[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Wiem tylko tyle, ile ona mimówi, ajeśli egzorcyzmy sprawią, że wszyscy poczują się lepiej.- Wzruszył ramionami.Jedwab wstał z krzesła.- Porozmawiam z Orchideą, pod warunkiem że ona się zgodzi.Jest wytrącona zrównowagi i przerażona, ale postaram się dodać jej trochę otuchy.Na tym międzyinnymipolega moja rola.Chciałbym też pomówić z Acalyphą.To ta wysoka kobieta zognistączupryną, tak?Krew skinął potakująco głową.- Zapewne już wyszła, lecz wróci na kolację.Pokój Orchidei mieści się nagalerii napiętrze, dokładnie nad wielkim salonem frontowym.Acalyphą otworzyła drzwi do pokoi Orchidei i przepuściła Jedwabia przodem.Orchidea, wciąż w różowym peniuarze, siedziała na szerokiej, obitej zielonymaksamitemkanapie w dużej sellarii.Najwyraźniej doszła już do siebie i na jej twarzymalował się takisam twardy, zdecydowany wyraz jak w chwili, gdy rozmawiała z Jedwabiem po razpierwszy.Acalyphą wskazała gościowi krzesło.- Usiądź, patere.- Sama zajęła miejsce obok Orchidei i objęła ją ramieniem.-Przysłałgo Krew, by z nami porozmawiał.Zgodziłam się, lecz jeśli nie masz na to ochotyteraz,przyjdzie później.- Nic mi nie jest - zapewniła Orchidea.Jeden rzut oka wystarczył, by Jedwab uwierzył w jej oświadczenie; raczejAcalyphąpotrzebowała pociechy.- Czego chcesz, patere? - zapytała Orchidea głosem jeszcze bardziej ochrypłymniżprzy powitaniu.- Jeśli zamierzasz mówić mi o tym, że ona odeszła do CentralnegoProcesora,zaoszczędź sobie fatygi.Natomiast jeśli chcesz, by ktoś oprowadził cię po domu,zrobi toAcalyphą.Po lewej stronie kanapy w ścianie widniało szkło.Jedwab zerknął tam zniepokojem,ale w szkle nie pojawiła się żadna twarz.- Chciałbym zamienić z tobą kilka słów w cztery oczy.- Popatrzył na Acalyphę.-Myślałem, że dzięki temu będziesz miała okazję się ubrać.Jednak już sięprzyodziałaś, jakwidzę.- Wyjdź - powiedziała Orchidea.- Nie zapomnę, że okazałaś mi tyle troski.Wysoka dziewczyna wstała i wygładziła suknię.- Zanim to się stało, zamierzałam ubrać się bardziej elegancko.- Z tobą też chcę pomówić - odezwał się Jedwab.- Nie zajmę ci dużo czasu, więcpoczekaj.Jeśli nie, byłbym niebywale wdzięczny, gdybyś odwiedziła mnie dziświeczorem wmanteionie.- Poczekam w swoim pokoju.Jedwab skinął głową.- Tak będzie lepiej.Proszę mi wybaczyć, że nie wstaje, ale wczorajszej nocyzłamałem nogę.Poczekał, aż za Acalyphą zamkną się drzwi.- Ładna dziewczyna, prawda? - przerwała milczenie Orchidea.- Trochę za wysoka,alemoże takie lubisz.No i jakie biodra!- Zaprzątają mnie ważniejsze sprawy.- Rozłożyste biodra, wąska talia, wielkie piersi.Nie zmienisz zdania?Jedwab potrząsnął głową.- Dziwię się, że nie wspominasz ani słowem o jej miłym charakterze.Musi mieć wsobie wiele dobra, gdyż w przeciwnym razie nie okazywałaby ci takiej troski iwspółczucia.Orchidea wstała z kanapy.- Napijesz się, patere? W barku mam wino i inne trunki.- Dziękuję, nie.- Ale ja sobie naleję.- Orchidea otworzyła barek i napełniła niewielki pucharbrandysłomkowego koloru.- Sprawia wrażenie załamanej - zauważył ostrożnie Jedwab.- Zapewne przyjaźniłasięz Orlicą.- Kiedy Acalyphą jest na rdzy, potrafi być okropna, lecz kiedy wyjdzie już zfazy,można ją do rany przyłożyć.Jedwab strzelił palcami.