[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.-Poproszę o dwie mrożone herbaty.Meg zasalutowała, a następnie łokciami utorowała sobie drogę nazaplecze, Ellie zaś powróciła do przeglądania gazety.Wzięła na chybiłtrafił dział nieruchomości i prześlizgiwała się wzrokiem po artykule otym, jak znikająca linia brzegowa na jednej z wysp barierowychwpływa na ceny okazałych rezydencji, gdy wtem dostrzegła znajomenazwisko w wąskiej kolumnie na dole strony. Przygotowując się do jakże potrzebnego wypoczynku w najbliższyświąteczny weekend, senator Paul T.Whitman opowiedział reporterom o swoich planach odłożeniapracy na kilka dni.Będziemy świętować urodziny Ameryki, powiedział.Nie potrafięwyobrazić sobie lepszego powodu do urwania się z pracy i relaksu wgronie rodziny.Mający nadzieję na ubieganie się o fotel prezydenta senator spędzicztery dni w malowniczym Kennebunkport w stanie Maine,miasteczku, które zasłynęło jako miejsce letniej rezydencji byłegoprezydenta George'a H.W.Busha.Czy zatem Whitman, doświadczony senator z Delaware, próbuje iśćw ślady nestora Busha?Zobaczymy, odpowiada ze śmiechem.Ale w ten weekend żadnejpolityki.Planuję zabrać synów na łódkę, łowić ryby i odpoczywać".Elle odłożyła gazetę i zamrugała nerwowo.Kennebunkport znajdowało się niespełna godzinę drogi od Henley iwłaśnie ów fakt - ta bliskość miejsca - przyprawiła ją o drżenie rąk.Wiedziała, że on zawsze gdzieś tam jest - jej ojciec - ale miała mniejwięcej taką samą świadomość jego istnienia jak odległej planety, wciągłym ruchu, nieustannie orbitującej wokół ciebie, lecz nigdynieprzybliżającej się na tyle, by cokolwiek to zmieniało.Przez całeżycie słyszała o ojcu w wiadomościach, śledziła jego przemówienia ikampanie wyborcze, rodzinne wakacje, bankiety i imprezycharytatywne, ale nigdy nie była lepiej poinformowana o jegopoczynaniach niż każdy inny obywatel kraju.Ojciec był w pewnym sensie całkowitym przeciwieństwem Grahama.Człowiekiem, którego wedle wszelkiej logiki powinna znać lepiej niż kogokolwiek innego.Człowiekiem,który powinien być dla niej kimś ważnym, a nie tylko nazwiskiem wgazecie.Nie istniały natomiast żadne ziemskie powody, dla którychmiałaby poznać Grahama Larkina lepiej niż te dziesiątki ludzisterczących codziennie pod planem zdjęciowym w nadziei zdobyciajego autografu.W tym momencie zabrzęczał dzwonek nad drzwiami, a gdy Ellieobejrzała się za siebie, zaparło jej dech w piersi.Chłopak jakby wyłoniłsię prosto z jej myśli, zmaterializował po drugiej stronie szyby wwypłowiałej niebieskiej koszulce, pasującej do koloru oczu,przesłoniętych teraz ciemnymi okularami.Widok Grahama tak ją zaskoczył, że odruchowo się cofnęła.Już podwóch krokach udało się jej wpaść na wystawione gumy i cukierki.Cały stojak zachwiał się i po koszmarnej, trwającej wieki chwili runąłna podłogę, paczki słodyczy ciężko lądowały na płytkach, jedno zopakowań się rozerwało, a bladozielone miętówki potoczyły się nawszystkie strony jak uciekające szklane kulki.Wszyscy klienci stojący bliżej wejścia odwrócili głowy i patrzyli natę katastrofę.Graham otworzył drzwi na całą szerokość, zsuwającokulary na czubek nosa i lustrując bałagan.Ellie zastygła w bezruchu istała tak nawet wtedy, gdy Meg rzuciła się zza lady z miotłą w ręku. Nie przejmuj się, nie przejmuj się", powtarzała, a słowarozbrzmiewały głośno w nagle ucichłym sklepie. I tak miałam zamiarprzesunąć ten stojak w inne miejsce".Przecisnęła się obok Grahama, najwyrazniej zupełnie go nierozpoznając, i zaczęła zmiatać rozsypane cukierki.Ellie stała bezradniepośrodku