[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Jak się miewa moja ulubiona dziewczynka od kwiatów?Mała okręciła się na pięcie i zademonstrowała, jak poważnie bę-dzie kroczyła nawą.- Cudownie - pochwaliła Orla, dając Evie buziaka.W ogrodzie robiło się coraz tłoczniej.- Ronan! - krzyknęła Sara.Wyglądał szalenie przystojnie w kre-mowej lnianej marynarce i piaskowych spodniach.Zaprosiła go, alew gruncie rzeczy nie spodziewała się, że przyleci z Londynu.- Kolejny weekend w Dublinie.Dzięku Bogu za Ryanair.Złapała go za ramię i przedstawiła znajomym.Dziwiła się, żeprzyszło ich aż tak wielu.Poczeka chwilę i zacznie podawać jedze-nie.Angus pomagał z zapałem, otwierał butelki wina.Od pierwszejchwili polubił Ronana i zabawiał go opowieściami o wyprawie doEdynburga sprzed czterech lat.Irena przyprowadziła wysokiego przystojnego chłopaka.On teżbył Polakiem.Obejmował ją cały wieczór.Najwyrazniej bardzo muna Irenie zależało.Ku zaskoczeniu Sary przyszedł też Mark McGuinness.Przyniósłwielki bukiet kwiatów i dwie butelki czerwonego wina.Zaprosiła go,żeby podziękować za pomoc, kiedy Evie złamała rękę.- To nie są moje urodziny! - Zaśmiała się, mocno go ści-skając.- Dama zawsze powinna dostawać kwiaty - zażartował.Przedstawiła nowego sąsiada swoim koleżankom ze szkoły, Ka-ren i Mickowi.Okazało się, że Mick zna Marka, spotkali się w ja-kichś służbowych sprawach.- Nieważne, gdzie jesteśmy, on zawsze kogoś zna - zauważyłaKaren, z dumą spoglądając na męża.SRSara tak świetnie się bawiła, że omal zapomniała o jedzeniu; mu-siała w pośpiechu wszystko podgrzać.Irena pomogła jej wynieśćnaczynia na wielki stół, skąpany światłem świec.Goście wzięli talerze i ustawili się w kolejce.Grace, która w koń-cu przyjechała, od razu włożyła fartuch w niebiesko-białe paskii ruszyła z pomocą.- Dzięki - szepnęła Sara z ulgą.- Ojej, zebrałaś sporo ludzi.- Grace z podziwem rozejrzała siępo pokoju.- Sami przyjaciele.I to bardzo dobrzy.Stali przy niej w trudnych czasach, kiedy byłasamotna i marnie się jej wiodło, więc teraz chciała z nimi świętowaćodmianę losu.- Nie powiedziałaś mi, że on też przyjdzie! - szepnęła Grace,odgarniając z twarzy jasne włosy.- Ronan? Nie sądziłam, że będzie.- Sara spojrzała na ogród,gdzie Dempsey siedział przy stole i napychał się faitą z serem, mie-lonym mięsem i papryką.- Miałam na myśli Marka.- Na litość boską, Grace, oczywiście, że go zaprosiłam.To naszsąsiad i przyjaciel.Widząc, jak twarz siostry zalewa się płomiennym rumieńcem,Sara postanowiła nie mówić nic więcej.Tymczasem Clodagh Flan-nery, która mieszkała na drugim końcu placu, z ożywieniem roz-mawiała z Markiem.Miała kruczoczarne włosy i idealną figurę mo-delki, więc mężczyzni padali jej do stóp.Dwa miesiące temu ze-rwała z rugbystą z reprezentacji Irlandii.Z kuchennego okna Sarazobaczyła, że Evie zaczyna się słaniać, przeprosiła więc i poszła docórki.- Hej, księżniczko, czas do łóżka!- Mamusiu, jeszcze nie - zaprotestowała mała, choć powiekisię jej kleiły.Ale gdy Sara przypomniała jej o obietnicy, z ociąganiempowiedziała gościom dobranoc.Grace zaproponowała, że położy ją do łóżka.SR- To twoje przyjęcie, Saro.Poza tym tak rzadko mam okazję po-być z moją chrześnicą księżniczką.Grace to wspaniała ciocia i idealna matka chrzestna, pomyśla-ła Sara.Pocałowała Evie i poszła sprawdzić, czy wszyscy mają cośdo picia.Po jedzeniu nie zostało ani śladu, więc wystawiła jeszczeprzekąski.Atmosfera była swobodna, kilka osób tańczyło na ta-rasie.Sara z kieliszkiem wina wyszła do ogrodu, gdzie stali Ronan,Karen, Mick, Mark, Clodagh i znajomi z akademii sztuk pięknych,których nie widziała od lat.Ronan dyskutował z nimi o bardzo oży-wionym rynku sztuki i najlepszych galeriach.