[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W powstaniubrał czynny udział i dostał się do obozu w Stutthofie.Odniego dowiedziałem się, co się tam naprawdę działo.Gdy urzędowaliśmy w jednym pokoju, pan O.rozpoczy-nał pracę od wypicia kawy, wypalenia papierosa i.zasypiałw fotelu.Byłem nawet z tego zadowolony, mogłem spokoj-nie pracować.Tylko od czasu do czasu odrywałem się, żebygo obudzić, gdyż zaczynał tak chrapać, że słychać było nakorytarzu.Wszyscy w biurze wiedzieli o tym, że O.połowę dniaroboczego przesypia, podśmiewali się, ale nie robili z tegoużytku.Szczerze mówiąc, myślałem o tej metodzie pracypana O.niezbyt pochlebnie, lecz czas pokazał, o czym niktnie pomyślał, że był on po prostu beznadziejnie chory.Bywały dni, że pan O.był wesoły i żartował.Lubił robićkawały.Mnie też zrobił kawał.Kawał, przez który jakokadrowiec mogłem wylecieć z pracy.Przez wiele tygodnipojęcia nie miałem, że za moją zgodą pan O.założyłw biurze sklep monopolowy z wyszynkiem.Pewnego dnia poprosił mnie z niewinną miną, żebympozwolił mu przechować przez kilka dni w podręcznymmagazynie z papierem cztery duże pudła, które przyszłyz Marsylii jako przesyłka od syna.Nie może ich odtrans-portować do domu, bardzo ciężkie, a w magazynku jestdość miejsca, a on po troszeczku zawartość paczek prze-niesie stopniowo do domu.Magazynek mnie podlegał, więcpowiedziałem intendentowi Maciejczykowi, żeby wygospo-darował tam miejsce i pozwolił panu O.w każdej chwiliwchodzić dla zabrania zawartości paczek.Potem się okazało, że pan O.wysłał synowi do Marsyliicztery wielkie paki polskiej wyborowej, Francuzi nie uznalitego za prezent, nałożyli takie cło, że synek czym prędzejkazał odesłać do tatusia ten dar z powrotem.Pan O.paczkiodebrał, umieścił je w wymienionym magazynku, a wiedząc,że co drugi inspektor, nie wyłączając sekretarza, to moczy-mordy, postanowił z jtego skorzystać.W momencie, w któ-rym mi doniesiono, że pan O.handluje wódką i ma jejpokazny zapas, wódki już nie było.Została do cna wypita,a prawie połowa naśzych pracowników była u niego za-dłużona po uszy.Kiedy doszło do konfrontacji, wszyscy jakjeden mąż powiedzieli, że pan O.jest czysty jak kryształ.%7ładnej wódki w biurze nie sprzedawano i w ogóle co zabezczelność, podejrzewać tak pilnych i dobrych inspekto-rów o pijaństwo i do tego w czasie pracy.Pamiętają przecieżpismo prezesa Rady Ministrów, że pić w czasie pracy niewolno.Zanim zaangażował się do naszej wzorowej instytucji pan O.pracował w wielu innych, jeszcze bardziej wzorowychjednostkach, a nawet był dyrektorem jednej z nich.W owym czasie, jak opowiedział mi w przystępie dobregohumoru, żona stroskana jego stanem zdrowia, a zwłaszczauczuć, zdobyła mu miejsce w sanatorium w Kudowie-Zdro-ju.Zaopatrzyła go w gotówkę i obdarzając wieloma uściskamiwepchnęła do pierwszej klasy pociągu pośpiesznego,i, życząc mu pomyślnej podróży i powrotu w kwitnącymzdrowiu, wyprawiła do tej-,,krynicy zdrowia.Zanim pociąg dobiegł do Aodzi Kaliskiej, pan O.trzymałczule za rękę siedzącą obok niego w przedziale panią, którajak i on udawała się do tego samego zródła.Zanim do-jechali do Wrocławia, mówili już sobie po imieniu.W Ku-dowie-Zdroju tuląc się do siebie szli, ale nie w stronę sana-torium.Pani prowadziła go do willi koleżanki.Przedstawilisię jako małżeństwo.Przywitano ich serdecznie.Wynajęlipiękny pokój z całodziennym utrzymaniem.Kiedy po 23 dniach pan O.wrócił z sanatorium do do-mowych pieleszy, żona załamała ręce z rozpaczy.Mąż byłchudy jak derwisz, zielony na twarzy jak łazarz, nogi podnim uginały się, jakby były z waty, a głos urywał sięw krtani. OmójBoże.Waciu, co się stało? miała łzy w oczach. To te bicze wodne. Bicze wodne? Co za bicze? Lekarz kazał mi trzy razy dziennie dawać silne natryskiwody. A konował, a zbrodniarz, a.Idę do ministra zdrowia.I zaczęła się gorączkowo ubierać. Podam do prasy.Pokażę mu twoje zdjęcie.Nie daruję.Cudem udało mu się uspokoić żonę.Mówił mi, że byłw nie lada strachu.Bał się, że się wszystko wyda.I, niestety,wydało się.Opowiedział o tej przygodzie przyjacielowi, a ten, chcącsię przydobać jego żonie, która była jego przełożoną w biu-rze, nie omieszkał jej o tym subtelnie poinformować.No cóż, są ludzie, którym nie wolno się zwierzać.Co innego ja.50Teraz coraz mniej ciągnie mnie poza Warszawę.Od kilkulat urlop spędzam w Warszawie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]