[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Poka˝ći naszego syna.Ale nie od razu.Jutro.Najpierw trochźrozumiesz, jak si´ do niego zwracaç.Gdy zobaczysz, szybko zrozumiesz.— Niech b´dzie jutro.Wzià∏em plecak i wyjà∏em wpierw prezenty dla Anastazji.Bra∏a delikatnie ka˝dà rzecz w rće, z ciekawo-Êcià oglàda∏a, g∏aska∏a.Zadzwoni∏a wa∏dajskimi dzwonkami, które podarowa∏a jej pani Olga.A gdy poda∏em jej du˝à, pi´knà, kwiecistà chust´, te˝ podarowanà przez bardzo dobrà kobiet´, panià Walentyn´, zrozumia-∏em od razu: kobieta to zawsze kobieta.Majà ze sobà wiele wspólnego.Anastazja wzi´∏a chustkí roz∏o˝y∏a.Potem robi∏a z nià ró˝ne rzeczy.Wiàza∏a jà sobie na g∏owie tak jak na opakowaniu czekolady “Alonuszka” i na ró˝ne inne sposoby.Anastazja, Êmiejàc si´, wiàza∏a chustk´ w pasie jak Cyganka, zarzuca∏a jà na plecy i paradowa∏a przede mnà jak w jakimÊ ludowym taƒcu.Potem starannie z∏o˝y∏a i po∏o˝y∏a na roz∏o˝onych na trawie prezentach, mówiàc:— Powiedz, prosz´, to ka˝demu.Przeka˝ ode mnie moje “dzi´kuj´” ka˝dej kobiecie.Za ciep∏o p∏ynàce z ich Duszy przekazane wraz z tymi rzeczamI.— Przeka˝´ ka˝demu, kogo zobacz´, ale nic wićej nie mam ci do pokazania.Reszta jest nie dla ciebie, reszta jest dla syna.Wszystko, co niezb´dne.Ty nie umiesz z tego korzystaç.Poka˝ći na miejscu, gdy przyjdziemy.— Dlaczego nie chcesz teraz? Przecie˝ i tak siedzimy i odpoczywamy.Jestem bardzo ciekawa.Nie chcia∏em pokazywaç Anastazji, co kupi∏em dla syna, bo pami´ta∏em s∏owa, które powiedzia∏a jeszcze podczas naszego pierwszego spotkania: “B´dziesz chcia∏ nabyç synowi ró˝ne bezsensowne grzechotki, lecz one sà mu niepotrzebne.To ty ich potrzebujesz dla samozadowolenia.Jaki to ja jestem dobry, troskliwy”.Jednak w koƒcu zdecydowa∏em si´ pokazaç, bo by∏em ciekaw, jak ustosunkuje si´ do osiàgni´ç naszej cywilizacji w trosce o dziecko.Pokaza∏em Anastazji pampersy i opowiedzia∏em, jakie sà wydajne we wch∏a-nianiu wilgoci, gdy dziecko siźmoczy.I skóra siód nich nie odparza.Opowiedzia∏em wszystko, co widzia-∏em w telewizyjnej reklamie.Pokaza∏em dzieciće jedzenie.— Widzisz, Anastazjo, to dzieciće jedzenie jest po prostu Êwietne.Zawiera wszystkie sk∏adniki niezb´dne 37dla dziecka, tak˝e dodatki witaminowe.A najwa˝niejsze, ˝e mo˝na je przygotowaç bez problemu.Rozrabiasz w ciep∏ej wodzie i kaszka gotowa.Rozumiesz?— Rozumiem.— A zatem nie na darmo dymià kominy przemys∏owe w naszym cywilizowanym Êwiecie! PoÊród wielu sà te˝ kominy zak∏adów, które produkujà takie po˝ywienie dla dzieci i opakowania.Spójrz na opakowanie.Jakie pi´kne, rumiane i uÊmiechni´te dziecko.— Widz´.Na koniec wyjà∏em dziecićego konstruktora i skomentowa∏em:— To jest dziecićy konstruktor.Konstruktor – to nie bezsensowna grzechotka.Tu jest napisane, ˝e zosta∏opracowany dla potrzeb rozwojowych dziecka.Mo˝na z niego zbudowaç samochód jak na obrazku, parowóz, samolot, dom.Ale on przyda siśynowi troszk´ póêniej.Teraz, rzecz jasna, za wczeÊnie jeszcze, by uÊwiadamia∏ sobie, co jak si´ porusza, jak lata.— Dlaczego za wczeÊnie? W∏aÊnie teraz on to poznaje – odpar∏a Anastazja.— No, wić w∏aÊnie konstruktor mu w tym pomo˝e.— Tak uwa˝asz? JesteÊ o tym przekonany?