[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Gdy wróciła z kuchni z herbatą, matka stała obok pieca, wyglądającprzez okno.Lily zawahała się przez moment, zastanawiając się, czyAnnabelle znowu nie wypatruje łodzi Stanleya powracającej z jeziora.- Będzie ci go bardzo brakować, Lily  powiedziała matka, nieodwracając się.- Ty i ja nigdy nie byłyśmy ze sobą blisko.To mojawina, wiem.Tak bardzo żałuję.Nie wiem, jak to naprawić.Jej głos brzmiał, jakby była na granicy łez.Lily była wstrząśnięta, zbyt zaskoczona, by odpowiedzieć.Annabelle nigdy wcześniej nie rozmawiała z nią w podobny sposób.Młoda kobieta zastygła w wejściu z filiżanką w dłoni, wpatrując się wtył głowy matki.Aagodność Annabelle wzbudziła jej podejrzliwość;Lily nienawidziła siebie za to uczucie.Potem jednak matka wolno obróciła się, by na nią spojrzeć - i byłato już znowu dawna Annabelle.Bez słowa zmierzyła córkę krytycznym spojrzeniem i ostrożnie wzięła od niej filiżankę, jak gdyby Lily mogładosypać do herbaty soli zamiast cukru.- Najwyższa pora poszukać czerwonego pudełka na strychu, Lily.Możliwe, że ktoś je tam schował.Należy to sprawdzić.Muszę jeznalezć - oświadczyła, patrząc na córkę niewidzącym wzrokiem.- Okej, mamo.Przyniosę drabinę - odparła cicho Lily.Szczerzepragnęła, by zdołały odnalezć pudełko i mogły wrócić do normalnegożycia.-Wyrzut Sumienia - to Pamięć - zbudzona -Jest jak tłumne Przyjęcie -Gdzie - co Odeszło -jest Obecne.EMILY DICKINSON, PRZEA.STANISAAW BARACCZAKRozdział 3CLANCYWąski snop teksaskiego słońca przecisnął się przez ciężkie zasłony,rzucając żółtawy poblask na dwie starsze kobiety wyglądające zzawysokiego kontuaru.Różniły się od siebie jak dzień i noc - prócztego, że obie były zdesperowane i osiągnęły ten poziom wzburzenia,kiedy nie można się już opanować.Wyższa i grubsza bębniła palcamio blat.Piorunowała wzrokiem pracownice po drugiej stronie i cicho cmokała językiem, ale nic nie mówiła.Miała na sobie spranądenimową sukienkę, nowe tenisówki, różowe skarpetki i kapelusz zszerokim rondem.Druga była ubrana w niegustowny szary dres.Na bose stopy włożyłalśniące mokasyny.Drobna i chuda jak szkielet, nosiła okularynieproporcjonalnie duże w stosunku do twarzy i ledwie sięgała głowąponad kontuar.Położyła dłonie płasko na blacie i zaczęła coś cichonucić.Wyższa z kobiet, nawijając końce włosów na palce, przyłączyłasię do tamtej.Nuciły fałszywie nieco piskliwymi głosami.Byłooczywiste, że nie zamierzają się ruszyć z miejsca, póki ktoś nie zwrócina nie uwagi.Otaczała je woń gotowanej kapusty, rozlewająca się pocałym pomieszczeniu.W końcu jedna z pracownic przelotnie podniosławzrok.- O co chodzi, moje panie?Pielęgniarka, mrużąc oczy, spojrzała na kobiety nad oprawkamiokularów.Nosiła o numer za duży, sprany medyczny strój, przez cowydawała się chuda i wątła.Do bluzy miała przypiętą plakietkę znapisem:  Clancy Finch Pielęgniarka dypl.".Rudobrązowe włosy,splecione w luzny warkocz, spadały jej na plecy.Zirytowana, że jejprzerwano, nie czekając na odpowiedz, wróciła do robienia notatek wleżących przed nią dokumentach.- Musimy się dowiedzieć, kiedy przyjeżdża najbliższy autobus -oświadczyła wyższa kobieta niemal szeptem.Lekko pochyliła głowę,by podkreślić wagę swoich słów. - Nie ma żadnego autobusu, Doris - odparła ze znużeniem Clancy,ledwie podnosząc wzrok.- Och, cóż, to musi być jakaś pomyłka.Muszę się dostać do domu.Czeka na mnie matka!W głosie Doris słychać było natarczywość.Odgarnęła niesfornesiwe włosy z oczu i spojrzała badawczo na pielęgniarkę.Teraz wystąpiła naprzód jej drobniejsza towarzyszka.Uśmiechnęłasię uprzejmie, chwilę podziwiała czubki swoich palców, a potemrozejrzała się, jakby pierwszy raz zobaczyła tę salę.Nagle na jejtwarzy pojawił się grymas niezadowolenia.- A niech to, w ogóle nie jadłam kolacji! Jestem taka głodna.Odwczoraj nic nie jadłam.Czy mogłabym dostać tylko parę krakersów imoże trochę mleka? Proszę, cokolwiek!Jej ton stawał się coraz bardziej rozgorączkowany.- Muriel, idz i usiądz.Lunch będzie za kilka minut- wyjaśniła Clancy, znowu nie podnosząc oczu.Odór kapusty gotowanej na parze stał się przytłaczający.Murielzmarszczyła czoło i zasłoniła nos dłońmi.- Proszę, kochanie, co z tym autobusem? - dopytywała znowu Doris,tym razem niemal krzycząc.- Krakersy, mleko i krakersy, na pewno je macie!- skrzeczała Muriel, zła i czerwona na twarzy.Clancy drgnęła, słysząc przeszywający dzwięk brzęczyka.Oderwaławzrok od dokumentów i wrzasnęła do rosłego Latynosa w niebieskim stroju medycznym:- Carlos, idz sprawdzić drzwi na tyłach!- Hę? - burknął, zajęty jakąś niewidoczną pracą.- Alarm, Carlos! Sprawdz drzwi.Ktoś się wydostał na zewnątrz!W jej głosie brzmiało narastające rozdrażnienie.Mężczyzna odwróciłsię, potruchtał ciężko korytarzem do tylnego wejścia, otworzył drzwi iwyjrzał.Gdy nic nie zobaczył, wystukał kod na klawiaturze obokframugi.Alarm umilkł raptownie.Carlos obejrzał się na Clancy iwzruszył ramionami.Pielęgniarka zmarszczyła brwi [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gieldaklubu.keep.pl
  •