[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Powiodła po nich wzrokiem, po czym spojrzała na Jeda.- Jeśli już musicie szukać, to dobrze, że ty tu dowodzisz.Nie pozwolisz żołnierzom roznieść mego domu na strzępy.Tyle jest teraz złodziejstwa i grabieży.po obu stronach.- Wydałem ścisłe rozkazy - oznajmił krótko.Zauważyła jednak, że starannie unika jej wzroku.Musiał więc czuć się niezręcznie.To dawało jakąś nadzieję.- Shadrach! - wykrzyknęła nagle Eliza i podeszła do szczupłego żołnierza, stojącego w towarzystwie innych.Uśmiechnął się, opuścił karabin i zdjął czapkę, ukazując czarne włosy, poprzetykane siwizną.Pani Eliza.- Tak się cieszę, że cię znów widzę.Wspaniale wyglądasz w mundurze.- Pani też wspaniale wygląda.- Dziękuję.Stojący przy schodach Ike nie zwracał uwagi na rozmowę Shadracha z jego dawną panią.Patrzył na matkę.Stała jakprzymurowana.Początkowo rozjaśniła się na jego widok, zaraz jednak radość ustąpiła miejsca konsternacji, kiedy dom wypełnił się żołnierzami w niebieskich mundurach.Podobnie zareagował ojciec, który wcześniej go zobaczył.Radość w jego oczach prawie natychmiast zmieniła się w ból i wyrzut.W ich twarzach dostrzegł również strach.Zrozumiał, że Blade musi być w domu.Pewnie go gdzieś ukryli.Matka i ojciec patrzyli teraz na niego, jakby był wrogiem.jakby zwrócił się przeciwko nim.Nie podeszli do niego, nie zapytali, jak się miewa.Nie dali mu szansy, by wytłumaczył, że nie wiedział, dokąd go wysyłają.To prawda, znał w tym domu każdy kąt, każdą dziurę, każdą deskę w podłodze i każdy zawias.Ale czy oni nie rozumieją, że wypełnia tylko rozkazy? Czemu wywoływali w nim poczucie winy?Biały porucznik zaczął ostrym głosem wydawać rozkazy, przerywając jego rozmyślania.Podzielił ich na trzyosobowe grupy i każdej z nich wyznaczył inny odcinek do przeszukania.Ike odetchnął z ulgą, kiedy usłyszał, że ma iść na górę.Niewiele było tam miejsc do ukrycia, a zwłaszcza dla dorosłej osoby.Pewnie ukryli Blade’a w spiżarni albo w tej starej piwnicy przy drewnianej chacie.Był tego pewny, dopóki nie zobaczył paniki w oczach matki.Zrobiło mu się niedobrze.A więc Blade jest na górze.Nie miał co do tego żadnych wątpliwości.Ruszył z ociąganiem na piętro.Przekonywał siebie, że jest żołnierzem i spełnia tylko swoje obowiązki.Dlaczego więc mama patrzy na niego z takim wyrzutem?Tempie z trudem oderwała wzrok od Ike’a, zmierzającego po schodach na górę w towarzystwie dwóch innych żołnierzy.Była przy jego narodzinach, patrzyła, jak rośnie.Przecież nie mógł wydać Blade’a.Lecz miał teraz na sobie mundur taki sam jak Jeda, a Jed sumiennie wykonywał rozkazy.Przypomniała sobie ów dzień przed laty, kiedy kazał jej rodzinie opuścić Gordon Glen, ich rodową siedzibę, i odprowadził do obozu, gdzie mieli czekać na wymarsz na Zachód.Serce podeszło jej do gardła, kiedy dostrzegła na sobie uważny wzrok Jeda.Domyśliła się, że on również pomyślał o tym samym.Nie wolno jej okazać, jak bardzo się boi.- Phoebe, podaj kawę w salonie - poleciła służącej i uśmiechnęła się do Jeda.- Jeśli nie zostanie to poczytane za przekupstwo, byłoby nam miło, gdybyś dotrzymał nam towarzystwa, Jed.- Niedawno byłem jeszcze majorem Parmelee - przypomniał.- Niedawno byłam na ciebie zła, bo myślałam, że mi nie wierzysz, kiedy powiedziałam, że Blade’a tu nie ma.Zapomniałam, że nawet jeśli mi uwierzyłeś, musisz wypełniać rozkazy.Jesteś żołnierzem.To twój obowiązek.Nie powinnam traktować tego tak osobiście.Wybaczysz mi?Po chwili wahania skinął głową z uśmiechem.