[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wszystko to razem sprawiało,że jego stopy były teraz o wiele lepiej chronione; a także, dzięki og-niowi, zupełnie ciepłe.148RS Dzień był niezwykle pracowity, ale co dziwne, nie odczuwali znu-żenia.Siedzieli obok siebie na wypchanym worku, naprzeciwko ogni-ska; ona szyła mu ochraniacze na buty, on klecił prowizoryczne sanki,na których mieli ciągnąć swój cenny dobytek; zrobił też rakiety śnież-ne dla nich obojga.Kiedy śnieg w butelce się stopił, pili.Ponieważteraz, kiedy mieli ogień, śnieg topił się o wiele szybciej, po raz pierw-szy, od kiedy się rozbili, mogli napić się do woli i wreszcie przestałodokuczać im pragnienie.Czuła się zaskakująco zadowolona, siedząc tak obok niego,przeważnie w milczeniu, i pracując.Daleko jej było jednak do zu-pełnej beztroski.Czekała ich długa, niebezpieczna wędrówka, któ-rej mogli nie przeżyć.Góry były zdradzieckie, surowe i nie wyba-czały błędów.Nawet jeśli im się uda, pozostawał jeszcze fakt, żektoś usiłował ich zabić, a wszystko wskazywało na to, że tym kimśbył Seth.Udowodnienie, że to on za tym stał, mogło być jednak trudne.Przede wszystkim dlatego, że dowody znajdowały się tutaj, rozrzu-cone na górskim stoku.Nawet jeśli odnajdą wrak, było możliwe,że wcześniej wszystkie przydatne w sądzie dowody ulegną znisz-czeniu w tych warunkach pogodowych.Choć może zimno raczejkonserwowało - nie była pewna.Musiała przygotować się na realnąmożliwość, że choć ona i Cam wiedzieli, że ktoś próbował ich za-bić, mogą nigdy nie zdołać tego dowieść.Czy będzie w stanie żyćtak jak dawniej z tą świadomością? Czy będzie zdolna do dalszychpotyczek z Sethem? Raczej nie.Będzie musiała odstąpić od umo-wy, którą zawarła z Jimem, co, nawet w zaistniałych okolicznoś-ciach, niezbyt jej się podobało.Ale to wszystko czekało ją w przyszłości, zakładając, że jej doży-je.Teraz było ważne to, co tu i teraz, bo miała na to wpływ.Myśl tapodbudowywała, dodawała otuchy.Nie oczekiwała już rozpaczliwie napomoc, bo zrozumiała że nie nadejdzie.Mieli plan i wprowadzaligo w życie, polegając na sobie, na własnej pomysłowości, determina-cji i harcie ducha.Jak dla niej, w porządku.Kiedy uporała się z ochraniaczami na buty, zabrała się do rozwią-zywania problemu z jego garderobą czy też jej brakiem.Wzięła swojedwie flanelowe koszule - całe szczęście, że zabrała ich tyle na te dwatygodnie raftingu - i połączyła je guzikami w jedno duże, niezgrabne coś.To  coś miało dziwny kształt, ale żadne z jej ubrań nie było149RS na tyle duże, by pomieścić jego tors i ramiona.Natychmiast się w toubrał, rękawy były za krótkie, do tego dwa z nich wisiały bezużytecz-nie na plecach, ale była to ochrona przed zimnem, jakiej wcześniej niemiał, a do tego nie musiał wiecznie czegoś poprawiać.Koszule miałyróżne wzory, więc wyglądało to dziwnie, ale liczyło się przede wszyst-kim, żeby było mu ciepło.Postanowili, że to ona powinna włożyć ocieplaną kamizelkę, bo nanią pasowała.On włoży jej nowiutkie ponczo przeciwdeszczowe, któ-re może nie będzie go grzało, ale ochroni przed wiatrem.Miała jeszczeparę pomysłów na dodatkowe warstwy ochronne, musiała tylko dopra-cować szczegóły.Problemem były jego nogi.Ona mogła wciągnąć kilka par spodnidresowych, ale on miał tylko jedną parę, garniturowych.Chociaż dresymiały gumkę w pasie, i tak nie mógł się w nie wbić, bo nogawki byłydla niego za krótkie i za wąskie.W końcu przyszło jej coś do głowy.- Chyba mogłabym ci zrobić czapsy* - powiedziała.Uniósł wzrok znad rakiety śnieżnej, którą klecił z gałązek i kabli.Zciągnął brwi w udawanym zdumieniu.- Nie mów tylko, że wzięłaś ze sobą garbowaną skórę.- Mądrala.Jak jesteś taki dowcipny, to możesz sobie marznąć.Nachylił się, by stuknąć ją w ramię swoim.- Przepraszam.Co tym razem zrodziło się w mądrej główce?- Mam cztery ręczniki z mikrofibry.Myślał przez chwilę, po czym pokiwał głową.- Okej, to akurat ma sens.Ręczniki rzeczywiście mogły ci sięprzydać podczas dwutygodniowej wyprawy.- Dziękuję, Panie Sceptyczny - powiedziała ironicznie i zaczęławyjaśniać.- Jeśli zrobię małe nacięcia wzdłuż brzegów ręczników,ale bez przecinania samych brzegów, tylko trochę dalej, to będę mogłaprzewlec przez nacięcia jakiś pasek z materiału i obwiązać cię w pasie.Potem połączę w ten sam sposób brzegi ręczników zwisające wzdłużtwoich nóg i proszę bardzo, masz czapsy.- Jak na kogoś, kto nie umie szyć, jesteś bardzo użyteczna.*Czapsy - długie, sięgające od stóp po pachwiny ochraniacze, najczęściejze skóry; część stroju kowboja (przyp.red.).150RS Zaśmiała się.- To chyba jakaś ironia losu.Zawsze miałam awersję do igły i ni-ci, a teraz muszę szyć różne rzeczy, nie wyłączając twojej głowy.Li-tości!Spojrzał na rakietę śnieżną w swoich rękach i parsknął:.- Nic mi nie mów.Zawsze nienawidziłem śniegu, zimna.a teraztylko patrz.- Skoro nienawidzisz śniegu, to skąd wiesz, jak robi się rakietyśnieżne?- Zasada jest prosta: chodzi o rozłożenie ciężaru ciała na więk-szą powierzchnię, trzeba więc tylko zrobić płaską, prostą konstrukcję,i przymocować do buta.Patrzyła, jak robi rakietę śnieżną z mniejszych, bardziej giętkichgałązek.Jego duże dłonie były tak zwinne i pewne, jakby robił to jużco najmniej z tysiąc razy.Znowu przepełniło ją to uczucie zadowole-nia, że była dokładnie tam, gdzie jej miejsce - nie, że uwięziona w gó-rach, tylko że właśnie tu i teraz.Walka o przetrwanie była trudna i wyczerpująca, ale toczyła się nazewnątrz [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gieldaklubu.keep.pl
  •