[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Po miesi¹cu zjecha³ ojciec stary lekarz wojskowy.Profesor powoli powraca³ do zdrowia i równowagi.Nie odzyska³ tylko ju¿ nigdy ani daw-nego spokoju, ani swobody.Pêdzi³ jednostajne, szare ¿ycie nauczyciela, z dnia na dzieñ, odrangi do rangi, od orderu do orderu.Nie cieszy³o go to i nie budzi³o ¿adnych wspomnieñ.Zobojêtnia³ na wszystko, jak tylu innych w tem Smierteln¹ cisz¹ zatrutem panowaniu Alek-sandra III cara, mi³uj¹cego pokój.pokój cmentarzyska.45ROZDZIA£ V.Przed Swiêtami Bo¿ego Narodzenia pan Uljanow otrzyma³ now¹ nominacjê.Zosta³ dyrek-torem wszystkich szkó³ ludowych.Rozpocz¹³ swoje czynnoSci od zwiedzenia zak³adów na-ukowych w ca³ym obwodzie.Zabra³ ze sob¹ W³odzimierza, korzystaj¹c z feryj Swi¹tecznych.Podró¿ odbywali sankami pocztowemi, zapuszczaj¹c siê nieraz w rzadko odwiedzane miej-scowoSci, gdzie wSród lasów czai³y siê osiedla bez koScio³Ã³w i bez szkó³, bez lekarzy i w³adz.W³odzimierz pamiêta³ z wyk³adów Ostapowa, ¿e ca³y obwód kazañski stanowi³ niegdySpotê¿ne, o wysokiej cywilizacji pañstwo bu³garskie, po którem nic nie pozosta³o, oprócz na-zwy rzeki Wo³gi.Do tego kraju w wieku XIII wpadli Tatarzy, pêdz¹c przed sob¹ niezliczoneszczepy, porwane fal¹ mongolsk¹, mkn¹c¹ na zachód z g³êbin Azji.Resztki tej hordy spoty-ka³ teraz Wo³odzia; byli to Wotiacy, Meszczeriaki.Czeremisy, Czuwasze i Mordwini, obokTatarów i rosyjskich wieSniaków.Ciemne mrowisko ludzi, ró¿ni¹cych siê pomiêdzy sob¹ strojem, mow¹, wiar¹, obyczajamii zabobonami pierwotnemi, nieraz mrocznemi i krwawemi.Nieprzejednana wrogoSæ panowa³a miêdzy osiedlami, zamieszka³emi przez tubylców ró¿-nych szczepów.Rosjanie pogardliwie spogl¹dali na dawnych najexdxców, nazywaj¹c ich tatarwa lub bia³ooka czudx ; ci ze swej strony odp³acali zimn¹ nienawiSci¹.Samotny Tatar lub Wotiaknie móg³ bezpiecznie przejSæ przez wieS rosyjsk¹; ch³op wielkorus nie odwa¿y³by siê je-chaæ bez towarzyszy w pobli¿u wsi czuwaszskiej lub czermiskiej.Spory i bójki wybucha³y nawet tu¿ przed koScio³em po skoñczonem nabo¿eñstwie, lubpoSród dzieci w szkole.Uljanow sta³ siê Swiadkiem bardzo ciekawego i pouczaj¹cego widowiska.Popasali w ma³ej wiosce, czekaj¹c na posi³ek i Swie¿e konie.Ch³opak poszed³ nad rzekê, gdy¿ zdaleka spostrzeg³ du¿e zbiegowisko ludzi.Ma³emi ku-pami ci¹gnêli na Srodek zamarzniêtej rzeki, d¹¿¹c od wiosek, po³o¿onych na dwóch przeciw-leg³ych brzegach.Nad urwiskiem sta³ t³um bab i dzieci.WieSniaczki opowiedzia³y W³odzimierzowi, ¿e dwierozdzielone rzek¹ wioski prowadz¹ d³ugo trwaj¹cy spór o ³¹kê na wyspie, wiêc postanowi³ysprawê zakoñczyæ waln¹ bitw¹.Rozpoczêto j¹ od ohydnych wyzwisk i przekleñstw, poczem zaczê³y siê biæ ma³e ch³opa-ki, po nich wyrostki; trwa³o to jedna nied³ugo, bo ca³y ten drobiazg zmiot³y t³umy m³odychi