[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Dlatego nie mogę zgodzić się na to, \ebymoja wnuczka rozprawiała o walce klas i twierdziła, jakoby tak naprawdę ci biedni chłopimieli się teraz o wiele gorzej ni\ przed pięćdziesięciu laty.Byłem dla nich jak ojciec.Wszystko rozpieprzyła reforma rolna.Na to, by wydobyć Las Tres Marias z nędzy, przeznaczyłem cały kapitał zaoszczędzonyna ślub z Rosą oraz wszystko, co przysyłał mi majster z kopalni, ale to nie pieniądz uratował28ziemię, lecz praca i organizacja.Rozeszła się wieść, \e w Las Tres Marias jest nowy dziedzici \e wołami zwozimy kamienie z pól, zaorujemy je i zasiewamy.Wkrótce zaczęli przychodzićmę\czyzni i prosić, \ebym zatrudnił ich jako wyrobników, poniewa\ dobrze płaciłem idawałem dobrze jeść.Kupiłem bydło.Bydło było dla mnie święte i choćbyśmy mieli nie jeśćmięsa przez cały rok, nie zezwalałem na ubój.Tak powstało stado.Ludzi zorganizowałem wdru\yny i po pracy na polu odbudowywaliśmy dwór.Nie było wśród nich stolarzy animurarzy, wszystkiego musiałem ich uczyć na podstawie podręczników, które kupiłem.Wykonałem nawet razem z nimi roboty blacharskie, naprawiliśmy dachy, pomalowaliśmywszystko wapnem, posprzątaliśmy tak, \e dom błyszczał wewnątrz i na zewnątrz.Meblerozdałem parobkom, z wyjątkiem stołu z jadalni, który był jeszcze w dobrym stanie, choć te\toczyły go robaki, i ło\a z kutego \elaza, które słu\yło moim rodzicom.Mieszkałem wpustym domu, bez \adnego umeblowania poza dwoma wspomnianymi sprzętami oraz paromaskrzyniami, na których siadywałem, dopóki Ferula nie przysłała mi ze stolicy nowych mebli,zakupionych na moje polecenie.Były to wielkie, cię\kie, wystawne meble, które miałyprzetrwać wiele pokoleń i były odpowiednie do \ycia na wsi, o czym świadczy fakt, \e trzebabyło trzęsienia ziemi, by uległy zniszczeniu.Porozstawiałem je pod ścianami, poniewa\chodziło mi o wygodę, a nie o estetykę, i gdy tę wygodę osiągnąłem, poczułem sięzadowolony i zacząłem oswajać się z myślą, \e w Las Tres Marias spędzę wiele lat, a mo\enawet całe \ycie.śony parobków słu\yły na zmianę we dworze i zajmowały się ogrodem warzywnym.Wkrótce w ogrodzie, który wytyczyłem własnoręcznie i który, z bardzo nielicznymimodyfikacjami, istnieje do dziś, ujrzałem pierwsze kwiaty.Ludzie pracowali wtedy bezszemrania.Myślę, \e moja obecność przywróciła im poczucie bezpieczeństwa i \e widzieli,jak ta ziemia stopniowo rozkwita.Byli to ludzie dobrzy i prości, nieskłonni do wichrzenia,lecz to prawda, \e biedni i ciemni.Przed moim przyjazdem ograniczali się do uprawianiaswoich małych działek przyzagrodowych, które pozwalały im nie umrzeć z głodu, o ile niezdarzyła się jakaś klęska - susza, mróz, zaraza, inwazja mrówek lub ślimaków; w przeciwnymrazie sprawy przybierały zły obrót.Ja to wszystko zmieniłem.Kolejno ugory zamieniały się wpola uprawne, odbudowaliśmy kurnik i stajnie i zaczęliśmy robić system nawadniania, abyzasiewy nie zale\ały od klimatu, lecz od jakiegoś mechanizmu działającego na zasadachnaukowych.Ale \ycie nie było łatwe.Przeciwnie, było bardzo cię\kie.Czasami szedłem doosady i wracałem z weterynarzem, który badał krowy i kury i przy okazji doglądał chorych.Nie jest prawdą, i\ wychodziłem z zało\enia, \e jeśli wiedza weterynarza wystarczy doleczenia zwierząt, to wystarczy równie\ do leczenia ludzi biednych, jak to twierdzi mojawnuczka, gdy chce mnie rozzłościć.Chodziło o to, \e w tej zabitej deskami dziurze nie byłolekarza.Chłopi zasięgali rady u indiańskiej znachorki, która znała moc ziół i sugestii, i mielido niej wielkie zaufanie.O wiele większe ni\ do weterynarza.Poło\nice rodziły z pomocąsąsiadek, pacierza i jednej akuszerki, która prawie nigdy nie przyje\d\ała na czas, poniewa\musiała odbywać podró\ na grzbiecie osła, ale jest faktem, \e równie dobrze odbierałanoworodki, jak wyciągała odwrotnie uło\onego cielaka.Cię\ko chorych - to znaczy takich,których nie mogły uleczyć \adne czary znachorki ani wywary sporządzane przez weterynarza- Pedro Drugi Garcia lub ja sam odwoziliśmy do szpitala prowadzonego przez zakonnice, wktórym czasami miewał dy\ur jakiś lekarz i pomagał pacjentom umrzeć.Zmarłych chowanokoło opuszczonej parafii, u stóp wulkanu - teraz jest tam cmentarz, jak Bóg przykazał.Razalbo dwa razy w roku sprowadzałem księdza, który udzielał ślubów, poświęcał bydło imaszyny, chrzcił dzieci i odmawiał zaległe pacierze za dusze zmarłych
[ Pobierz całość w formacie PDF ]