[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wbiłem wzrok w posuwającą się powoli przez sufit plamę blaskusamochodowych reflektorów.Nie chciało mi się już spać, ale nie miałem też najmniejszejochoty wstawać.Leżałem na nagim materacu, zbrukanym śladami mojej krwi, na widok których robiło mi się niedobrze, i rozważałem swą sytuację.Moja prawa dłoń była jak iglooowinięte w bandaże, pokrywające również lewy bark oraz znaczną część piersi.Potylicęoczyszczono mi z krwi i zdezynfekowano, ale na reszcie mojego ciała nadal dostrzegało sięślady wydarzeń poprzedniej nocy.Czułem się, jakby moja skóra zrobiła się dwa cale grubszaniż zwykle, mój język nadal był sztywną bryłą wypełniającą mi usta, a żołądek miałemskurczony i zapadnięty.W pierwszej chwili owe dolegliwości wydawały mi się niemal interesującą nowością,szybko jednak obudziła się we mnie niecierpliwa furia.Syknąłem z frustracji i postawiłemnogi na podłodze.Na stoliku stały dwie buteleczki.W jednej były tabletki, a w drugiej płyn.Na kartcenapisano:  !TA jest na ból, a TA! służy do odkażania ran.Tylko niech ich pan nie pomyli.M.Seah.Nie zostawiła żadnych innych instrukcji.Najwyrazniej wierzyła w moją inteligencjębardziej ode mnie.Rozejrzałem się w poszukiwaniu swych rzeczy.Nadal miałem na sobie spodnie iskarpetki, ale moje buty - czy raczej nie moje, tylko te, które nosiłem - stały w nogach łóżka,obok płaszcza.Swetra i koszuli nigdzie nie widziałem, tornistra też nie.Wywlokłem się zsypialni do oślepiająco jasnego salonu.Vera siedziała na pokrytej narzutą sofie, jedzącprażynki krewetkowe z torebki i oglądając telewizję.Nie słyszała, jak wszedłem, a gdyzastanawiałem się, co powiedzieć, zdążyłem zauważyć kilkanaście osób, które zdaniemautorów programu powinienem znać, uczących się śpiewać operowe arie podczas tańca nalodzie, podczas gdy jurorzy, których najwyrazniej również powinienem rozpoznawać,obrzucali płaczących celebrytów obelgami.Gdy wreszcie się odezwałem, byłem równie zaskoczony jak Vera.- Dziękuję - powiedziałem.Poderwała się nagłe, rozsypując prażynki na sofę, a potem wstała, udając, że nic sięnie stało, i łypnęła na mnie groznie, ostrzegając, bym nie ważył się tego skomentować.- Ehe, nie ma sprawy.Cześć.Widzę, że już wstałeś.- Dziękuję - powtórzyłem.- Słyszałam.Nie ma sprawy.Wyglądasz paskudnie.Wyraznie zastanawiała się nad jakimiś milszymi słowami.- Masz tu łazienkę?- Ehe.Ale nie ma w niej mydła, a żeby odkręcić ciepłą wodę trzeba mieć palcezręczne jak kasiarz. - Dziękuję.- Nie musisz nic mówić.- Wiem.Za to też dziękuję.- Przestań, bo zaraz się roztkliwię.Chcesz coś zjeść?- Tak.- Zwietnie.Doktor Seah powiedziała, że kiedy wstaniesz, powinieneś wypić conajmniej dwa litry wody, żeby wyrównać straty po ataku.Matthew?- Słucham.- Chodzi mi o ten atak.Chyba powinniśmy porozmawiać.Ale najpierw doprowadz siędo porządku.Wsadzę coś do mikrofali.* * *Vera powiedziała prawdę o łazience.Kurek był wrażliwy na najlżejszy dotyk, tylkowłosek dzielił arktyczną śmierć od gorejącego piekła.Gdy sąsiad mieszkający dwa numerydalej włączył prysznic, ciśnienie wody spadło tak bardzo, że z kranu sączył się tylko posępnystrumyczek, a kiedy go wyłączył, z kurka eksplodował parujący wrzątek.Starałem się umyć lewą ręką, a jednocześnie nie zamoczyć prawej oraz resztyzabandażowanych obszarów.Owinąłem się w pełne podejrzanych plam ręczniki i wystawiłemgłowę z łazienki.- Gdzie się podziały moje łachy? - zapytałem.- Były obrzydliwe - dobiegł z oddali głos Very.