- Hej, urocza gospodyni, mogę prosić? - odezwał się za ple-cami Sary Angus.Wziął ją za rękę i zaprowadził na prowizorycznyparkiet.Okazał się doskonałym tancerzem, świetnie wyczuwał muzykę.Roześmianej Sarze pozostało tylko pozwalać, by prowadził.- Rewelacyjna impreza - oznajmił z entuzjazmem.- Maszwspaniałych przyjaciół.Bardzo ich polubiłem.- Chciałam, żeby dzisiaj wszyscy cię poznali.Znajomi ze szkołyi studiów, kuzynki, sąsiedzi.Uwielbiała mieć go przy sobie, był taki serdeczny i troskliwy.- Wyglądasz olśniewająco - szepnął i przycisnął usta do jej go-łej skóry.- Cały wieczór marzyłem, żeby to zrobić.- Angusie! - upomniała go żartobliwie.Ale on z poważną miną przyciągnął ją bliżej do siebie.W odpo-wiedzi zarzuciła mu ręce na szyję i odwzajemniła pocałunek.Przyjęcie trwało wiele godzin, w kuchni przybywało pustych bu-telek po winie, na kamiennych schodach, murze okalającym tarasi w wanience stały puszki po piwie.Wróciła Grace.Mark ruszył doniej z butelką wina i dwoma kieliszkami.Wziął ją za rękę i poprowa-dził do rozchwianej ławki na końcu ogrodu.Grace miała na sobiestrój do pracy, beżową spódnicę i białą bluzkę z krótkimi rękawami,ale i tak wyglądała ślicznie.SRByło już bardzo pózno, goście powoli zaczęli się rozchodzić.Sa-ra cieszyła się, że zdołała zrewanżować się za wszystkie zaproszeniana kolacje i przyjęcia, a przy tym urządzić doskonałą imprezę.Eviesmacznie spała przytulona do misia Gideona i wcale nie przeszka-dzały jej hałas i muzyka.Sara zrzuciła buty i zabrała się do sprzątania, wkładając do zmy-warki talerze i szkło.- Zostaw to - powiedział Angus i wyciągnął ją do ogrodu.Natarasie Karen boso tańczyła z Mickiem.Brzuch miała ogromny,skórę opaloną i promienną.Za kilka tygodni też zostanie matkąi przekona się, jak bardzo zmieni się jej życie.Ronan wciąż dysku-tował z przyjaciółką Sary z akademii.Najbardziej jednak zadzi-wił Sarę widok Grace i Marka.Tańczyli w milczeniu, zapatrzeniw siebie.Otwarto ostatnią butelkę wina, ktoś włączył płytę z piosenkamiBurta Bacharacha.Sara oparła głowę na ramieniu Angusa i razemz innymi parami kołysali się wolno w rytm muzyki.- Ten facet jest zakochany.- szepnął Angus.Rozdział 55Maggie przeciągnęła się i ziewnęła; od dawna tak dobrze niespała.Czuła się wypoczęta i odprężona, a to wielkie łóżko pewnie byłojednym z najwygodniejszych, w jakich kiedykolwiek leżała.Przez zasłony do pokoju wpadał migotliwy promień słońca- wstawał pogodny dzień.Myśl o spacerze po ośrodku i otaczają-cych go lasach była bardzo pociągająca.Maggie odciągnęła zasłony.Dech jej zaparło, gdy powiodła wzrokiem po krajobrazie i czystymbłękitnym niebie.Prawdziwa rozkosz.Otworzyła drzwi na tarasi nabrała głęboko w płuca powietrza, patrząc na jezioro, po którymSRzygzakiem płynęła rodzina kaczek.Spojrzała na zegarek.Musi siępośpieszyć, jeśli chce zjeść śniadanie.W błyszczącej łazience wzięła szybki prysznic i włożyła spod-nie z miękkiej szarej bawełny, biały T-shirt i sportowe buty.Przedlustrem pomalowała rzęsy, przeciągnęła błyszczykiem po ustachi wyszczotkowała włosy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]