[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Skąd jesteś? - usłyszał czyjś głos.Szczeniak usiadł.Nie czuł strachu, jeszcze nie.Rozejrzał się szybko.Drzewa.Wysokietrawy.- Gdzie jesteś? Nie widzę cię.Coś, co wcześniej brał za cień obok drzewa na skraju pastwiska, poruszyło się i ujrzałchłopca w jego wieku.- Uciekam z domu - oznajmił Szczeniak.- Rany - mruknął chłopak.- Trzeba być diablo odważnym.Szczeniak uśmiechnął się z dumą; nie wiedział co powiedzieć.- Przejdziesz się kawałek? - spytał chłopak.- Jasne.- Szczeniak położył torbę obok jednego ze słupków ogrodzenia, by jej niezgubić.Ruszyli razem w dół zbocza, okrążając szerokim łukiem stary dom na farmie.- %7łyją tu jacyś ludzie? - spytał Szczeniak.- Nie - odparł chłopak.Miał jasne, bardzo cienkie włosy, które w blasku księżycawydawały się niemal białe.- Kiedyś, dawno temu próbowali, ale nie spodobało im się iodeszli.Potem wprowadzili się inni, ale teraz nie ma tam żywej duszy.Jak się nazywasz?- Donald - odparł Szczeniak, po czym dodał: - Ale mówią na mnie Szczeniak.A ty?Chłopak zawahał się.- Zgasł - rzekł.- Super imię.- Kiedyś miałem inne, ale nie potrafię już go odczytać.Przecisnęli się przez wielką żelazną bramę, uchyloną i zardzewiałą na amen, i znalezli się na niewielkiej łące u stóp zbocza.- Ekstra miejsce - mruknął Szczeniak.Na łące stały dziesiątki kamiennych płyt, wysokich, wyższych niż obaj chłopcy, imałych, świetnie nadających się na siedzisko.Było też trochę połamanych.Szczeniakwiedział, co to za miejsce, ale nie czuł strachu.Przepełniała je miłość.- Kto tu leży? - spytał.- Głównie mili ludzie - odparł Zgasł.- Kiedyś tam, za tamtymi drzewami, byłomiasteczko, a potem pojawiła się kolej.Zbudowali stację w sąsiednim mieście i nasze takjakby wyschło, rozpadło się.Teraz w miejscu, gdzie stało, rosną krzaki i drzewa.Możnaschować się wśród drzew i znalezć w środku starego domu.- Czy są takie jak ten dom na górze? - Szczeniak wiedział, że jeśli tak, to nie ma ochotyich odwiedzić.- Nie - wyjaśnił Zgasł.- Nikt tam nie bywa oprócz mnie i czasami zwierząt.Jestem tujedynym dzieckiem.- Domyśliłem się - mruknął Szczeniak.- Może moglibyśmy tam pójść i się pobawić? - zaproponował Zgasł.- Brzmi super - przytaknął Szczeniak.Była idealna wczesnopazdziernikowa noc, niemal tak ciepła jak w lecie, z wielkimksiężycem płonącym na niebie.Widzieli wszystko.- Który jest twój? - spytał Szczeniak.Zgasł wyprostował się z dumą i wziął go za rękę.Poprowadził Szczeniaka w zarośniętykąt łąki.Obaj chłopcy rozgarnęli wysoką trawę.Kamień leżał płasko, wpuszczony w ziemię;wyrzezbiono na nim daty sprzed stu lat.Większość napisów już się zatarła, lecz pod datamipozostały jeszcze słowa.ZGASA PRZEDWCZEZNIE.POZOSTANIE W NASZEJ PA- Założę się, że pamięci - oznajmił Zgasł.- Też tak przypuszczam - potwierdził Szczeniak.Wyszli za bramę i pobiegli w dółniewielkim jarem.Wkrótce znalezli się w tym, co pozostało ze starego miasteczka.Z domów wyrastałydrzewa, niektóre budynki się zawaliły, nie wyglądały jednak strasznie.Bawili się wchowanego.Zwiedzali.Zgasł pokazał Szczeniakowi parę świetnych miejsc, między innymi jednoizbowy domek, który, jak twierdził, był najstarszym budynkiem w tej części hrabstwa.Biorąc pod uwagę jego wiek, zachował się w całkiem dobrym stanie.- W świetle księżyca widzę całkiem niezle, nawet w środku.Nie wiedziałem, że to takiełatwe.- O, tak - potwierdził Zgasł.- A po jakimś czasie uczysz się widzieć nawet kiedyksiężyc nie świeci.Szczeniak poczuł zazdrość.- Muszę do łazienki - oznajmił.- Jest tu gdzieś łazienka?Zgasł zastanawiał się przez moment.- Nie wiem - przyznał.- Ja już tego nie robię.Zostało parę wygódek, ale mogą nie byćbezpieczne.Lepiej po prostu zrób to w lesie.- Jak niedzwiedz - mruknął Szczeniak.Okrążył domek i wbiegł do lasu napierającego na starą ścianę.Schował się za drzewem.Nigdy wcześniej nie załatwiał się na dworze i poczuł się jak dzikie zwierzę.Kiedy skończył,podtarł się suchymi liśćmi.Potem wrócił przed dom.Zgasł siedział w kręgu księżycowegoświatła, czekając na niego.- Jak umarłeś? - spytał Szczeniak.- Zachorowałem.Moja mamcia bardzo płakała i krzyczała aż bolały uszy.A potemumarłem.- Gdybym został tu z tobą, czy też musiałbym umrzeć?- Może - rzekł Zgasł.- Chyba tak.Tak myślę.- Jak to jest? No wiesz, nie żyć.- Nie najgorzej - przyznał Zgasł.- Chociaż przeszkadza mi to, że nie mam się z kimbawić.- Ale przecież na łące musi leżeć mnóstwo ludzi.Nie bawią się z tobą?- Nie - mruknął Zgasł.- Głównie śpią, a nawet kiedy wstają, nie mają ochoty oglądaćżadnych rzeczy ani nic takiego.Nie mają ochoty zadawać się ze mną.Widzisz to drzewo?To był buk, jego gładka, szara kora popękała ze starości.Rósł w miejscu, w którymdziewięćdziesiąt lat wcześniej znajdował się rynek.- Tak - potwierdził Szczeniak.- Chciałbyś się na nie wdrapać?- Wydaje się dość wysokie.- Bo jest.Bardzo wysokie.Ale łatwo się na nie wspina, pokażę ci.Faktycznie, wspinało się łatwo.W korze było mnóstwo uchwytów i chłopcy wdrapali się na wielki buk niczym para małpek, piratów bądz wojowników.Ze szczytu drzewa widzielicały świat.Niebo na wschodzie zaczynało odrobinę jaśnieć.Wszystko czekało.Noc dobiegała końca.Zwiat wstrzymywał oddech, gotów do nowegopoczątku [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gieldaklubu.keep.pl
  •