[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zzardzewiałej metalowej konstrukcji zwisają niezliczone sople.Przypuszczalnie mijają jeden z jużnieczynnych parków rozrywki na górze Fuji, o których opowiadał jej Daniel.Konstrukcjaprzypomina monstrualnego dinozaura, który utknął na całkowitym pustkowiu.Ostatnia stacja.Stary mężczyzna obdarza ją szerokim uśmiechem  robi jej się głupio, że udawała sen  iwysiada.Elspeth zwleka nieco, po czym idzie w jego ślady, przechodzi przez tory i dociera doopustoszałego budynku dworca.Drewniana budowla doskonale pasowałaby do jakiegośalpejskiego kurortu.Nie wiadomo skąd, dobiega skoczna muzyka.Gra na tyle głośno, że słychaćją nawet po drugiej stronie dworca, od frontu.Budka informacji turystycznej przypominamauzoleum; obok przystanku autobusowego stoi samotna taksówka, z rury wydechowejwydobywa się dym.Zbliżając się do samochodu, wyjmuje skrawek papieru, na którym Daniel z oporaminapisał nazwę celu jej podróży, i zawija go w banknot o nominale dziesięciu tysięcy jenów.Wręcza go kierowcy, który zerka na treść, bez cienia emocji kiwa głową, chowa pieniądze dokieszeni i znowu nieruchomo patrzy przed siebie.Wnętrze taksówki śmierdzi starym dymempapierosowym i rozpaczą.Ilu ludzi zawiózł już ten człowiek do lasu, wiedząc, żenajprawdopodobniej nigdy już stamtąd nie wrócą? Kierowca wciska gaz, nie czekając, ażpasażerka zapnie pas, i pędzi przez opustoszałą wieś.Większość sklepów ma witryny zabitedeskami, dystrybutory na stacji benzynowej nie działają.Mijają tylko jeden pojazd  pustyszkolny autobus. Po kilku minutach docierają do dużego jeziora o tafli jak ze szkła.Kierowca tak szybkopokonuje ostre zakręty, że Elspeth musi kurczowo trzymać się uchwytu na drzwiach.Najwyrazniej nie tylko jej zależy na tym, by ta podróż jak najprędzej dobiegła końca.Mijajązapadający się szkielet obszernej świątyni otoczony lasem zaniedbanych nagrobków; nieco dalejspod śniegu wyglądają gnijące kajaki i niedopalone resztki domków letniskowych.W tle majaczygóra Fuji z wierzchołkiem spowitym mgłą.Zostawiają jezioro z tyłu.Kierowca skręca na szeroką opustoszałą szosę, ale szybkozjeżdża z niej w znacznie węższą boczną drogę i nie zmniejszając prędkości, gna po śniegu ilodzie.Droga prowadzi przez las.Elspeth domyśla się, że to Aokigahara  rozpoznaje bąblastekorzenie wystające z wulkanicznej gleby.Mijają kilka przysypanych śniegiem samochodów napoboczach.Jest prawie pewna, że w jednym z nich dostrzegła nieruchomą sylwetkę skuloną zakierownicą.Taksówkarz zatrzymuje samochód poślizgiem na parkingu przed niskim, zaniedbanymbudynkiem i wskazuje na drewnianą tabliczkę nad ścieżką prowadzącą w głąb lasu.Tutaj też stoikilka zasypanych pojazdów.Jak wrócić stąd na stację, do diabła? Co prawda po drugiej stronie drogi jest przystanek,ale kto jej zagwarantuje, że autobusy tu jeszcze w ogóle kursują?Kierowca ze zniecierpliwieniem bębni palcami w kierownicę.Elspeth nie ma wyboru,musi spróbować się z nim porozumieć. Eee& Wie pan może, gdzie znajdę Chiyoko Kamamoto? Podobno gdzieś tu mieszka&Taksówkarz kręci głową i ponownie wskazuje w kierunku lasu.I co teraz? A czego się spodziewała, do diabła? Ujrzeć Chiyoko czekającą na nią wlimuzynie? Powinna była posłuchać Daniela.Ta wyprawa to błąd.Ale skoro tu już jest, chybalepiej wykorzystać wszystkie możliwości, niż od razu wracać do Tokio? Wie o tym, że w okolicyjest kilka wiosek.Jeśli autobusy nie kursują, będzie musiała dotrzeć do którejś z nich. Arigato  mamrocze, lecz kierowca nie reaguje.Rusza z szurgotem opon, gdy tylkoElspeth zatrzasnęła drzwi.Przez kilka sekund stoi bez ruchu, dając się spowić ciszy, po czym spogląda w czarnąpaszczę ścieżki.Czy głodne duchy, które mieszkają wśród drzew, nie powinny już jej jakośwabić? Przecież ich ofiarami padają głównie słabi i cierpiący, prawda? A ona przecież takawłaśnie jest.