[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Dzieńwstający za oknami zapowiadał się cudownie.Ptaki szalały zachłystując się promieniamiradosnego słońca.Dopiero teraz zobaczyłem, że okna mieszkania wychodzą na niewielkiogródek z krzakami przekwitłego bzu.Zerwałem się na nogi i pobiegłem do łazienki, aby spełnić swoje czynnościfizjologiczne i przemyć z grubsza twarz i ręce.Po powrocie zobaczyłem, że wszyscy usiedli do śniadania.Aóżka były już rozłączone i pościelone. - No i jak się spało? - zapytał Victoria.- Po prostu bosko - odpowiedziałem, a wszyscy przytaknęli mi skwapliwie.- Wogóle nie czuję znużenia, choć spałem jak kamień - kontynuowałem rozmowę.- To przez dobry rozkład żył pod nami - stwierdził autorytatywnie Jarecki.-Kiedyś przeprowadzałem tutaj badania różdżką i wyniki były powalające.%7ładnychcieków, po prostu nic.- A to może dlatego jestem tak dobrze zakonserwowany? - zagadnął ze śmiechemVictoria.- Bardzo możliwe - odpowiedział Jacek.- Podobno hera też konserwuje.- Nie tylko hera, ale i wszystkie opiaty konserwują, ale najbardziej opium -włączyłem się do rozmowy.- Na przykład w dziewiętnastym wieku wielu lekarzywstrzykiwało sobie morfinę i żyło do póznej starości, nawet do dziewięćdziesiątki.Bomorfina nie niszczy ani wątroby, ani mózgu, ani żadnych innych narządówwewnętrznych.- No, co do tego to nie byłbym taki pewien, bo nawet Boy%7łeleński pisał w liście do żony, że jeden z jego kolegów ze studiów lekarskichzaćpał się na śmierć, gdzieś na morzu Zródziemnym, gdzie pracował na statku, jakolekarz pokładowy - oponował Jacek.- Takie niebezpieczeństwo zawsze istnieje, otruć się można wszystkim, nawetaspiryną, jeżeli nie zna się umiaru - podsumowała nasze rozważania Gosia.- A co do dziewiętnastego wieku, to ja osobiście uważam, że właśnie wtedynastąpiło apogeum naszej cywilizacji - zadzierzgnąłem kontrowersyjnie następny tematrozmowy.- Dobrze, powiesz nam to na miejscu, jak zaczniemy obcinać mak - przewał mistanowczym głosem Victoria.- A teraz w drogę - nakazał.Więc dopiliśmy w pośpiechu herbatki, pozjadaliśmy wszystkie okruchy ze stołu,po czym wstaliśmy i ruszyliśmy do drzwi.Spojrzałem po raz ostatni na mieszkanienaszego wielkiego Wodza, tak, aby zapamiętać je na zawsze.Mój wzrok prześliznął siępo wszystkich sprzętach w tej niewielkiej kolebce naszego  Ruchu i utknął na wiszącymzegarze.Było pół do siódmej.Weszliśmy więc na swoją ścieżkę wojenną i podążaliśmy za naszym wodzem, w stronę jego cichego ustronia.Po pewnym czasie zanurzyliśmy się, odprowadzani pełnymzrozumienia wzrokiem nielicznych gapiów, w gąszczu dorodnych krzaków.Po przejściu kilkudziesięciu metrów skręciliśmy w lewo, w środek zagajnika - wsamo jądro ciemności.Przebywszy odcinek, poprzez nieprzebytą ścianę dorodnychkrzewów, wypadliśmy na pustą przestrzeń koła o promieniu około dziesięciu metrów.Naśrodku tej przestrzeni leżała ogromna sterta poucinanych makuchów.- Nie mogę wyjść z osłupienia, ile tego nanieśliśmy - powiedział z zaskoczeniemw głosie Jacek.- No i jak przedarliśmy się przez ten zwarty szpaler gałęzi - zdziwiła się Grzywka.- To tak zwykle bywa, że w szoku jesteśmy zdolni wykonać rzeczy, jakichnormalnie, zdawałoby się, nie moglibyśmy zrobić - wyjaśniłem.- A to, że byliśmywczoraj w szoku, a nawet ośmieliłbym się stwierdzić, w amoku, jest niepodważalnymfaktem, bo oto dowód - zakończyłem pokazując nasz wczorajszy urobek.- No dość tego bezproduktywnego gadulstwa - zachęcił nas do pracy Victoria.-Czy wszyscy mają swoje łyżki?- Tak jest - odpowiedzieliśmy chórem, wyciągając zza pazuchy i z kieszeniniezbędne utensylia.- A żyletki? - zapytał ponownie.- Oczywiście.absolument.abiazatielno.of course - skrzyżowały się naszeodpowiedzi.- No to siadajmy,  a powiedzcie panom ussarzom, że mogą już poczynać -stwierdził cytując Jana III Sobieskiego podWiedniem Victoria.Usiedliśmy więc w środku tego dziwnego kręgu, na deskachpodpartych po obu końcach cegłami i sięgnęliśmy po pierwsze pingpongi46 z wierzchusterty, ścięliśmy46 Pingpongami w gwarze narkomańskiej nazywano główki maku.pierwsze kolanka, a na odciętej powierzchni pojawiły się pierwsze krople mleczka - krwiboga, którą zaczęliśmy zbierać palcami i przenosić na łyżki.Nacięte makówkistawialiśmy na przygotowanych w tym celu wiekach i dnach kartonowych walizek.Ponacięciu kilkudziesięciu kolanek i zebraniu z nich mleka, wyrzucaliśmy je sukcesywnie na ziemie i w ich miejsce stawialiśmy następne, które obcieraliśmy po kilka razy, dopóty,dopóki wydzielały życiodajne soki.Gdy zebraliśmy tyle soku makowego ile trzeba,odpalaliśmy łyżki z ich zawartością nad ogniem świeczki, którą zapobiegliwie zabrał zesobą Victoria [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gieldaklubu.keep.pl
  •