[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.A za parę chwil będzie za pózno nawszystko.Minęli szczyt wzgórza.I zobaczyli przed sobą sha ik.Miała na sobie hełm i zbroję.Patrzyła na południe, zwrócona do nich plecami.L oric pragnął zakrzyknąć w glos.Zobaczył to, czego jego towarzysze nie mogliujrzeć.Nie przybyłem na czas.Och, bogowie na dole.Skoczył naprzód.Portal jego groty rozwarł się wokół niego i wielki mag zniknął.*Bogini nie straciła wspomnień.Co więcej, gniew wyrzezbił ich podobizny zewszystkimi szczegółami, drwiąco solidne i z pozoru realne, zupełnie jak drzewa wkamiennym lesie.Pieściła je, wyśpiewując swą nienawiść niczym pieśń miłosną,muskała je przeciągłym dotykiem zapowiadającym mord, choć ten, który jąskrzywdził, nawet jeśli nie umarł, znalazł się w miejscu, w którym nie miał ju\ dlaniej znaczenia.Teraz liczyła się tylko nienawiść.Furia, jaką obudziły w niej jego słabostki.Och,inni członkowie plemienia często oddawali się tym zabawom.Gdy gwiazdyzajmowały letnie pozycje, obleczone w futra ciała przemykały z chaty do chaty.Samarównie\ nieraz rozkładała nogi dla mę\a innej kobiety albo ochoczego, niezgrabnegomłodzieńca.Serce jednak oddała mę\czyznie, z którym mieszkała.To prawo byłonienaruszalne.Ale on był taki wra\liwy.Jego dłonie posłuchały przewodnictwa oczu, tworząc wukrytym miejscu zakazaną podobiznę tamtej kobiety.Zamknął te dłonie wokółwłasnego serca i oddał je innej, nie myśląc o tej, do której dotąd nale\ało.Innej, która nie oddała mu w zamian swego serca.Ju\ ona o to zadbała, ze swymiokrutnymi słowami i brutalnymi oskar\eniami.To wystarczyło, by skłonićpozostałych do wygnania tej dziwki z plemienia.Ale nie wcześniej, nim wymordowała całą swoją rodzinę poza jedną tylko osobą.Co za głupiec.Oddał swą miłość takiej kobiecie.Jej gniew nie zginął w chwili rytuału, nie umarł, gdy ją samą  zbyt uszkodzoną,by mogła chodzić  rozłączono ze ślubami i porzucono w wiecznej ciemności.Aka\dy ciekawski duch, który usłyszał jej łkanie i zbli\ył się, kierowanywspółczuciem.no có\, zaspokajały jej głód, a ona przejmowała ich moc.Warstwapo warstwie.Były głupie, naiwne i niesforne.Marnowały swe moce na sprawypozbawione znaczenia.Natomiast ona miała cel. Na powierzchni świata roiły się dzieci.A kto był ich matką? Nie kto inny jakdziwka, którą wygnano.A kto był ojcem?Och, tak, przyszła do niego.Tej ostatniej nocy.Cuchnął nią, gdy rankiemwywleczono go w światło.Cuchnął nią.Tę prawdę mo\na było wyczytać w jegooczach.Nigdy nie zapomni tego widoku.Nie potrafiła go zapomnieć.Zemsta była bestią, która od dawna ju\ szarpała krępujące ją łańcuchy.Byławszystkim, czego kiedykolwiek pragnęła.Wkrótce będzie mogła ją wywrzeć.Nawet Raraku nie zdoła jej powstrzymać.Dzieci zginą.Dzieci zginą.Oczyszczę świat od ich pomiotu, od tego robactwa o dumnychspojrzeniach, zrodzonego z jednej tylko matki.To oczywiste, \e nie przyłączyła się dorytuału.Czekał ju\ w niej nowy świat.A teraz, wreszcie, powrócę.Obleczona w ciało jednego z takich dzieci, zabiję tenświat.Widziała ście\kę, która się przed nią otwierała, wolną i kuszącą.Jej ścianami byływirujące, kłębiące się cienie.Dobrze będzie znowu chodzić.Czuć ciepło ciała i \ar krwi.Smakować wodę i pokarm.Oddychać.Zabijać.*Sha ik schodziła ze stoku, nic nie słysząc ani niczego nie wiedząc.Czekała na niąniecka, pole bitwy.Na le\ących naprzeciwko wzgórzach widziała malazańskichzwiadowców.Jeden z nich jechał z powrotem do obozu, a pozostali spokojnieobserwowali wydarzenia.A więc wszystko zrozumieli.Wiedziała, \e tak się stanie.Za jej plecami rozległy się odległe krzyki.Uśmiechnęła się.Oczywiście.Na końcu są to ci sami dwaj wojownicy, którzy mnie znalezli.Byłamgłupia, \e w nich wątpiłam.Wiem teraz, \e ka\dy z nich z chęcią by mnie zastąpił.Ale nie mogą tego zrobić.Ta walka nale\y do mnie.I do bogini.* Wejdz [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gieldaklubu.keep.pl
  •