[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- To stowarzyszenie staje się prawdziwym utrapieniem.Muszępoinformować Michaiła, że nie pozbyliśmy się ich, tak jak wcześniejmyśleliśmy.Wydaje się, że wrócili i to silniejsi niż kiedykolwiek.Mniej więcej, co trzydzieści lat pojawiają się, żeby sprawiać kłopoty.- Julian musiał odkryć ich dość niedawno, inaczej powiedziałby cio nich, kiedy składał raport na mój temat.- Docięła mu.Nadal byłarozzłoszczona faktem, że Gregori nakazał komuś jej pilnować.Pozatym była jeszcze bardziej zła na siebie, bo nie wyczuła innego z jejrodzaju.- 182 - Mroczna magia- Julian nigdy właściwie mi się nie meldował.- Powiedział suchoGregori.- Nie jest człowiekiem, który przed kimkolwiek, byodpowiadał.Julian jest jak wiatr, jak wilki.Całkowicie wolny.Chodziwłasnymi ścieżkami.Pilnował cię, ale nie wysyłał mi raportów.Niedziała w ten sposób.- Brzmi to interesująco.- Wymamrotała Savannah.Gregori natychmiast poczuł, jak naprężają mu się mięśnie.Wtrzewiach narastał ten czarny, bezimienny gniew, który czynił go takniebezpiecznym.Zawsze będzie żył w strachu, że ukradł Savannahkomuś innemu, że jakiś inny Karpatian posiada klucz do jej serca, żeskazał kogoś na śmierć albo co gorsza na stanie się nieumarłym, boodebrał mu Savannah.Skoro to Gregori wpłynął na zawarcie ichzwiązku, może istnieć ktoś inny, którego chemia idealnie do niejpasowała.Jego srebrne oczy były zimne i zabójcze, a na ich dnieskakały małe, czerwone płomienie.- Nie powinnaś uważać Savage'a za interesującego.Nigdy zciebie nie zrezygnuję, Savannah.- Nie bądz idiotą, Gregori.- Odparła niecierpliwie.- Tak jakbymchciała jakąś inną bestię prosto z jaskini, kiedy już cię prawiewytresowałam.- Wyciągnęła rękę.- Chodzmy, musisz zobaczyćpodwórze.Jej drobna ręka utonęła w jego dłoni.Wyglądało na to, że zawszewie, co powiedzieć lub zrobić, aby złagodzić straszny ciężarprzygniatający mu pierś.Chociaż często chciał nią potrząsnąć,pocałunkami zmusić do uległości, pragnął też, aby pozostała takzuchwała jak w tym momencie.Wywracała jego świat do górynogami.Podążył za nią po schodach na górę, bo nie mógł zrobić nicinnego.Grube podwójne drzwi otworzyły się na podwórze.Savannah miała rację.Widok robił wrażenie.Ogród był większyniż sam dom.Rośliny rosły wszędzie w dzikim kolażu zielonejkoronki i jaskrawego kwiecia.Podłogę patchworkowego patiopokrywały hiszpańskie kafelki.Wśród drzew i roślin byłyporozstawiane ocienione od słońca ławki i krzesła.Na otwartejprzestrzeni, pod gwiazdami i księżycem stały długie szezlongi.Nietoperze obniżały lot i zataczały kręgi, ucztując na latających wpowietrzu owadach.Zapach kwiatów tłumił uciążliwezanieczyszczenia pochodzące z wąskich ulic, ale nic nie mogło- 183 - Mroczna magiazagłuszyć hałasu.Dobiegająca ze wszystkich stron muzyka kłóciła sięze stukiem końskich kopyt na kocich łbach, dzwiękiem trąbiącychsamochodów i głosów, podniesionych w śmiechu i zabawie.Gregori rozróżnił dzwięki, wsłuchiwał się w strzępy rozmów iwczuł się w rytm dzielnicy.Minie kilka dni zanim poczuje sięswobodnie w takim środowisku.Chętnie zwiedziłby je na własnąrękę, zanim zapewni bezpieczeństwo Savannah.- Musimy sie trochę przejść.- Powiedział nagle.- Chcę zobaczyćwszystkie wejścia i wyjścia, poznać twarze i głosy, które tu należą.Savannah pchnęła żelazną bramę i wyszła na ulicę.Młoda para,która stała na sąsiedniej werandzie spojrzała na nich z ciekawością.Savannah uśmiechnęła się i pomachała do nich wesoło.Kobietauniosła w odpowiedzi rękę.Nie zachowuj się tak przyjaznie, Savannah.Jesteś powszechnieznana.I tak przyciągniemy dosyć uwagi.To nasi sąsiedzi.Postaraj się nie wystraszyć ich na śmierć,dobrze? Savannah wzięła jego ramię, uśmiechając się drażniąco.- Wyglądasz tak surowo jak członek mafii.Nic dziwnego, że nasisąsiedzi się gapią.Ludzie zwykle są ciekawi.Czy ty nie był byśzainteresowany, gdyby ktoś wprowadził się do sąsiedniego domu?- Nie wytrzymałbym obecności sąsiada zaraz za ścianą.Kiedyludzie chcą coś zbudować w sąsiedztwie jednego z moich domów,okolica natychmiast jest pełna wilków.To zawsze działa.- W jegogłosie brzmiała grozba.Savannah roześmiała się.- Jesteś takim dzieciakiem, Gregori.Boisz się odrobinytowarzystwa.- To ciebie się boję, kobieto.Przez ciebie robię rzeczy, które sąabsolutnie szalone.Pozostajemy w domu zbudowanym z zatłoczonymmieście poniżej poziomu morza.Sąsiedzi zaraz obok.A otaczają nasludzcy mordercy.- Tak jakbym uwierzyła, że się tego boisz.- Powiedziałazadowolona, wiedząc, że martwił się o jej bezpieczeństwo, a nie owłasne.Na rogu skręcili i skierowali się w stronę słynnej BourbonStreet.- Postaraj się mniej rzucać w oczy.- Poinstruował ją.Pieszaszczekał, wybiegł na całą długość smyczy i odsłonił zęby.Gregori- 184 - Mroczna magiaodwrócił głowę i syknął, ukazując białe kły.Pies natychmiast przestałbyć agresywny, zaskowyczał w alarmie i wycofać się cicho skomląc.- Co robisz? - Zażądała odpowiedzi oburzona Savannah.- Staram się poczuć to miejsce [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gieldaklubu.keep.pl
  •