[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.A potem wyszedł, starannie zamknął za sobą drzwi, żeby nikt niedostał się do środka i nie skrzywdził Quinn, i wrócił do szkoły.Pod drzwiami siłowni czekał na niego CD.- Bill, musisz wziąć się w garść.- Nic mi nie jest - odpowiedział, myśląc o tym, by rozgnieśćBobby'ego jak komara.- W dalszym ciągu chodzi o tę kobietę, tak? Nie rozumiem, dlaczegoponaousladansc po prostu o niej nie zapomnisz.- Bobby kręcił niedowierzająco głową.-Nie jest tego warta.Dlaczego po prostu nie.- Jest warta - Bill zaprotestował przez zaciśnięte zęby.-Będziemyznowu razem, Bobby, więc lepiej się odczep.CD wzdrygnął się, słysząc taką wersję swego imienia, a Billuzmysłowił sobie, że popełnił błąd; powinien był nazwać go Robertem,ale doprawdy facet na nic więcej nie zasługiwał, skoro powątpiewał wQuinn.- Przegramy jeszcze trzy spotkania i wypadniemy nawet zrozgrywek regionalnych - orzekł Bobby.- Nic takiego się nie stanie.- Bill przecisnął się obok niego.- Gdzie byłeś w czasie przerwy?! - wołał za nim Bobby, ale Billzignorował pytanie.Będą w rozgrywkach regionalnych.Nawet wygrają turniej.Kiedytylko odzyska Quinn, wszystko będzie wspaniale.Postara się, żeby byłowspaniale.Dziś wieczorem przemówi jej do rozsądku.Quinn była sama w składziku przy pracowni plastycznej i wybierałapędzle na wieczorne malowanie dekoracji, w dalszym ciągu wściekła naNicka i na własną głupotę - przecież znany był z niechęci do angażowaniasię, na miłość boską! - kiedy do składziku wszedł Bill i stanął w drzwiach,odcinając ją od pracowni.Odwróciwszy się, zobaczyła Billa i serce na se-kundę zamarło jej w piersi, był tak wielki, a ona tak zupełnie sama.Wszyscy uczniowie byli na dole, na scenie, gdyby potrzebowała pomocy,nikt by nie usłyszał jej krzyków.Ale to idiotyzm.W końcu chodziło przecież o Billa.ponaousladansc - Przestraszyłeś mnie - powiedziała.Chciała zrobić krok do przodu,żeby on musiał się cofnąć, ale nie miała odwagi w obawie, że on tego nieuczyni.- Chciałem tylko porozmawiać - oświadczył, uśmiechając się doniej.Nienawidziła tego uśmiechu.- Bill, nie mamy o czym rozmawiać, a ja już jestem spózniona.- Wtym momencie zrobiła krok do przodu, ale on się nie ruszył, więc sięzatrzymała.- Przeszkadzasz mi.- To niemożliwe.Należymy do siebie.Idziemy w tę samą stronę.- Nie!- Gdybyś tylko mnie posłuchała, między nami znów byłoby dobrze.- Bill, nie ma już nas.- Quinn usłyszała lekkie drżenie w swoimgłosie.- I nigdy nie było.Nigdy nie było między nami łączności.- Oczywiście, że była.Pobierzemy się, jak tylko.- Nie! - zawołała, a jego twarz zmieniła się gwałtownie, na krótkąchwilę wykrzywił ją grymas.- Wszystko będzie dobrze - zapewnił - możemy mieszkać w domuprzy Apple Street.Quinn oparła się ręką o jedną z półek, żeby nie stracić równowagi,zaskoczona ogromem swojej złości, że on nie chce słuchać, że nie widzi,jak bardzo się zmieniła, ale również trochę przestraszona, choć przecieżbyło to śmieszne; wszak miała do czynienia z Billem.- Nie pobierzemy się - powiedziała możliwie najspokojniej.- Niekocham cię.Nigdy cię nie kochałam.To była pomyłka, która już sięskończyła, i nigdy się nie wprowadzisz do domu przy Apple Street.Aponaousladansc teraz mnie przepuść.- Nie słuchasz mnie! - rzucił przez zaciśnięte szczęki.Ruszyła do przodu, zdecydowana, że nie pozwoli się zatrzymać,powtarzając:  wypuść mnie", ale zatrzasnął jej drzwi przed nosem iuwięził w składziku.- Bill?! - zawołała, waląc w drzwi.- Wypuść mnie! To śmieszne.Powiedziałam ci.- Tylko posłuchaj - mówił, stojąc za drzwiami.- Porobiłem plany.Wiem, że twoim zdaniem w domu jest za mało miejsca, ale możemy gorozbudować.Z rosnącą zgrozą słuchała jego projektów, jak powiększą dom, gdziewstawią okna i drzwi, gdzie będą sypiały ich dzieci.Poczuła sięsparaliżowana, uwięziona nie tylko w zimnym składziku, ale i wmroznym świecie zaprzeczenia Billa, który nie przestawał mówić swoimspokojnym głosem nauczyciela, brzmiącym równie zdrowo jak każdyinny głos.Przerwał w połowie wyjaśnień dotyczących pomostu-tarasu, któryzbudują w ogrodzie na tyłach, a Quinn przywarła do drzwi, żeby sięzorientować, dlaczego zamilkł.- Widział pan panią McKenzie? - usłyszała głos Jasona.-Potrzebnajest na scenie i pani Buchman powiedziała, żeby jej tutaj poszukać.- Jason! - zawołała Quinn, zanim Bill zdążył się odezwać.- Jestemtutaj.- Kręciła gałką zamykającą drzwi składziku, ale gałka ani drgnęła.Bill musiał ją trzymać.- Bill, wypuść mnie - prosiła.- Muszę pracowaćnad przedstawieniem.Usłyszała, jak Bill wyjaśnia Jasonowi:ponaousladansc - Rozmawiamy.Ona przyjdzie trochę pózniej.- Nie! - Quinn usłyszała panikę we własnym głosie i zmusiła się dospokoju.Wplątywanie Jasona w tę całą sprawę nie było najlepszympomysłem [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gieldaklubu.keep.pl
  •