%7łałosne.Starając się nie przyglądać zbyt uważnie zaparkowanym samochodom, brnie przez zaspyw kierunku śnieżnych wypukłości przed budynkiem.Czytała o tym, że w okolicy ustawionowiele symbolicznych nagrobków upamiętniających ofiary katastrofy; teraz zgarnia śnieżną czapęz jednego z nich i odsłania tablicę z jakimiś napisami.Parę kroków dalej dostrzega sterczący zzaspy krzyż.Pochyla się, zgarnia śnieg z poprzecznego ramienia i odczytuje angielski napis:PAMELA MAY DONALD, NIGDY NIE ZAPOMNIMY.Zastanawia się, czy kapitan Seto też maswój symboliczny nagrobek; słyszała, że mimo dowodów jednoznacznie świadczących o jegoniewinności, rodziny niektórych ofiar (izoku  przypomina sobie japońskie słowo, którym EricKushan określał tych ludzi) wciąż obciążają go odpowiedzialnością za katastrofę.Tę historię napewno warto by było dokładniej zbadać.Nieopowiedziane historie z Czarnego Czwartku.Sammiała rację: jest beznadziejna.Aż podskakuje, usłyszawszy za plecami czyjś głos.Odwraca się gwałtownie i widzizgarbioną postać w jaskrawoczerwonej kurtce, która brnie ku niej od strony budynku.Mężczyznawoła coś chrapliwym głosem.Nie ma sensu się ukrywać.Zciąga okulary, mruży oczy odzwyczajone od światła. Mężczyzna zatrzymuje się przed nią. Co pani tutaj robi?  pyta po angielsku z lekkim kalifornijskim akcentem. Przyjechałam zobaczyć nagrobki.Sama nie wie, dlaczego kłamie. Po co? Byłam ciekawa. Ludzie z Zachodu już tu nie przyjeżdżają. Domyślam się.Bardzo dobrze mówi pan po angielsku.Uśmiecha się gwałtownie, szeroko.Ma krzywe zęby z odsłoniętymi szyjkami.Głośnowciąga powietrze. Nauczyłem się dawno temu.Z radia. Jest pan kustoszem?Marszczy brwi. Nie rozumiem.Elspeth wskazuje na zaniedbany budynek. Mieszka pan tutaj? Opiekuje się pan tym miejscem? Ach!  Mężczyzna ponownie rozpromienia się w uśmiechu. Tak, mieszkam tu.Elspeth zastanawia się, czy to może jest Yomijuri Miyajima, ochotnik, który uratowałBobby ego i odnalazł szczątki Ryu, ale to by chyba był zbyt wielki zbieg okoliczności. Chodzę do lasu i przynoszę rzeczy, które ludzie zostawiają.Mogę je sprzedać.Ciałem Elspeth wstrząsa gwałtowny dreszcz.Chłód szczypie ją w policzki, wyciska łzy zoczu.Przytupuje, ale to nie pomaga.Ruchem głowy pokazuje samochody. Dużo ludzi tu przyjeżdża? Tak.Chce pani wejść? Do lasu? Do miejsca, gdzie się rozbił samolot, jest daleko.Ale mogę panią zaprowadzić.Ma panipieniądze? Ile? Pięć tysięcy.Wyjmuje z kieszeni banknot, podaje mu.Czy aby na pewno tego chce? Okazuje się, żetak.Ale przecież nie po to tu przyjechała.Powinna go zapytać, czy wie, gdzie przebywaChiyoko, ale& Skoro już pokonała tak długą drogę, dlaczego miałaby nie pójść do lasu?Mężczyzna zawraca i dużymi krokami zmierza w kierunku ścieżki.Elspeth z trudem zanim nadąża.Jest zgarbiony i starszy od niej co najmniej o trzydzieści lat, ale ma energiędwudziestolatka.Odpina łańcuch rozpięty w poprzek ścieżki i omija drewnianą tabliczkę z częściowozatartym napisem.Z drzew sypie się śnieg, mokre płatki padają jej na kark, z którego zsunął sięszalik.Elspeth słyszy własny chrapliwy, nierówny oddech.Stary człowiek skręca ze ścieżki,kieruje się w głąb lasu.Elspeth się waha [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gieldaklubu.keep.pl
  •