- Jeszcze kilka dni i zaczęłyby mówić.Mężczyzni nie mają pojęcia, jak trudno jest usunąć plamy z krwi.Szczerze mówiąc, szkodabyło mojego czasu.- To znaczy, że nie mam ubrania?- Zostawiłam parę rzeczy pod półką.Są na ciebie za duże, ale przecież twoje buty też.Jeszcze nie nadszedł odpowiedni moment, by opowiedzieć jej o butach.Podziękowałem i przeszukałem łazienkę, aż wreszcie znalazłem ubranie, o którym mówiła.Czułem się w nim jak uciekinier z dziecięcej kreskówki.Rękawy były za szerokie, a nogawkiwlokły się po ziemi.Przynajmniej jednak rzeczy były czyste.Posiłek okazał się odgrzewaną chińszczyzną, mogącą wywołać skurcze żołądka.Nigdy nie jedliśmy nic, co smakowałoby równie bosko.Kiedy wydawało się nam, że Vera niepatrzy, przesuwaliśmy palec po brzegu talerza, by zlizywać z niego sos.Przez cały czasposiłku kobieta nie odzywała się ani słowem, ale gdy tylko odstawiłem talerz, zapytała:- A więc zaatakowano cię? Poruszyłem barkiem, czując sztywność szwów rozciągających mięśnie poniżejobojczyka.Zgiąłem palce prawej dłoni i poczułem gorący, naciągnięty krzyż wycięty w mojejskórze.Płonął pod bandażem, ale nie było to nieprzyjemne wrażenie.Narkotyk sprawiał, żeoparzenie wydawało się czymś żywym i interesującym, nie czystym bólem przyćmiewającymwszystko inne.- Czego chcesz się dowiedzieć? - zapytałem.Od razu przeszła do najważniejszej sprawy.- Czy napastnicy tu przyjdą?- Nie wiem.- Myślisz, że mogą cię tu odnalezć?- Niewykluczone.- Czy wiedzą o naszych kontaktach?- Nie wiem.- Czy pomaganie ci naraża na niebezpieczeństwo mnie i moich ludzi?- Nie wiem.Niewykluczone.- Dobra.A co w takim razie wiesz?Zastanawiałem się nad tym pytaniem długo i intensywnie.- Nic - odpowiedziałem wreszcie.- Absolutnie nic.- Uważam, że zasługuję na coś więcej.- Przysięgam, że nie wiem nic.Ani kto, ani dlaczego, ani nawet jak.Wiem tylko, żezadzwonił telefon, odebrałem go, a potem niebo zrobiło przewrót w tył.Wiem też, że jakiśczas potem pojawiła się banda widm, ale one zapewne już nie będą próbowały mnie szukać.- A to dlaczego?- Złapałem jedno z nich.Wiedzą, że potrafię to zrobić.Widma nie są głupie.-  Złapałeś widmo?Jawne niedowierzanie słyszalne w głosie Very powinienem zapewne uznać zakomplement.Nie chodziło o to, że uważała mnie za kłamcę.Po prostu wiedziała co nieco owidmach.- Do butelki po piwie - uściśliłem.- Naprawdę? A mogę zobaczyć tę butelkę?- Jest w mojej torbie.Zniknęła w sypialni.Po chwili wróciła, niosąc mój tornister, trzymany na długośćwyciągniętej ręki, jakby mógł zaraz zacząć tykać.Położyła go u moich stóp.Otworzyłemtornister i wyjąłem flaszkę.Papieros w jej wnętrzu nadal tlił się posępnym blaskiem. Vera bardzo ostrożnie ujęła butelkę w palce.- Posłuchaj jej - poradziłem.Zrobiła to, unosząc flaszkę do ucha.Nagle otworzyła szerzej oczy.- Jezu - mruknęła.- Pojmałeś ducha, który słucha heavy metalu.Wziąłem od niej butelkę i postawiłem ją z szacunkiem na stole między nami.- Ehe.Tylko nie otwieraj jej zbyt szybko.Widma nie słyną z poczucia humoru.- Dlaczego użyłeś butelki po piwie?- A dlaczego dżiny zamyka się w lampach?- Nie próbuj mi wciskać metaforycznego kitu.Zadałam proste techniczne pytanie.- I otrzymałaś prostą techniczną odpowiedz.Trzeba użyć najodpowiedniejszegopojemnika.Lampa to cenny przedmiot, który daje oświecenie.Butelka piwa.no cóż.niechcę się wdawać w socjopolitykę.- To się nie wdawaj.-.ale teoria mówiąca, że w takiej butelce można utopić wszystko, kryje w sobietrochę prawdy.A nawet gdyby tak nie było, wystarczająco wielu ludzi w nią wierzy [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gieldaklubu.keep.pl
  •