- Zetknąłem się już z tym imieniem.Orchidea wróciła na kanapę, zakręciła trzymanym w dłoni pucharkiem, chwilęnapawała się aromatem trunku, po czym ostrożnie postawiła naczynie na poręczykanapy.- Ktoś ci o niej mówił?- Pewien mężczyzna wymienił jej imię, to wszystko.Zresztą mniejsza o to.-Machnąłniedbale ręką.- Czy nie zamierzasz tego wypić?Nagle przypomniał sobie, że takie samo pytanie zadał mu ostatniej nocy Krew.- Nie piję aż do wyjścia ostatniego z gości - odrzekła Orchidea.- To mojazasada i niezłamię jej nawet dzisiaj.Ale lubię mieć pod ręką pełną szklaneczkę.Paterę, czyprzyszedłeśrozmawiać ze mną o Acalyphie?- Nie.Nikt nas tu nie podsłucha? Pytam ze względu na ciebie, Orchideo, nie zewzględu na mnie.Potrząsnęła przecząco głową.- Słyszałem, że w takich domach często instalowane są urządzenia podsłuchowe.- Nie w tym.A jeśli nawet, to nie w moich pokojach.Jedwab wskazał szkło.- Ktoś mi powiedział, że monitor nie podsłuchuje rozmów.Czy monitor w tym szklekomunikuje się wyłącznie z tobą?Orchidea znów sięgnęła po pucharek i zaczęła energicznie obracać go w dłoni.- Jak długo tu mieszkam, szkło nie zadziałało ani razu.Często tego żałuję.- Rozumiem.- Podkuśtykał do szkła i głośno klasnął w dłonie.Światło w pokojupojaśniało, lecz monitor nie stawił się na wezwanie.- Takie samo szkło znajdujesię wsypialni patere Płetwy.w jego dawnej sypialni.Powinienem je sprzedać.Nawetniedziałające szkło ma chyba pewną wartość.- Czego konkretnie ode mnie chcesz, patere? Jedwab wrócił na krzesło.- Próbuję znaleźć jak najbardziej taktowny sposób, by wyniszczyć ci moją sprawę,alenie znajduję właściwych słów.Czy Orlica była twoją córką?Orchidea gwałtownie potrząsnęła głową.Milczała.- Zamierzasz się jej zaprzeć nawet w obliczu śmierci? Nie wiedział, jakiejreakcji sięspodziewać: łez, histerii, obojętności.Na wszystkie te ewentualności byłprzygotowany.Leczteraz, gdy pytanie już padło, odniósł wrażenie, że twarz Orchidei rozpada się,zupełnie jakbyusta, pokryte bliznami opuchnięte policzki i twarde, orzechowej barwy oczy niepodlegały jejwoli.Jedwab pragnął, by ukryła tę straszliwą maskę w dłoniach, lecz niewykonałanajmniejszego ruchu.Odwrócił wzrok.Po drugiej strome kanapy za ciężkimi kotarami znajdowało się okno.Podszedł iotworzył je.Wychodziło na ulice Lampy i choć dzień był nadzwyczaj upalny, doselłariiOrchidei wpadały podmuchy chłodnego, ożywczego wiatru.- Skąd o tym wiesz? - zapytała gospodyni.Stawiając niezdarne kroki, wrócił nakrzesło.- Powinnyście częściej otwierać okna i wietrzyć dom.Wyciągnął chusteczkę, bywytrzeć nos, lecz gdy dostrzegł na niej ślady krwi Orlicy, natychmiast jąschował.- Skąd o tym wiesz, patere?- Nikt inny o tym nie wie? Nikt się nawet nie domyśla? Orchidea wciąż niepotrafiłaodzyskać panowania nad twarzą, po której przebiegały dziwaczne skurcze.- Niektórzy zapewne czegoś się domyślają.Nikomu nic nie mówiłam, nietraktowałamjej lepiej niż innych.- Spazmatycznie zaczerpnęła tchu.- A nawet gorzej, jeśliwystępowałymiędzy nami różnice zdań.Musiała w wielu sprawach mnie wyręczać, często jąłajałam.- Nie będę pytać, jak i dlaczego tak się stało.To nie moja sprawa [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gieldaklubu.keep.pl
  •