[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Astrid zamknęła drzwiczki kuchni i przyniosła na stół półmisekz goframi.Usiadły, naprzeciw siebie, ale żadna nie podejmowałainicjatywy, żeby zacząć.- To należało do mojej matki, porcelanowa zastawa -powiedziała wreszcie Astrid, podnosząc swoją filiżankę.- Znalazłamją w schowku po śmierci ojca.Musiał ją wynieść, kiedy moja mamaumarła.Nigdy jej nie używałam.Trzymałam w pudłach i tylko odczasu do czasu pozwalałam sobie jakąś rzecz potrzymać.- Astridprzeciągnęła palcem po delikatnym uchu filiżanki.- Kiedy ogląda sięją pod światło, jest prawie przezroczysta.Cienka jak wydmuszka.Astrid podsunęła Veronice półmisek, podała miseczkę zdżemem, a gdy Veronika częstowała się gofrem, nalała jej kawy.- Przyniosłam ci to - powiedziała Veronika, przesuwając książkępo stole.- Być może czuję coś podobnego wobec tej książki.%7łe jest krucha i nie wolno jej traktować niedbale.Astrid dotknęła okładki, zostawiła na niej dłoń, ale nie zrobiłagestu, żeby otworzyć książkę.- Wydaje się, że minęło tyle czasu, odkąd ją napisałam - mówiładalej Veronika.- Może to jest trochę tak jak z własnym dzieckiem.Jest z ciebie, ale nie jest tobą.Kiedy już się urodzi, zaczyna miećwłasne życie.Jesteś po to, żeby je chronić i o nie dbać, cierpisz razemz nim i cieszysz się razem z nim, ale w końcu musisz mu pozwolić żyćwłasnym życiem.Usunąć się i dać mu wolność.I mieć nadzieję, żebędzie mu się dobrze wiodło.Astrid patrzyła na Veronikę w skupieniu, jakby przetrawiała jejsłowa.- Tak - powiedziała.- Musimy się rozstawać nawet znajcenniejszymi rzeczami.- Jej dłoń wciąż leżała na książce.- Co zapożytek z trzymania ich w pudłach? - Spojrzenie jej oczu stało sięodległe.Jej wargi się poruszały, ale Veronika nie mogła uchwycićsłów.Stara kobieta wzięła ze stołu książkę, otworzyła i przeczytaładedykację, wodząc po literach wskazującym palcem.Podniosławzrok, gdy Veronika zaczęła mówić.- Myślę, że napisałam tę książkę, bo chciałam spróbowaćzrozumieć zjawisko podróżowania.Powody podróży.Jak onewpływają na tych, którzy podróżują.Co dzieli podróżujących od tych,którzy tego nie robią.- Veronika spojrzała przez okno.-Podróżowałam przez prawie całe życie.Mój ojciec jest dyplomatą i potym, jak moja matka nas porzuciła, zaczął wyjeżdżać na placówki za granicę.%7łeby zapewnić mi lepszy byt, tak myślę.Tu w Szwecjibyłoby trudniej.Opiekowały się mną różne nianie - arny, aye, operki.Ale podróżowałam ze swoim ojcem.Astrid wstała, podeszła do kuchni, a wróciwszy, zaproponowałaVeronice następną filiżankę kawy.Usiadła z rękami nakolanach, odchylona do tyłu.- Patrzę dzisiaj na filiżanki mojej matki i myślę o wszystkichtamtych latach.Wyobrażam sobie, że zostały przez kogoś kupione ipodarowane z miłością, rozpakowane niecierpliwie w tym domu.Delikatnie ustawione w szafkach.Potem schowane, żeby nigdy ich nieużywać.Taka strata.- Podniosła wzrok i Veronika z zaskoczeniemzobaczyła, że oczy starej kobiety są pełne łez.Jak gdyby wzawstydzeniu Astrid wstała i znów podeszła do kuchni, by zająć sięogniem, dołożyła drewna i patrzyła, jak się zajmuje, aż w końcuzamknęła drzwiczki.- Strata - powiedziała, odwrócona plecami do Veroniki.- Takawielka strata.Ale z drugiej strony, w niewłaściwych rękach delikatnerzeczy są niszczone.W niewłaściwych rękach książka może być tylkopapierem.Użytym do rozpalenia ognia albo wytarcia okien.Porcelanatak delikatna jak wydmuszki.- Urwała na moment i zamknęła oknonad kuchennym zlewem.- Przynajmniej w ten sposób ciągle tu jest.Może pewnego dnia ktoś ją znów rozpakuje, tak czule, jak zrobiła tomoja matka.I pozwoli, żeby była używana, tak jak to zawsze miałobyć.Wróciła do stołu, usiadła i znów wzięła książkę. - Tyle lat - powiedziała - tutaj w tym domu.- Spojrzała naVeronikę.- Tylko jeden raz wyjechałam z tej wsi.Raz w życiu,bardzo długim życiu.A miałam tak dużo powodów, żeby wyjechać.Tak bardzo mało, żeby zostać.Ensam under fastet slingrar stigen, som jag gar.Samotna pod firmamentem wije się ścieżka, którą chadzam.AstridKiedyś marzyłam o świecie.To nawet nie było tak, żebymmarzyła o wyjezdzie, ale przesiadywałam tu w kuchni, wyglądającprzez to okno.Wioska na dole była innym światem, a za polami igórami były jeszcze inne.Widziałam, jak rzeka rwie swoim nurtem, i zastanawiałam siędokąd.To był styczeń, przerazliwe zimno, dzień, w którym wyjechałamdo dziadka, ojca mojej mamy, żeby u niego zostać.Szkoła byłazamknięta, nauczycielka chora, i mnóstwo dzieci tak samo.Próbowałam zrozumieć, dlaczego mój ojciec się postarał, żebymwyjechała.Może bał się o siebie.A może o mnie.Nie o mnieosobiście, tylko o rolę, jaką miałam przypisaną: ogniwa, które łączyłogo z przyszłością.Tamtej zimy kilkoro dzieci ze szkoły umarło.Wiedziałam, że dziadek mieszka w Sztokholmie, ale od śmiercimamy nie było żadnych kontaktów z jej rodziną.Nie pamiętałamswoich dziadków, wiedziałam tylko, że babcia zmarła niedługo pomamie.Dziadek był dla mnie imieniem bez twarzy [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gieldaklubu.keep.pl
  •