- Naturalnie.- Wiedziałam, że mnie zrozumiesz.Odetchnęła i ruszyła do salonu.Dom rozbrzmiał głosami żołnierzy, który rozbiegli się po pokojach.Tempie siedziała na brzegu fotela, niespokojna i spięta, wsłuchując się w dźwięki dochodzące z pomieszczeń na piętrze.Prowadzenie luźnej konwersacji było dla niej ciężką próbą.Ike stanął w progu sypialni państwa, starając się zwalczyć w sobie uczucie, które zabraniało mu wejść do środka bez pozwolenia.Tymczasem jego koledzy nie mieli takich oporów.Przecież nie jest już niewolnikiem, lecz żołnierzem, który otrzymał rozkaz przeszukania domu, przekonywał samego siebie.Wszedł do pokoju i rozejrzał się po wnętrzu.Ostatni raz, kiedy tu był, pomagał wnieść Kippa, który został ranny w bitwie pod Pea Ridge w Arkansas.Położyli go na łóżku, a potem słuchał opowiadania Aleksa o bitwie.Myślał wówczas, że Jankesi przyjdą wkrótce go wyzwolić.Teraz był wolny, lecz czasami trudno mu było przestać myśleć jak niewolnik.Nawet teraz czuł się niezręcznie, wchodząc bez pozwolenia do tego pokoju.Przy nocnej szafce na podłodze dostrzegł koszyk.Podszedł bliżej i wziął go do ręki.Koszyk pani Tempie z medykamentami.Co on tu robi? Wtedy posłyszał jakiś dziwny dźwięk, jakby ktoś ciężko oddychał.Dochodził gdzieś z okolic łóżka.Jego towarzysze znajdowali się w drugim końcu pokoju.Nie wiedział, dlaczego to zrobił, lecz ukląkł, podniósł brzeg koronkowej kapy i zajrzał ostrożnie pod łóżko.Kiedy zobaczył długi ciemny kształt na podłodze, już miał zamiar oznajmić swoje odkrycie, lecz powstrzymała go przed tym para wpatrzonych w niego udręczonych błękitnych oczu.Twarz Blade’a wykrzywiał grymas bólu, a po policzkach spływał pot.Coś miał w ustach.Początkowo Ike przypuszczał, że to skórzany knebel, lecz po chwili zorientował się, że Blade zaciska na nim zęby, by stłumić jęki bólu.Był ranny.Ciężko ranny.Wolno opuścił kapę.Rozpacz ścisnęła mu gardło.Zacisnął dłoń na karabinie.Nie może tego zrobić.Nie może go wydać.A przecież powinien.Blade był wrogiem.Czemu więc milczy? Czemu nie krzyknie, że go znalazł? Tak na jego miejscu postąpiłby każdy żołnierz.Wstał i wbił wzrok w łóżko.- Znalazłeś coś, Ike?Zawahał się, po czym pokręcił głową i ruszył do drzwi.Po trzech godzinach przeszukiwania domu, posiadłości, murzyńskich baraków i budynków gospodarczych, młody porucznik poinformował Jeda, że niczego nie znaleźli.Ten natychmiast odwrócił się do Tempie, która nie mogła powstrzymać westchnienia ulgi.- Wybacz, Tempie, że zakłóciliśmy ci ranek.- Gdyby naprawdę było ci przykro, zostałbyś na obiedzie.Pragnęła, by jak najszybciej stąd odjechał, by zabrał tych wszystkich żołnierzy, lecz nie chciała tego po sobie pokazywać.- Może innym razem, w bardziej sprzyjających okolicznościach.- Zatem miejmy nadzieję, że już wkrótce.Odjeżdżając, Jed czuł wielką ulgę, że nie znalazł Blade’a w Grand View.Nienawidził siebie za to, że musiał go szukać, podobnie jak wówczas, kiedy wyrzucał Tempie i jej rodzinę z domu w Georgii.Cieszył się, że przynajmniej tym razem nie musiał przysparzać Tempie bólu.Dość już przeszła.Jak tylko żołnierze zniknęli jej z oczu, Tempie wróciła do domu.Susannah czekała na nią przy drzwiach.- Pojechali?Skinęła głową, zamknęła drzwi i oparła się o nie ciężko.- Skręcili na Trakt Teksański.Są w drodze powrotnej do fortu.- Dzięki Bogu - mruknęła Eliza.Tempie odzyskała siły i odsunęła się od drzwi [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gieldaklubu.keep.pl
  •