— To nie tylko mój poglàd, Anastazjo.Tak równie˝ uwa˝a wielu uczonych i psychologów, którzy studiujà dziecićà psychik´.Zobacz, napisali adnotacj´.— Dobrze ju˝, dobrze, W∏adimirze, nie zamartwiaj si´.Zrobisz, jak uwa˝asz.Tylko proszći´, najpierw popatrz, jak ˝yje nasz syn.Wówczas sam ocenisz, co jest mu przede wszystkim niezb´dne.— W porzàdku, zgadzam si´.– Ucieszy∏em si´, ˝e nie zacz´∏a odpieraç moich argumentów o niezb´dno-Êci przywiezionych przeze mnie rzeczy.– Sam zobaczí zdecyduj´.— Na razie schowamy plecak.Gdy zdecydujesz, jaka rzecz jest najpotrzebniejsza, skoczí przynios´ jà al-bo ca∏y plecak.Teraz ci´˝ko go nieÊç.Boli cińoga, a na mnie wsiàÊç nie chcesz.— Dobrze, na razie schowamy – zgodzi∏em si´.– Tylko weêmy listy.Du˝o jest w nich pytaƒ do ciebie.Wszystkich nie zapami´ta∏em.— W porzàdku, listy zabieramy.Wzi´∏a paczkź listami.Opar∏em sińa jej ramieniu i poszliÊmy w kierunku polany Anastazji.Dopiero póê-nym wieczorem dotarliÊmy na miejsce.Tak jak wczeÊniej, nic na niej nie by∏o.˚adnych zabudowaƒ.Nawet sza∏asu.Ale odczucie mia∏em takie, jakbym wszed∏ do rodzinnego domu.Nawet nastrój mi si´ poprawi∏ i ogarnà∏ mnie dziwny spokój.Zachcia∏o mi siśpaç.Pewnie dlatego, ˝e z Aleksandrem przegadaliÊmy ca∏à noc.PomyÊla∏em: “Jak to jest? Na tej polanie absolutnie niczego nie ma, a pojawia si´ takie uczucie, jakbym wszed∏ do rodzinnego domu.Widocznie odczucie domu zawiera sińie w tym, jak du˝e masz mieszkanie czy nawet zamek, ale w czymÊ zupe∏nie innym”.Anastazja od razu zaprowadzi∏a mnie nad jeziorko i zaproponowa∏a kàpiel.Nie mia∏em ochoty na kàpiel, ale pomyÊla∏em, ˝e na razie lepiej jej we wszystkim ulegaç, ˝eby syna jak najszybciej zobaczyç.Po kàpieli, gdy wyszed∏em na brzeg, zrobi∏o mi siźimniej ni˝ w wodzie.Anastazja d∏oƒmi star∏a ze mnie wod´, natar∏a jakàÊ trawà i cia∏o zrobi∏o si´ dos∏ownie goràce.Poda∏a swojà sukienkí powiedzia∏a, Êmiejàc si´:— Za∏ó˝, prosz´.To b´dzie twoja koszula nocna.Twoje ubranie namoczí upior´, bo intensywnie pach-nie.Za∏o˝y∏em sukienkÁnastazji, bo zrozumia∏em, ˝e trzeba pozbyç siźapachu.— Czy to po to, ˝eby syn sińie przestraszy∏?— Dla niego równie˝ – odpowiedzia∏a Anastazja.— Ale w samej sukience zmarzn´ w nocy.— Nie martw si´, wszystko ju˝ uszykowa∏am.WyÊpisz sií nie b´dzie ci zimno.Pod g∏ow´ po∏ó˝ sobie paczkź listami, pos∏u˝y ci za poduszk´.Tak wszystko obmyÊli∏am, ˝e wyÊpisz si´, a nie zmarzniesz.— Znów ma mnie ogrzewaç niedêwiedzica? Z niedêwiedzicà spa∏ nie b´d´, wol´ ju˝ sam.— Przyszykowa∏am takie pos∏anie, ˝e b´dzie ci w sam raz.PodeszliÊmy do ziemianki, w której kiedyÊ spa∏em.Anastazja rozchyli∏a wiszàce nad wejÊciem ga∏àzki.Poczu∏em przyjemny zapach trawy, wczo∏ga∏em si´ do Êrodka, zakopa∏em w sianie.Ogarn´∏o mnie przyjemne.znu˝enie.— Mo˝esz przykryç si´ bluzkà, ale nawet bez niej nie b´dzie ci zimno.JeÊli chcesz, po∏o˝śi´ potem obok ciebie.Ogrzejći´ – us∏ysza∏em ju˝ przez sen i odpowiedzia∏em:38— Nie musisz.Lepiej idê do syna, jego ogrzej.— Nie martw si´.Nasz syn jest ju˝ bardzo samodzielny, poradzi sobie.— Jak mo˝e byç samodzielny, jest przecie˝ malutki?.— Wićej ju˝ nic powiedzieç nie zdo∏a∏em, bo zapad∏em w g∏´bokà, spokojnà b∏ogoÊç [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gieldaklubu.keep.pl
  •