starych ch³opów, rzucaj¹cych siê w wir bitwy.ZapaSnicy uzbroili siê, zacisn¹wszy kamienie w rêku i omotawszy piêSci grubemi rzemie-niami, jak to czynili niegdyS gladjatorzy.Najtê¿si ch³opi, od których zale¿a³o ostateczne zwy-46ciêstwo, wymachiwali d³ugiemi i ciê¿kiemi dr¹gami lub nawet dyszlami wozów.Bójka trwa-³a krótko, bo mieszkañcy wotiackiej wioski cofnêli siê przed zuchowatym atakiem Tatarówz przeciwnego brzegu.Na Sniegu pozosta³o kilku rannych, a mo¿e i zabitych; krew, nibyszkar³atne maki, wykwit³a na lodzie.Uljanow mySla³ nad tem, w jaki sposób mo¿na by³oby poci¹gn¹æ wszystkich tych niena-widz¹cych siê wzajemnie tubylców, nale¿¹cych do fiñskiej i mongolskiej rasy, ku wspólne-mu celowi.Rozumia³, ¿e to by³o marzycielstwo, którem siê oszukiwa³a bezwiednie partja Woli Ludu. Tu trzeba tyle hase³, ile jest szczepów! szepn¹³ z szyderczym uSmiechem na zarumie-nionej od mrozu twarzy.Po wiêkszych wsiach ju¿ dzia³a³y niedawno za³o¿one szko³y ludowe.W³odzimierz z cie-kawoSci¹ przygl¹da³ siê nauczycielom i nauczycielkom.Pewna czêSæ ich spokojnie wita³a nowego dyrektora.Nie mieli ci ludzie nic do ukrywania.Te same, co i w gimnazjum, podrêczniki, zalecane przez koSció³ i rz¹d, ten sam program,og³upiaj¹cy i oszukañczy.WiêkszoSæ jednak nauczycieli, jak to odrazu zauwa¿y³ spostrzegawczy ch³opak, nie mia³aczystego, prawomySlnego sumienia.W rozmowie z dyrektorem byli nieufni, ostro¿ni, wstrze-miêxliwi.W ich oczach ³atwo mo¿na by³o wyczytaæ nie¿yczliwoSæ dla przedstawiciela rz¹du.Pan Uljanow tego nie spostrzega³ jednak.Wszystko napozór by³o w porz¹dku.S³ucha³ obojêt-nie skarg na marne uposa¿enie, na nêdzê, na niechêæ ludnoSci do szko³y, a nawet wrogi stosunekdo nauki i nauczycielstwa; to nie wchodzi³o w zakres jego dzia³alnoSci, o tem musia³y mySleæw³adze centralne.Na jego odpowiedzialnoSci le¿a³o, aby wszystko siê odbywa³o przepisowo.Odje¿d¿a³ zadowolony i spokojny, nie podejrzewaj¹c nawet, ¿e w kuferkach nauczycieliludowych le¿a³y starannie zamaskowane broszurki pisarzy Woli Ludu , którzy Smielej, ni¿urzêdowi, p³atni uczeni , rozprawiali siê z historj¹ Rusi Rwiêtej.Z ciê¿kim sercem powraca³ do domu m³ody Uljanow.Rozumia³, ¿e lud nie jest jednolity, bo, podzielony na wrogie szczepy, ho³duje dzielnico-wemu patrjotyzmowi i nie zna wspólnych d¹¿eñ i zasad.Widzia³ bezdenn¹ przepaSæ pomiêdzy wsi¹ a miastem, pomiêdzy w³oSciañstwem a inteli-gencj¹, której ch³opi nie rozumieli i nie lubili, bo by³a dla nich albo uosobieniem rz¹du, alboczemS djabelskiem z ca³¹ jej wiedz¹, nauk¹ i obcemi obyczajami. Tylko D¿engiz chan, lub inny wielki najexdxca móg³ daæ sobie z nimi radê! mySla³W³odzimierz. Krwaw¹ rêk¹ gna³ ich wraz ze sob¹ na podbój Swiata, prowadz¹c ku celowi,przez siebie wytkniêtemu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]