrali z jadalni kryształowe kieliszki orazszklaneczki, karafkę z porto i brandy, a potem ruszyli w ślad za paniami.W salonie damy zdążyły zająć już miejsca na sofach i wymieniaływłaśnie najnowsze ploteczki z towarzystwa.Panowie odstawili karafki nakredens, nalali sobie drinki, a potem, zerknąwszy na pogrążone wożywionej rozmowie panie, wyszli kolejno na balkon.Kiedy znaleźli się tam wszyscy czterej, okazało się, że miejsca jestzaledwie tyle, by mogli stanąć ramię w ramię.Uczynili tak, podnieśli jakjeden mąż wzrok i spojrzeli na rozgwieżdżone niebo.- Nocne niebo i gwiazdy były tam zupełnie inne.Żaden nie zapytał, comiało oznaczać owo „tam".Milczeli przez chwilę, pogrążeni wewspomnieniach.A potem Del wzniósł toast.- Za nieobecnych przyjaciół.- Nieobecnych, ale nie zapomnianych - dodał Gareth.- Nigdy - mruknął Logan, unosząc kieliszek.Po chwili brzemiennej znaczeniem ciszy Rafe też uniósł szklaneczkę ipowiedział:- Za Jamesa MacFarlane'a, prawdziwego bohatera, bez którego niemoglibyśmy dokonać tego, czego doko-naliśmy i unicestwić Czarnej Kobry.- Ze wzrokiem utkwionym wczarne niczym aksamit niebo, dodał: - Zegnaj, Jamesie.Spoczywaj wpokoju.Upił łyk trunku, a potem osuszył do końca szklaneczkę.Pozostalimruknęli aprobująco i także wypili.Zapadła cisza, przepełniona żalem, świadomością dokonanej zemsty ispełnionych obietnic.Wspomnieniem młodzieńca, który pozostanie nazawsze w ich pamięci.Poruszenie w pokoju sprawiło, że się odwrócili.- Co wy tu robicie? - spytała Delia, marszcząc brwi.Nie wiedziała,dokąd powędrowali myślami, mimo to skinęła władczo dłonią, ignorującatmosferę smutku i powagi, jaka zawisła nad balkonem.- Wejdźcie.Omawiamy plany na dalszą część lata.Jeśli nie posłuchacie i się niewypowiecie, może się okazać, że wszystko zostało ustalone.Mężczyźni spojrzeli po sobie i wymienili leniwe uśmiechy, którerozproszyły smutek.Oddaliły przeszłość.Przestąpili jeden po drugim próg ze wzrokiem utkwionym w twarzachswoich pań i ruszyli za Delią w głąb pokoju.Z powrotem do tego, co liczyło się teraz najbardziej.Zon, domów,przyszłych rodzin - mocno zakotwiczonych pośród zielonych pól Anglii
[ Pobierz całość w formacie PDF ]