kolorowej teraz podłogi.Była boleśnie świadoma swojegobrudnego podkoszulka, włosów zebranych w bezładny kucyk, faktu, że całyporanek oblewała się potem w kącie sklepu, okupowanym przezgigantycznego pluszowego homara.Uświadomiła sobie, że wciążkurczowo ściska w ręku gazetę i zwinęła ją w rulon, niezdolnawykrztusić z siebie ani słowa.Jedyne, do czego była zdolna, tobezmyślne wpatrywanie się w podłogę.Graham puścił drzwi i bez słowa kucnął obok Meg, zgarniającoburącz miętówki na kupki, podczas gdy reszta klientów tylko sięprzyglądała, najwyrazniej równie oniemiała jak Ellie.Dziewczynapatrzyła na jego szerokie plecy, te same, które widziała przed sobątamtego dnia na plaży, serce tłukło się jej w piersi.Pomimo tego, żestała pod zimnym nawiewem, zrobiło się jej nagle gorąco, piekły jąoczy, mrowiła twarz.Zastanawiała się, czy to nie objaw udarucieplnego.- Katastrofa opanowana - ogłosił Graham, prostując się, a Megzmierzała z miotłą na zaplecze.Pozostali klienci jakby zaczęli przypominać sobie, po co tu przyszli,odwracali się do lady i zamawiali kanapki.Ellie odetchnęła z ulgą,ponieważ nienaturalna cisza, która zapadła w sklepie, gdzieś sięrozpłynęła, ustępując miejsca pobrzękiwaniu sztućców orazśmiechom.- Dzięki - powiedziała cicho, niezdolna do oderwania wzroku odpodłogi, choć sama czuła na sobie palące spojrzenie Grahama.Odchrząknął, nasunął okulary na czoło, a gdy podniósł brwi, blizna wkształcie księżyca powyżej lewego oka także poszybowała w górę.Ellie poczuła, że serce skacze jej do gardła, jakby pociągał je ten samwątły sznurek.Chciała coś powiedzieć, lecz język skołowaciał, a nim zdążyła podjąć próbę, drzwi otworzyły się ponownie i przy wtórzezbiorowych szeptów do środka wkroczyła Olivia, młodzieńcza inieznośnie świeża.- Przepraszam - rzekła, podchodząc prosto do Grahama.Trzymała wdłoni telefon, błyskając wysadzanym brylancikami etui.- Mój agent.-Zmarszczyła nos, jej wzrok padł na samotną zieloną miętówkę, któraprzywarła chłopakowi do kolana.- To ty tu kucałeś?!- Mieliśmy drobną awarię - wyjaśnił, strzepując cukierek.-Gruntowne porządki w alejce numer cztery.Olivia rozejrzała się dokoła z roztargnieniem.- Nie mają tu nikogo do takiej roboty?- Owszem, mają - odezwała się Meg, znalazłszy się nagle tuż oboknich z oszronionym kubkiem mrożonej herbaty w każdym ręku.- Dlawas dwojga kanapka, stolik czy jedno i drugie?- Chyba jedno i drugie - odpowiedziała Olivia niezbyt przekonanymgłosem, taksując wzrokiem ciasną przestrzeń do siedzenia, w którejcałe rodziny turystów pałaszowały lunch z wiklinowych koszyków.Ellie wsadziła gazetę pod pachę, unikając badawczego spojrzeniaGrahama, i odebrała z rąk Meg dwa kubki.- Bardzo dziękuję - powiedziała do niej.- Muszę wracać.- Miło było cię zobaczyć! - zawołał Graham, a Ellie skinęła głową.Kiedy otwierała drzwi, usłyszała pytanie Olivii:  Znasz ją?".Nie czekała na odpowiedz.Po wyjściu na zewnątrz zmusiła się do szybkiego marszu przeztrawnik, choć nogi miała jak z waty.Drzwi ich sklepu były otwarte na oścież, podparte starą klatką do połowuhomarów, i pomimo tego, że powitała ją ściana gorącego powietrza,ciężkiego i dusznego, Ellie zalała fala ulgi, że jest już z powrotem.Mama pochylała się nad ladą, podparta na jednym łokciu, i ocierałaczoło bandanką.Na widok Ellie wyprostowała się.- Wyglądasz, jakbyś przebiegła maraton.- Bo tak z grubsza się czuję - wyznała Ellie, stawiając na kontuarzeociekające wodą kubki.Nie zdawała sobie sprawy, że trzęsą się jej ręce [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gieldaklubu.keep.pl
  •