[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie wiem, czypowinien być bardziej, czy mniej osobisty.Nasza miłość oraz to, żebyłam otwarta na wszystko, co nas dotyczyło, sprawiły między innymi,że każda wypowiedz, którą czynimy, staje się intymna.Wiem, że nigdyCię nie zapomnę.Starałam się nie myśleć o Tobie, ale mi się nie udało.Stanowisz moją przeszłość i w końcu zrozumiałam, że lepiej miećprzeszłość, która przeraża, niepokoi i w dużej mierze unieszczęśliwia,niż nie mieć jej wcale.Ale wygaduję bzdury, prawda? Nie ma ludzi bezprzeszłości.Nawet chorym na amnezję coś zaczyna świtać, gdyoglądają obrazy, które kiedyś widzieli.Gdybym tylko czuła żal, byłobymi łatwiej.Chciałabym móc tak normalnie, ze smutkiem, wspominaćto, co nas łączyło.Ale wiem, że przebywasz w zamknięciu, chociaż niesą to kraty więzienne, lecz mury tego dobrego szpitala, i wiem, żeznalazłeś się tam dlatego, że wtedy w Stoughton zadzwoniłam napolicję.Wszystko jest takie skomplikowane i nie umiem sobie z tymporadzić.Czuję się jak człowiek, który zasiadł do kanasty, ale nawidok kilku pomieszanych talii kart odchodzi mu ochota do gry.Pamiętasz wieczór, kiedy poszliśmy na kolację po tym, gdyspędziłam pół dnia z Susan Henry? Mówiłam ci, co mi powiedziała: żeprzez Ciebie wyładowuję na rodzinie zgromadzoną w sobie agresję.Teraz, kiedy Hugh nie żyje i wiem, że to Ty zwabiłeś go na jezdnię,gdy szedł z narzeczoną Piątą Aleją, myślę sobie, że w pewnym sensiechciałam jego śmierci.Czasem mam wrażenie, że jestem potworem.Ato przeszkadza mi nawiązać bliższy kontakt z ludzmi.Tylko z Keithemmi się udało, bo on przyjmuje mnie bez zastrzeżeń, taką, jaka jestem.Zdarza się, że ni stąd, ni zowąd staje mi przed oczami obraz, jak policjazabiera Cię sprzed domu - myślę wtedy, że jednak powinni byli zabrać mnie.Stanowiliśmyjedność, zarówno gdy się kochaliśmy, jak i wtedy gdy wyrządziłeś tylekrzywdy moim bliskim.W łóżku uwodziliśmy się na zmianę, pózniej -w czasie pożaru i wypadku Hugh- ja byłam stroną uwodzącą.Nie chcę tym wyznaniem sprawić Cibólu czy pomieszać w głowie.Ale pomyślałam, że znając mojeodczucia, może łatwiej Ci będzie wszystko przemyśleć i może szybciejwrócisz do świata, w którym - a mówię to z pełnym przekonaniem -jest Twoje miejsce.Wiem, że już chyba nigdy się nie zobaczymy.Traktuję naszą miłośćjako wykroczenie, a dłużej nie chcę naruszać prawa.Straciłam odwagę,ale to i lepiej, bo taka beztroska do niczego nie prowadzi.Niszczywszystko.Nie dalibyśmy rady ułożyć sobie razem życia.To dziwnepisać Ci o tym teraz, ale nadal wierzę w naszą miłość i nadal Ciękocham.Postanowiłam jednak, że na zawsze odsunę tę miłość odsiebie i że już nigdy się z Tobą nie zobaczę.Przez cały następny rok nie miałem od Jade żadnych wieści.Nieodpisałem jej na list, wysłałem tylko kartę pocztową, dziękując, że siędo mnie odezwała.Nie pisałem też do Anny i starałem się o nich niemyśleć dwadzieścia cztery godziny na dobę.Arthur i Rose bylijedynymi osobami, które mnie odwiedzały, choć już nie tak syste-matycznie jak dawniej.Kiedy zauważyłem, że ich wizyty stają sięcoraz rzadsze, poprosiłem, żeby przyjeżdżali raz w miesiącu, co namwszystkim ogromnie ulżyło.Wciąż otrzymywałem lithium; chociaż mój stan się poprawił, nie byłomowy o tym, żeby zwolnić mnie z Rockville.Czasem wydawało misię, że po prostu przyzwyczaiłem się nie zwracać uwagi na swojepragnienia i pomieszane uczucia.Innym razem byłem głębokoprzekonany, że na- prawdę zdrowieję.Gdyby jednak ktoś mnie spytał, co rozumiemprzez  zdrowieję", nie wiedziałbym, co odpowiedzieć.Miałem bardzoskromne cele: przeżyć kolejne dni bez żadnych wzruszeń.W dziwnysposób, stopniowo, przystosowywałem się do życia szaleńca.Nagle pewnego dnia wszystko we mnie puściło.Było to pierwszegolutego 1976 roku, kiedy rodzice, nie zważając na zamieć śnieżną,przyjechali z wizytą.Arthur zdjął czarną futrzaną czapę i kiedyotrzepywał z niej śnieg, zobaczyłem, że na czubku głowy zrobiła musię łysina, a długie włosy po bokach głowy pokryły się siwizną:wyglądał dystyngowanie niczym delegat na międzynarodowejkonferencji związkowców.Stracił sporo na wadze; miał terazwystające kości policzkowe, a kraciasta koszula, choć zapięta poostatni guzik, była luzna pod szyją.Rose wyglądała wprostzachwycająco.Mróz wymalował jej na policzkach czerwone rumieńce,a zdenerwowanie towarzyszące podróży dodało jej oczom blasku.Ubrana była w modne skórzane botki, szarą spódnicę i golf; paliłapapierosa w przezroczystej fifce, wydmuchując w górę dym, któryniczym włócznia przecinał promienie słońca.- Pewnie myślałeś, że nie przyjedziemy - powiedział Arthur,obejmując mnie na powitanie.Rose wyglądała przez okno, przypuszczalnie zastanawiając się, czyzamieć śnieżna nie zmusi ich do zostania na noc w szpitalu wariatów.Teraz, gdy jedno z rodziców mówiło coś do mnie, drugie patrzyło wprzeciwną stronę, jakby nic nie słyszało albo jakby rozmowa odbywałasię w obcym języku.- Wiecie, o czym dziś myślałem? - spytałem, kiedy rozgościli się wpokoju.- O pierwszym dniu w szkole średniej.Tydzień wcześniej zabraliście mnie na zakupy i pamiętam,że uparłem się, aby kupić sobie czerwone spodnie.Takie trochę w styludżinsowym, choć niezupełnie.Może bardziej w stylu safari, tyle żeczerwone [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gieldaklubu.keep.pl
  •